Prz 8,22-35
Pan mnie stworzył, swe arcydzieło, jako początek swej mocy, od dawna, od wieków jestem stworzona, od początku, nim ziemia powstała. Przed oceanem istnieć zaczęłam, przed źródłami pełnymi wody; zanim góry zostały założone, przed pagórkami zaczęłam istnieć; nim ziemię i pola uczynił - początek pyłu na ziemi. Gdy niebo umacniał, z Nim byłam gdy kreślił sklepienie nad bezmiarem wód, gdy w górze utwierdzał obłoki, gdy źródła wielkiej otchłani umacniał, gdy morzu stawiał granice, by wody z brzegów nie wyszły, gdy kreślił fundamenty pod ziemię. Ja byłam przy Nim mistrzynią, rozkoszą Jego dzień po dniu, cały czas igrając przed Nim, igrając na okręgu ziemi, znajdując radość przy synach ludzkich. Więc teraz, synowie, słuchajcie mnie, szczęśliwi, co dróg moich strzegą. Przyjmijcie naukę i stańcie się mądrzy, pouczeń mych nie odrzucajcie! Błogosławiony ten, kto mnie słucha, kto co dzień u drzwi moich czeka, by czuwać u progu mej bramy, bo kto mnie znajdzie, ten znajdzie życie i uzyska łaskę u Pana;
(lub) Iz 2,2-5
Stanie się na końcu czasów, że góra świątyni Pańskiej stanie mocno na wierzchu gór i wystrzeli ponad pagórki. Wszystkie narody do niej popłyną, mnogie ludy pójdą i rzekną: Chodźcie, wstąpmy na Górę Pańską do świątyni Boga Jakubowego! Niech nas nauczy dróg swoich, byśmy kroczyli Jego ścieżkami. Bo Prawo wyjdzie z Syjonu i słowo Pańskie - z Jeruzalem. On będzie rozjemcą pomiędzy ludami i wyda wyroki dla licznych narodów. Wtedy swe miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy. Naród przeciw narodowi nie podniesie miecza, nie będą się więcej zaprawiać do wojny. Chodźcie, domu Jakuba, postępujmy w światłości Pańskiej!
Ga 4,4-7
Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo. Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze! A zatem nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej.
J 2,1-11
Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: Nie mają już wina. Jezus Jej odpowiedział: Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja? Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: Napełnijcie stągwie wodą! I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu! Oni zaś zanieśli. A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem - nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli - przywołał pana młodego i powiedział do niego: Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory. Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie. Następnie On, Jego Matka, bracia i uczniowie Jego udali się do Kafarnaum, gdzie pozostali kilka dni
Obecna zawsze przy swych dzieciach
Czuwająca obecność Maryi - to główna myśl dzisiejszej Ewangelii. Ona z delikatnością czuwa i dostrzega braki i kłopoty, i z takąż samą delikatnością wstawia się za nami u swojego Boskiego Syna, Jezusa Chrystusa. Jest przecież Matką, a matka nie może inaczej, jak właśnie czuwać z delikatnością i prostotą nad dobrem swoich dzieci. Mądrość zaś dzieci polega na zaufaniu Matce, na posłuszeństwie i na uwierzeniu, że Ona naprawdę troszczy się o dzieci. Tylko, że ta Szczególna Matka, szczególna jeszcze bardziej w dziejach narodu Polskiego stale nam przypomina: "Zróbcie wszystko, cokolwiek Syn wam powie." Ta zachęta brzmi przez pokolenia i przez wieki i stale jakoś jest lekceważona w naszym życiu. Tak wielkie nabożeństwo mamy do Matki, Królowej, Jasnogórskiej Pani. Wielkie pielgrzymkowe tłumy ściągające z całej Polski do Częstochowy, a jednocześnie tyle w nas niewiary, prywaty, obojętności na potrzeby innych. Ona umiała zauważyć brak i potrzebę swoich bliskich i zaradzić temu w sposób delikatny i troskliwy ... my nie .... My widzimy tylko koniec własnego nosa i nasze własne potrzeby i biedy .... "Zróbcie wszystko, cokolwiek Syn wam powie", a my raczej nie chcemy Go słuchać, my raczej nie chcemy iść za Jej mądrym głosem i wolimy robić to, co nam się podoba i to, co nam akurat odpowiada. Smutna to rzeczywistość, polskiej maryjnej pobożności.
Jej mądrość i matczyna dobroć serca mogłyby nas wiele nauczyć. Jej poddanie woli Bożej, Jej troskliwość i umiejętność dostrzegania ludzkiej biedy i ludzkiego nieszczęścia ... mogłyby okazać się pomocne i w naszym życiu codziennym, społecznym, rodzinnym i sąsiedzkim, ale ... niestety nie umiemy niczego się nauczyć, albo nie chcemy ... Ona obecna zawsze przy swoich dzieciach i zatroskana o ich dobro, chce nam otworzyć oczy, a i serca nasze, abyśmy i my -czyniąc to co Syn Jej nam każe- umieli znaleźć prawą drogę w naszej codzienności. Tylko czy my chcemy słuchać Jej głosu i Jej rady? Czy my chcemy się od Niej czegoś nauczyć?
Święta Boża Rodzicielko, naucz nas troskliwej wrażliwości na potrzeby bliźnich.
sobota, 25 sierpnia 2007
piątek, 24 sierpnia 2007
XXI Niedziela w ciągu roku – C
Iz 66,18-21
A Ja znam ich czyny i zamysły. Przybędę, by zebrać wszystkie narody i języki; przyjdą i ujrzą moją chwałę. Ustanowię u nich znak i wyślę niektórych ocalałych z nich do narodów Tarszisz, Put, Meszek i Rosz, Tubal i Jawan, do wysp dalekich, które nie słyszały mojej sławy ani nie widziały mojej chwały. Oni ogłoszą chwałę moją wśród narodów. Z wszelkich narodów przyprowadzą jako dar dla Pana wszystkich waszych braci - na koniach, na wozach, w lektykach, na mułach i na dromaderach - na moją świętą górę w Jeruzalem - mówi Pan - podobnie jak Izraelici przynoszą ofiarę z pokarmów w czystych naczyniach do świątyni Pana. Z nich także wezmę sobie niektórych jako kapłanów i lewitów - mówi Pan.
Hbr 12,5-7.11-13
A zapomnieliście o upomnieniu, z jakim się zwraca do was, jako do synów: Synu mój, nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo kogo miłuje Pan, tego karze, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje. Trwajcież w karności! Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi. Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił? Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości. Dlatego wyprostujcie opadłe ręce i osłabłe kolana! Proste czyńcie ślady nogami, aby kto chromy nie zbłądził, ale był raczej uzdrowiony.
Łk 13,22-30
Tak nauczając, szedł przez miasta i wsie i odbywał swą podróż do Jerozolimy. Raz ktoś Go zapytał: Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni? On rzekł do nich: Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: Panie, otwórz nam! lecz On wam odpowie: Nie wiem, skąd jesteście. Wtedy zaczniecie mówić: Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś. Lecz On rzecze: Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy opuszczający się niesprawiedliwości! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba, i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych. Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym. Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi.
... tak oto są ostatni , którzy będą pierwszymi ...
... i są pierwsi, którzy będą ostatnimi ... Wstrząsające są i wzburzające te słowa. Czy ja aby nie zaliczam się do tych pierwszych, którzy będą ostatnimi? Czy ja aby nie zapomniałem się i nie sprowadziłem mojej wiary do chełpliwego obnoszenia się i pokazywania jej tylko na zewnątrz? Czy ja aby nie chcę wejść do Królestwa Bożego przez zbyt szerokie drzwi moralnego laksyzmu, krocząc zbyt wygodną i komfortową drogą mojego konformizmu? Czy nie "przykroiłem" sobie chrześcijaństwa na moją własną miarę, tak aby mnie ono zbytnio nie uwierało i nie przeszkadzało robić ziemskich interesów? "A skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie ..." czy ja przypadkiem nie znajdę się na zewnątrz i nie będę próbował usprawiedliwiać się i argumentować podobnie: "Panie przecież znałem tylu księży i z biskupami zasiadałem przy stole ... uczestniczyłem w procesjach, i w kościele w pierwszych ławkach miałem wykupione miejsce ..."
A może pogardzam lub nawet nie zauważam tych ostatnich, którzy O ZGROZO!!! będą pierwszymi, bo nie ułatwiali sobie chrześcijaństwa i nie próbowali go pogodzić ze złem.
„Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym ...” - a ja czy tam będę? A czy dla mnie znajdzie się tam miejsce, czy też będę próbował załatwić to sobie, po znajomości, tak jak to robiłem przez całe życie?
Ciasna jest brama, która prowadzi do Królestwa i wąska droga,
a ja otworzyłem sobie szeroko drzwi i wyasfaltowałem drogę, aby mi było wygodniej.
Tylko, dokąd mnie one zaprowadzą?
Czy na pewno wystarczy mi przebiegłości i sprytu, aby wejść do Królestwa Bożego?
Czy w ogóle przebiegłość i spryt, konformizm i dyplomacja do Królestwa Bożego prowadzą?
A Ja znam ich czyny i zamysły. Przybędę, by zebrać wszystkie narody i języki; przyjdą i ujrzą moją chwałę. Ustanowię u nich znak i wyślę niektórych ocalałych z nich do narodów Tarszisz, Put, Meszek i Rosz, Tubal i Jawan, do wysp dalekich, które nie słyszały mojej sławy ani nie widziały mojej chwały. Oni ogłoszą chwałę moją wśród narodów. Z wszelkich narodów przyprowadzą jako dar dla Pana wszystkich waszych braci - na koniach, na wozach, w lektykach, na mułach i na dromaderach - na moją świętą górę w Jeruzalem - mówi Pan - podobnie jak Izraelici przynoszą ofiarę z pokarmów w czystych naczyniach do świątyni Pana. Z nich także wezmę sobie niektórych jako kapłanów i lewitów - mówi Pan.
Hbr 12,5-7.11-13
A zapomnieliście o upomnieniu, z jakim się zwraca do was, jako do synów: Synu mój, nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo kogo miłuje Pan, tego karze, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje. Trwajcież w karności! Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi. Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił? Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości. Dlatego wyprostujcie opadłe ręce i osłabłe kolana! Proste czyńcie ślady nogami, aby kto chromy nie zbłądził, ale był raczej uzdrowiony.
Łk 13,22-30
Tak nauczając, szedł przez miasta i wsie i odbywał swą podróż do Jerozolimy. Raz ktoś Go zapytał: Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni? On rzekł do nich: Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: Panie, otwórz nam! lecz On wam odpowie: Nie wiem, skąd jesteście. Wtedy zaczniecie mówić: Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś. Lecz On rzecze: Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy opuszczający się niesprawiedliwości! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba, i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych. Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym. Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi.
... tak oto są ostatni , którzy będą pierwszymi ...
... i są pierwsi, którzy będą ostatnimi ... Wstrząsające są i wzburzające te słowa. Czy ja aby nie zaliczam się do tych pierwszych, którzy będą ostatnimi? Czy ja aby nie zapomniałem się i nie sprowadziłem mojej wiary do chełpliwego obnoszenia się i pokazywania jej tylko na zewnątrz? Czy ja aby nie chcę wejść do Królestwa Bożego przez zbyt szerokie drzwi moralnego laksyzmu, krocząc zbyt wygodną i komfortową drogą mojego konformizmu? Czy nie "przykroiłem" sobie chrześcijaństwa na moją własną miarę, tak aby mnie ono zbytnio nie uwierało i nie przeszkadzało robić ziemskich interesów? "A skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie ..." czy ja przypadkiem nie znajdę się na zewnątrz i nie będę próbował usprawiedliwiać się i argumentować podobnie: "Panie przecież znałem tylu księży i z biskupami zasiadałem przy stole ... uczestniczyłem w procesjach, i w kościele w pierwszych ławkach miałem wykupione miejsce ..."
A może pogardzam lub nawet nie zauważam tych ostatnich, którzy O ZGROZO!!! będą pierwszymi, bo nie ułatwiali sobie chrześcijaństwa i nie próbowali go pogodzić ze złem.
„Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym ...” - a ja czy tam będę? A czy dla mnie znajdzie się tam miejsce, czy też będę próbował załatwić to sobie, po znajomości, tak jak to robiłem przez całe życie?
Ciasna jest brama, która prowadzi do Królestwa i wąska droga,
a ja otworzyłem sobie szeroko drzwi i wyasfaltowałem drogę, aby mi było wygodniej.
Tylko, dokąd mnie one zaprowadzą?
Czy na pewno wystarczy mi przebiegłości i sprytu, aby wejść do Królestwa Bożego?
Czy w ogóle przebiegłość i spryt, konformizm i dyplomacja do Królestwa Bożego prowadzą?
24.08. św. Bartłomieja - Apostoła
Ap 21,9b-14
Chodź, ukażę ci Oblubienicę, Małżonkę Baranka. I uniósł mnie w zachwyceniu na górę wielką i wyniosłą, i ukazał mi Miasto Święte - Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, mające chwałę Boga. źródło jego światła podobne do kamienia drogocennego, jakby do jaspisu o przejrzystości kryształu: Miało ono mur wielki a wysoki, miało dwanaście bram, a na bramach - dwunastu aniołów i wypisane imiona, które są imionami dwunastu pokoleń synów Izraela. Od wschodu trzy bramy i od północy trzy bramy, i od południa trzy bramy, i od zachodu trzy bramy. A mur Miasta ma dwanaście warstw fundamentu, a na nich dwanaście imion dwunastu Apostołów Baranka.
J 1,45-51
Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy - Jezusa, syna Józefa z Nazaretu. Rzekł do niego Natanael: Czyż może być co dobrego z Nazaretu? Odpowiedział mu Filip: Chodź i zobacz. Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu. Powiedział do Niego Natanael: Skąd mnie znasz? Odrzekł mu Jezus: Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym. Odpowiedział Mu Natanael: Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela! Odparł mu Jezus: Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: Widziałem cię pod drzewem figowym? Zobaczysz jeszcze więcej niż to. Potem powiedział do niego: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego.
Oto prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu
O Apostole Bartłomieju wiemy tylko tyle, że jest to najprawdopodobniej Natanael pochodzący z Kany Galilejskiej o którym sam Jezus powiedział, że jest prawdziwym i uczciwym Izraelitą, prostolinijnym i bez podstępu (J 1,47). Poszedł on za Chrystusem i został Jego Apostołem, słuchał Jego nauczania, przypowieści, był świadkiem cudów Chrystusa i jego Zmartwychwstania. Wszystko to zgodnie z zapowiedzią samego Pana: "Zaprawdę powiadam wam, zobaczycie więcej ... niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego". Jego imię wspomniane jest w liście Apostołów u Mateusza (10,3) i w Dziejach Apostolskich (1,13), kiedy Apostołowie wybierają tego, który miał zastąpić Judasza.
Wczesne pisma chrześcijańskie mówią o Bartłomieju, że pracował w Indiach. Należy jednak pamiętać, że dla wielu pierwotnych chrześcijan wszystko co znajdowało się poza Cesarstwem Rzymskim nazywane było Indiami. Najprawdopodobniej św. Bartłomiej pracował w Etiopii i na terenach dzisiejszego półwyspu Arabskiego (Kuwejt, Arabia Saudyjska) i na północ od niego: Armenia, Iran, Irak. Jest patronem Armenii, gdzie według tradycji poniósł śmierć męczeńską przez obdarcie ze skóry.
Pozostawiając dom i rodzinę poszedł za Chrystusem w całej swojej uczciwości i prostocie. Udając się do pogańskich krajów świadczył o Nim z zapałem i głębokim przekonaniem, że Jezus jest Mesjaszem Synem Bożym - jak to wyznał przy pierwszym z Nim spotkaniu.
Święty Bartłomieju, świadku wierny, uczciwy i prostolinijny
naucz nas dawać świadectwo Chrystusowi.
Chodź, ukażę ci Oblubienicę, Małżonkę Baranka. I uniósł mnie w zachwyceniu na górę wielką i wyniosłą, i ukazał mi Miasto Święte - Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, mające chwałę Boga. źródło jego światła podobne do kamienia drogocennego, jakby do jaspisu o przejrzystości kryształu: Miało ono mur wielki a wysoki, miało dwanaście bram, a na bramach - dwunastu aniołów i wypisane imiona, które są imionami dwunastu pokoleń synów Izraela. Od wschodu trzy bramy i od północy trzy bramy, i od południa trzy bramy, i od zachodu trzy bramy. A mur Miasta ma dwanaście warstw fundamentu, a na nich dwanaście imion dwunastu Apostołów Baranka.
J 1,45-51
Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy - Jezusa, syna Józefa z Nazaretu. Rzekł do niego Natanael: Czyż może być co dobrego z Nazaretu? Odpowiedział mu Filip: Chodź i zobacz. Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu. Powiedział do Niego Natanael: Skąd mnie znasz? Odrzekł mu Jezus: Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym. Odpowiedział Mu Natanael: Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela! Odparł mu Jezus: Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: Widziałem cię pod drzewem figowym? Zobaczysz jeszcze więcej niż to. Potem powiedział do niego: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego.
Oto prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu
O Apostole Bartłomieju wiemy tylko tyle, że jest to najprawdopodobniej Natanael pochodzący z Kany Galilejskiej o którym sam Jezus powiedział, że jest prawdziwym i uczciwym Izraelitą, prostolinijnym i bez podstępu (J 1,47). Poszedł on za Chrystusem i został Jego Apostołem, słuchał Jego nauczania, przypowieści, był świadkiem cudów Chrystusa i jego Zmartwychwstania. Wszystko to zgodnie z zapowiedzią samego Pana: "Zaprawdę powiadam wam, zobaczycie więcej ... niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego". Jego imię wspomniane jest w liście Apostołów u Mateusza (10,3) i w Dziejach Apostolskich (1,13), kiedy Apostołowie wybierają tego, który miał zastąpić Judasza.
Wczesne pisma chrześcijańskie mówią o Bartłomieju, że pracował w Indiach. Należy jednak pamiętać, że dla wielu pierwotnych chrześcijan wszystko co znajdowało się poza Cesarstwem Rzymskim nazywane było Indiami. Najprawdopodobniej św. Bartłomiej pracował w Etiopii i na terenach dzisiejszego półwyspu Arabskiego (Kuwejt, Arabia Saudyjska) i na północ od niego: Armenia, Iran, Irak. Jest patronem Armenii, gdzie według tradycji poniósł śmierć męczeńską przez obdarcie ze skóry.
Pozostawiając dom i rodzinę poszedł za Chrystusem w całej swojej uczciwości i prostocie. Udając się do pogańskich krajów świadczył o Nim z zapałem i głębokim przekonaniem, że Jezus jest Mesjaszem Synem Bożym - jak to wyznał przy pierwszym z Nim spotkaniu.
Święty Bartłomieju, świadku wierny, uczciwy i prostolinijny
naucz nas dawać świadectwo Chrystusowi.
piątek, 17 sierpnia 2007
XX Niedziela w ciągu roku - C
Jr 38,4-6.8-10
Przywódcy więc powiedzieli do króla: Niech umrze ten człowiek, bo naprawdę obezwładnia on ręce żołnierzy, którzy pozostali w tym mieście, i ręce całego ludu, gdy mówi do nich podobne słowa. Człowiek ten nie szuka przecież pomyślności dla tego ludu, lecz nieszczęścia. Król Sedecjasz odrzekł: Oto jest w waszych rękach! Nie mógł bowiem król nic uczynić przeciw nim. Wzięli więc Jeremiasza i wtrącili go, spuszczając na linach, do cysterny Malkiasza, syna królewskiego, która się znajdowała na dziedzińcu wartowni. W cysternie zaś nie było wody, lecz błoto; zanurzył się więc Jeremiasz w błocie. Skoro usłyszał Kuszyta Ebedmelek, jeden z dworzan domu królewskiego, że wrzucono Jeremiasza do cysterny - król przebywał właśnie w Bramie Beniamina - wyszedł z domu królewskiego i rzekł do króla: Panie mój, królu! źle zrobili ci ludzie, tak postępując z prorokiem Jeremiaszem i wrzucając go do cysterny. Przecież umrze z głodu w tym miejscu, zwłaszcza że nie ma już chleba w mieście. Rozkazał król Kuszycie Ebedmelekowi: Weź sobie stąd trzech ludzi i wyciągnij proroka Jeremiasza z cysterny, zanim umrze.
Hbr 12,1-4
I my zatem mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków, odłożywszy wszelki ciężar, [a przede wszystkim] grzech, który nas łatwo zwodzi, winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na [jego] hańbę, i zasiadł po prawicy tronu Boga. Zastanawiajcie się więc nad Tym, który ze strony grzeszników taką wielką wycierpiał wrogość przeciw sobie, abyście nie ustawali, złamani na duchu. Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi, walcząc przeciw grzechowi,
Łk 12,49-53
Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej.
Przyszedłem ogień rzucić na ziemię ...
Zdania z dzisiejszej Ewangelii („Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam.”) wydają się zaprzeczać innym wypowiedziom Chrystusa: "Pokój mój daję wam, pokój zostawiam wam, nie tak, jak świat daje ja wam daję". Czy rzeczywiście istnieje sprzeczność między tymi dwoma wypowiedziami Chrystusa? Czy Chrystus chce nam dać pokój, czy rozłam?
Pokój proponowany przez Chrystusa nie jest świętym spokojem. Nie jest konformistyczną zgodą na grzech. Nie jest na pewno przymykaniem oczu na zło. Pokój, który Chrystus chce nam dać wypływa z głębokiego zjednoczenia z Nim i z życia w Łasce Uświęcającej, z życia uczciwego i poddanego Bogu. Nie jest on tolerancją wobec fałszu, zakłamania i obłudy. Nie jest "świętym spokojem", jaki daje świat. Nie jest unikaniem konfrontacji za wszelką cenę i dla świętego spokoju, bo "tolerancja wobec fałszu jest fałszywą tolerancją" - jak mówi O. M. Krąpiec.
To, co Chrystus krytykuje w dzisiejszej Ewangelii, to właśnie kompromisowa i konformistyczna postawa wobec zła i zakłamania. On sam nie poszedł za pokusą konformistycznej ugodowości i nie narażania się "wielkim tego świata". On sam miał odwagę opowiedzieć się przeciwko złu i kłamstwu, a po stronie prawdy i dobra. Mimo, że zapłacił za to najwyższą cenę, cenę własnego życia.
Zresztą często występuje ten motyw w Ewangelii. "Nie możecie dwóm panom służyć ...", "Przyszedłem ogień rzucić na ziemię ...", "Ja się po to narodziłem i po to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie ..."
Ogień, który chce rzucić na ziemię, to zapał i ogień miłości, ale i ogień walki ze słabościami, ze złem, ze spłyceniem, z bylejakością. To zdecydowane opowiedzenie się przeciwko "teologii zaokrąglonych kantów", przeciwko miałkiej moralności bez przykazań, przeciwko etyce bez wymagań i spłyceniu i zlaicyzowaniu Dobrej Nowiny.
A wielu jest takich chrześcijan, wielu takich wyznawców Chrystusa, którzy chcieliby sprowadzić całą Dobrą Nowinę, do paru idiotycznych i bukolicznych obrazków. Wielu takich, którzy dla fałszywie rozumianego pokoju rezygnują z Ewangelicznego radykalizmu, "aby nie utracić wiernych". Rozmydlanie Ewangelii w mdławych słodkościach nie ma nic wspólnego z Chrystusowym pokojem. I właśnie przeciwko takim "rozwadniaczom" Chrystus pragnie, aby zapłonął ogień.
Przywódcy więc powiedzieli do króla: Niech umrze ten człowiek, bo naprawdę obezwładnia on ręce żołnierzy, którzy pozostali w tym mieście, i ręce całego ludu, gdy mówi do nich podobne słowa. Człowiek ten nie szuka przecież pomyślności dla tego ludu, lecz nieszczęścia. Król Sedecjasz odrzekł: Oto jest w waszych rękach! Nie mógł bowiem król nic uczynić przeciw nim. Wzięli więc Jeremiasza i wtrącili go, spuszczając na linach, do cysterny Malkiasza, syna królewskiego, która się znajdowała na dziedzińcu wartowni. W cysternie zaś nie było wody, lecz błoto; zanurzył się więc Jeremiasz w błocie. Skoro usłyszał Kuszyta Ebedmelek, jeden z dworzan domu królewskiego, że wrzucono Jeremiasza do cysterny - król przebywał właśnie w Bramie Beniamina - wyszedł z domu królewskiego i rzekł do króla: Panie mój, królu! źle zrobili ci ludzie, tak postępując z prorokiem Jeremiaszem i wrzucając go do cysterny. Przecież umrze z głodu w tym miejscu, zwłaszcza że nie ma już chleba w mieście. Rozkazał król Kuszycie Ebedmelekowi: Weź sobie stąd trzech ludzi i wyciągnij proroka Jeremiasza z cysterny, zanim umrze.
Hbr 12,1-4
I my zatem mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków, odłożywszy wszelki ciężar, [a przede wszystkim] grzech, który nas łatwo zwodzi, winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na [jego] hańbę, i zasiadł po prawicy tronu Boga. Zastanawiajcie się więc nad Tym, który ze strony grzeszników taką wielką wycierpiał wrogość przeciw sobie, abyście nie ustawali, złamani na duchu. Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi, walcząc przeciw grzechowi,
Łk 12,49-53
Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej.
Przyszedłem ogień rzucić na ziemię ...
Zdania z dzisiejszej Ewangelii („Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam.”) wydają się zaprzeczać innym wypowiedziom Chrystusa: "Pokój mój daję wam, pokój zostawiam wam, nie tak, jak świat daje ja wam daję". Czy rzeczywiście istnieje sprzeczność między tymi dwoma wypowiedziami Chrystusa? Czy Chrystus chce nam dać pokój, czy rozłam?
Pokój proponowany przez Chrystusa nie jest świętym spokojem. Nie jest konformistyczną zgodą na grzech. Nie jest na pewno przymykaniem oczu na zło. Pokój, który Chrystus chce nam dać wypływa z głębokiego zjednoczenia z Nim i z życia w Łasce Uświęcającej, z życia uczciwego i poddanego Bogu. Nie jest on tolerancją wobec fałszu, zakłamania i obłudy. Nie jest "świętym spokojem", jaki daje świat. Nie jest unikaniem konfrontacji za wszelką cenę i dla świętego spokoju, bo "tolerancja wobec fałszu jest fałszywą tolerancją" - jak mówi O. M. Krąpiec.
To, co Chrystus krytykuje w dzisiejszej Ewangelii, to właśnie kompromisowa i konformistyczna postawa wobec zła i zakłamania. On sam nie poszedł za pokusą konformistycznej ugodowości i nie narażania się "wielkim tego świata". On sam miał odwagę opowiedzieć się przeciwko złu i kłamstwu, a po stronie prawdy i dobra. Mimo, że zapłacił za to najwyższą cenę, cenę własnego życia.
Zresztą często występuje ten motyw w Ewangelii. "Nie możecie dwóm panom służyć ...", "Przyszedłem ogień rzucić na ziemię ...", "Ja się po to narodziłem i po to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie ..."
Ogień, który chce rzucić na ziemię, to zapał i ogień miłości, ale i ogień walki ze słabościami, ze złem, ze spłyceniem, z bylejakością. To zdecydowane opowiedzenie się przeciwko "teologii zaokrąglonych kantów", przeciwko miałkiej moralności bez przykazań, przeciwko etyce bez wymagań i spłyceniu i zlaicyzowaniu Dobrej Nowiny.
A wielu jest takich chrześcijan, wielu takich wyznawców Chrystusa, którzy chcieliby sprowadzić całą Dobrą Nowinę, do paru idiotycznych i bukolicznych obrazków. Wielu takich, którzy dla fałszywie rozumianego pokoju rezygnują z Ewangelicznego radykalizmu, "aby nie utracić wiernych". Rozmydlanie Ewangelii w mdławych słodkościach nie ma nic wspólnego z Chrystusowym pokojem. I właśnie przeciwko takim "rozwadniaczom" Chrystus pragnie, aby zapłonął ogień.
środa, 15 sierpnia 2007
15.08. Wniebowzięcie NMP
Ap 11,19a; 12,1.3-6a.10ab
Potem Świątynia Boga w niebie się otwarła, i Arka Jego Przymierza ukazała się w Jego Świątyni, a nastąpiły błyskawice, głosy, gromy, trzęsienie ziemi i wielki grad. Potem wielki znak się ukazał na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu. I inny znak się ukazał na niebie: Oto wielki Smok barwy ognia, mający siedem głów i dziesięć rogów - a na głowach jego siedem diademów - i ogon jego zmiata trzecią część gwiazd nieba: i rzucił je na ziemię. I stanął Smok przed mającą rodzić Niewiastą, ażeby skoro porodzi, pożreć jej dziecię. I porodziła syna - mężczyznę, który wszystkie narody będzie pasł rózgą żelazną. I zostało porwane jej Dziecię do Boga i do Jego tronu. A Niewiasta zbiegła na pustynię, gdzie miejsce ma przygotowane przez Boga, I usłyszałem donośny głos mówiący w niebie: Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Jego Pomazańca.
1Kor 15,20-26
Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. Ponieważ bowiem przez człowieka [przyszła] śmierć, przez człowieka też [dokona się] zmartwychwstanie. I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc. Trzeba bowiem, ażeby królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć.
Łk 1,39-56
W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana.
Wtedy Maryja rzekła:
Wielbi dusza moja Pana,
i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.
Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej.
Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia,
gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. Święte jest Jego imię
a swoje miłosierdzie na pokolenia i pokolenia zachowuje dla tych, co się Go boją.
On przejawia moc ramienia swego, rozprasza ludzi pyszniących się zamysłami serc swoich.
Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych.
Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia.
Ujął się za sługą swoim, Izraelem, pomny na miłosierdzie swoje -
jak przyobiecał naszym ojcom - na rzecz Abrahama i jego potomstwa na wieki.
Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem wróciła do domu.
Niepokalana i Wniebowzięta
Maryja, Matka Jezusa Chrystusa - Boga Człowieka, jest na pewno jedną z nas, jest Kobietą, jest Matką, jest Siostrą ... ale też jest Kobietą niezwykłą, Matką niezwykłą, Siostrą niezwykłą ... Jej niezwykłość wynika z Jej niezwykłego Macierzyństwa, z Jej niezwykłej pokory i niezwykłego poddania się woli Bożej. Jej zwykłe "fiat" jest początkiem Jej niezwykłego życia i niezwykłego macierzyństwa. Ale zarazem życia bardzo zwykłego, bardzo prostego, bardzo ludzkiego, pełnego cierpienia i pełnego "zwykłości". Tak trudno mówić o Maryi w sposób zwykły, ale i trudno mówić o Niej tylko w kategoriach niezwykłości. Niezwykłe jest Jej niepokalane poczęcie, niezwykłe jest Jej Macierzyństwo i niezwykłe "zaśnięcie" - Wniebowzięcie. Ona jedyna spośród całej ludzkości była bez grzechu, Ona jedyna spośród całej ludzkości nie umarła, ale z ciałem i duszą została wzięta do nieba (a co to znaczy? - nikt z nas nie wie, bo nikt z nas tam nie był). I Ona jedyna została wyniesiona do tej niezwykłej godności, Matki Bożej. Tak trudno jest o Maryi mówić tylko w kategoriach "niezwykłości", aby nie uczynić Jej boginią, aby nie zajęła w naszym życiu miejsca Boga samego, ale też trudno o Niej mówić w kategoriach szarości i "zwykłości", aby nie sprofanować Jej Macierzyństwa, Jej osoby, Jej życia, Jej świętości ... aby nie sprowadzić Jej osoby i Jej życia do poziomu naszej zszarganej rzeczywistości, do poziomu naszej zwykłej nijakości i bylejakości ...
Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny jest przedostatnią tajemnicą Różańca, jest momentem w którym Jezus Chrystus nie tylko wynosi swoją Matkę do chwały zbawionych w niebie, ale w którym jednocześnie daje nam również przedsmak, czy raczej zapowiedź tego co i nas czeka, tego co będzie także naszym udziałem ... pod warunkiem ...
Wniebowzięcie Maryi jest świętem, w którym czcimy Ją jako Matkę, bo i Chrystus, Jej Syn Ją uczcił, ale w którym także przeczuwamy zapowiedź naszej wieczności i naszej chwały.
Kusi mnie aby napisać tu pewnego rodzaju kalambur ... Jeśli chcę, aby moje życie i moja wieczność były niezwykłe na miarę Maryi to powinienem po prostu naśladować zwykłość jej życia i Jej zwykłą pokorną codzienność.
Nie szukajmy nadzwyczajności w naszym życiu, nie sądźmy, że to niezwykłe pielgrzymki i nadzwyczajne czyny i umartwienia nas uświęcą, ale szukajmy raczej, jak zwykle i na co dzień z pokorą wypełniać wolę Bożą ... jak zwykle i na co dzień żyć życiem uczciwym i dobrym, bo na tym polegała niezwykłość Maryi?
Bądź pochwalona
Bądź pochwalona, o Ty słodka, cicha,
Ty bez szemrania pod krzyżem schylona,
Pijąca do dna z boleści kielicha
Bądź pochwalona.
Bądź pochwalona, gdy młodzieńczych rojeń
Zdarta, stargana opadnie zasłona,
Matko miłości, łaski i ukojeń
Bądź pochwalona.
Bądź pochwalona, gdy wizja ulata
Krótkiego szczęścia na wieki stracona
Pani innego, szczęśliwego świata
Bądź pochwalona.
Bądź pochwalona, gdy zwątpień godzina
We wszystko! wszystkich! przyjdzie nieproszona.
Matko - twarz której wiarę przypomina
Bądź pochwalona.
Bądź pochwalona, gdy ciągły ból toczy,
Gdy dusza chora długie lata kona.
Za Twe prześwięte, miłosierne oczy
Bądź pochwalona.
(wiersz nieznanego autora z Wilna z 1918 r.)
Potem Świątynia Boga w niebie się otwarła, i Arka Jego Przymierza ukazała się w Jego Świątyni, a nastąpiły błyskawice, głosy, gromy, trzęsienie ziemi i wielki grad. Potem wielki znak się ukazał na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu. I inny znak się ukazał na niebie: Oto wielki Smok barwy ognia, mający siedem głów i dziesięć rogów - a na głowach jego siedem diademów - i ogon jego zmiata trzecią część gwiazd nieba: i rzucił je na ziemię. I stanął Smok przed mającą rodzić Niewiastą, ażeby skoro porodzi, pożreć jej dziecię. I porodziła syna - mężczyznę, który wszystkie narody będzie pasł rózgą żelazną. I zostało porwane jej Dziecię do Boga i do Jego tronu. A Niewiasta zbiegła na pustynię, gdzie miejsce ma przygotowane przez Boga, I usłyszałem donośny głos mówiący w niebie: Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Jego Pomazańca.
1Kor 15,20-26
Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. Ponieważ bowiem przez człowieka [przyszła] śmierć, przez człowieka też [dokona się] zmartwychwstanie. I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc. Trzeba bowiem, ażeby królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć.
Łk 1,39-56
W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana.
Wtedy Maryja rzekła:
Wielbi dusza moja Pana,
i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.
Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej.
Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia,
gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. Święte jest Jego imię
a swoje miłosierdzie na pokolenia i pokolenia zachowuje dla tych, co się Go boją.
On przejawia moc ramienia swego, rozprasza ludzi pyszniących się zamysłami serc swoich.
Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych.
Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia.
Ujął się za sługą swoim, Izraelem, pomny na miłosierdzie swoje -
jak przyobiecał naszym ojcom - na rzecz Abrahama i jego potomstwa na wieki.
Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem wróciła do domu.
Niepokalana i Wniebowzięta
Maryja, Matka Jezusa Chrystusa - Boga Człowieka, jest na pewno jedną z nas, jest Kobietą, jest Matką, jest Siostrą ... ale też jest Kobietą niezwykłą, Matką niezwykłą, Siostrą niezwykłą ... Jej niezwykłość wynika z Jej niezwykłego Macierzyństwa, z Jej niezwykłej pokory i niezwykłego poddania się woli Bożej. Jej zwykłe "fiat" jest początkiem Jej niezwykłego życia i niezwykłego macierzyństwa. Ale zarazem życia bardzo zwykłego, bardzo prostego, bardzo ludzkiego, pełnego cierpienia i pełnego "zwykłości". Tak trudno mówić o Maryi w sposób zwykły, ale i trudno mówić o Niej tylko w kategoriach niezwykłości. Niezwykłe jest Jej niepokalane poczęcie, niezwykłe jest Jej Macierzyństwo i niezwykłe "zaśnięcie" - Wniebowzięcie. Ona jedyna spośród całej ludzkości była bez grzechu, Ona jedyna spośród całej ludzkości nie umarła, ale z ciałem i duszą została wzięta do nieba (a co to znaczy? - nikt z nas nie wie, bo nikt z nas tam nie był). I Ona jedyna została wyniesiona do tej niezwykłej godności, Matki Bożej. Tak trudno jest o Maryi mówić tylko w kategoriach "niezwykłości", aby nie uczynić Jej boginią, aby nie zajęła w naszym życiu miejsca Boga samego, ale też trudno o Niej mówić w kategoriach szarości i "zwykłości", aby nie sprofanować Jej Macierzyństwa, Jej osoby, Jej życia, Jej świętości ... aby nie sprowadzić Jej osoby i Jej życia do poziomu naszej zszarganej rzeczywistości, do poziomu naszej zwykłej nijakości i bylejakości ...
Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny jest przedostatnią tajemnicą Różańca, jest momentem w którym Jezus Chrystus nie tylko wynosi swoją Matkę do chwały zbawionych w niebie, ale w którym jednocześnie daje nam również przedsmak, czy raczej zapowiedź tego co i nas czeka, tego co będzie także naszym udziałem ... pod warunkiem ...
Wniebowzięcie Maryi jest świętem, w którym czcimy Ją jako Matkę, bo i Chrystus, Jej Syn Ją uczcił, ale w którym także przeczuwamy zapowiedź naszej wieczności i naszej chwały.
Kusi mnie aby napisać tu pewnego rodzaju kalambur ... Jeśli chcę, aby moje życie i moja wieczność były niezwykłe na miarę Maryi to powinienem po prostu naśladować zwykłość jej życia i Jej zwykłą pokorną codzienność.
Nie szukajmy nadzwyczajności w naszym życiu, nie sądźmy, że to niezwykłe pielgrzymki i nadzwyczajne czyny i umartwienia nas uświęcą, ale szukajmy raczej, jak zwykle i na co dzień z pokorą wypełniać wolę Bożą ... jak zwykle i na co dzień żyć życiem uczciwym i dobrym, bo na tym polegała niezwykłość Maryi?
Bądź pochwalona
Bądź pochwalona, o Ty słodka, cicha,
Ty bez szemrania pod krzyżem schylona,
Pijąca do dna z boleści kielicha
Bądź pochwalona.
Bądź pochwalona, gdy młodzieńczych rojeń
Zdarta, stargana opadnie zasłona,
Matko miłości, łaski i ukojeń
Bądź pochwalona.
Bądź pochwalona, gdy wizja ulata
Krótkiego szczęścia na wieki stracona
Pani innego, szczęśliwego świata
Bądź pochwalona.
Bądź pochwalona, gdy zwątpień godzina
We wszystko! wszystkich! przyjdzie nieproszona.
Matko - twarz której wiarę przypomina
Bądź pochwalona.
Bądź pochwalona, gdy ciągły ból toczy,
Gdy dusza chora długie lata kona.
Za Twe prześwięte, miłosierne oczy
Bądź pochwalona.
(wiersz nieznanego autora z Wilna z 1918 r.)
sobota, 11 sierpnia 2007
XIX Niedziela w ciągu roku – C
Mdr 18,6-9
Noc ową oznajmiono wcześniej naszym ojcom, by nabrali otuchy, wiedząc niechybnie, jakim przysięgom zawierzyli. I lud Twój wyczekiwał ocalenia sprawiedliwych, a zatraty wrogów. Czym bowiem pokarałeś przeciwników, tym uwielbiłeś nas, powołanych. Pobożni synowie dobrych składali w ukryciu ofiary i ustanowili zgodnie Boskie prawo, że te same dobra i niebezpieczeństwa święci podejmą jednakowo, i już zaczęli śpiewać hymny przodków.
Hbr 11,1-2.8-19
Wiara zaś jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy. Dzięki niej to przodkowie otrzymali świadectwo. Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie. Przez wiarę przywędrował do Ziemi Obiecanej, jako ziemi obcej, pod namiotami mieszkając z Izaakiem i Jakubem, współdziedzicami tej samej obietnicy. Oczekiwał bowiem miasta zbudowanego na silnych fundamentach, którego architektem i budowniczym jest sam Bóg. Przez wiarę także i sama Sara, mimo podeszłego wieku, otrzymała moc poczęcia. Uznała bowiem za godnego wiary Tego, który udzielił obietnicy. Przeto z człowieka jednego, i to już niemal obumarłego, powstało potomstwo tak liczne, jak gwiazdy niebieskie, jak niezliczony piasek, który jest nad brzegiem morskim. W wierze pomarli oni wszyscy, nie osiągnąwszy tego, co im przyrzeczono, lecz patrzyli na to z daleka i pozdrawiali, uznawszy siebie za gości i pielgrzymów na tej ziemi. Ci bowiem, co tak mówią, okazują, że szukają ojczyzny. Gdyby zaś tę wspominali, z której wyszli, znaleźliby sposobność powrotu do niej. Teraz zaś do lepszej dążą, to jest do niebieskiej. Dlatego Bóg nie wstydzi się nosić imienia ich Boga, gdyż przysposobił im miasto. Przez wiarę Abraham, wystawiony na próbę, ofiarował Izaaka, i to jedynego syna składał na ofiarę, on, który otrzymał obietnicę, któremu powiedziane było: Z Izaaka będzie dla ciebie potomstwo. Pomyślał bowiem, iż Bóg mocen wskrzesić także umarłych, i dlatego odzyskał go, jako podobieństwo [śmierci i zmartwychwstania Chrystusa].
Łk 12,32-48
Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze. Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie! A wy [bądźcie] podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjd ie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie. A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. Wtedy Piotr zapytał: Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich? Pan odpowiedział: Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas wydzielił jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli sługa ów powie sobie w duszy: Mój pan ociąga się z powrotem, i zacznie bić sługi i służące, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce. Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą.
Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie
Mądrość i głębia tego sformułowania wydają się umykać naszemu rozumowaniu. A przynajmniej tak się wydaje gdy patrzymy na tych, którym rzeczywiście wiele dano: politycznych przywódców, posłów, senatorów, ludzi odpowiedzialnych i na stanowiskach ..., niekoniecznie tylko państwowych. Nie można oczywiście generalizować, bo i w "tych regionach znajdują się sprawiedliwi", którzy sprawiają wrażenie, jakby zrozumieli o co Chrystusowi chodzi w dzisiejszej Ewangelii. Niemniej jednak -generalnie rzecz biorąc- sytuacja jest raczej katastrofalna; korupcja, degrengolada, łapówki, chciwość, prywata, zachłanność, nieliczenie się z innymi, egoizm, prawo silniejszego i prawo dżungli ... I można by tak w nieskończoność wyliczać.. I to nie tylko na najwyższych szczeblach. I gdzież są ci polscy chrześcijanie? Czy są to ci sami, którzy składają tak piękne deklaracje i uczestniczą honorowo w podniosłych uroczystościach patriotyczno-religijnych? Ludzie biznesu, żerujący na niewiedzy i lękliwości swoich pracowników, przełożeni nadużywający swoich stanowisk dla prywatnych korzyści, ludzie którym więcej dano, nie tylko przecież władzy, czy dóbr materialnych, możliwości czy talentów ale i odpowiedzialności ...
Ale i ja ... czy mógłbym powiedzieć, że i mnie nie dano wiele? Jak wykorzystuję, to co otrzymałem? Jak traktuję innych? Czy nie zapominam, że obok mnie żyje drugi człowiek, mój brat, który czasami cierpi z powodu mojej głupoty, chciwości, zachłanności, braku życzliwości? Czy nie traktuję innych, moich podwładnych, petentów w biurze, klientów w sklepie "z góry", z lekceważeniem, z pogardą, arogancko?
Napisałem kiedyś taki artykuł:
Arogancja, czyli choroba władzy . Zapraszam do przeglądnięcia kilku myśli tam zawartych. Jest on właśnie poświęcony problemowi: "Komu wiele dano od tego wiele wymagać się będzie.”
Noc ową oznajmiono wcześniej naszym ojcom, by nabrali otuchy, wiedząc niechybnie, jakim przysięgom zawierzyli. I lud Twój wyczekiwał ocalenia sprawiedliwych, a zatraty wrogów. Czym bowiem pokarałeś przeciwników, tym uwielbiłeś nas, powołanych. Pobożni synowie dobrych składali w ukryciu ofiary i ustanowili zgodnie Boskie prawo, że te same dobra i niebezpieczeństwa święci podejmą jednakowo, i już zaczęli śpiewać hymny przodków.
Hbr 11,1-2.8-19
Wiara zaś jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy. Dzięki niej to przodkowie otrzymali świadectwo. Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie. Przez wiarę przywędrował do Ziemi Obiecanej, jako ziemi obcej, pod namiotami mieszkając z Izaakiem i Jakubem, współdziedzicami tej samej obietnicy. Oczekiwał bowiem miasta zbudowanego na silnych fundamentach, którego architektem i budowniczym jest sam Bóg. Przez wiarę także i sama Sara, mimo podeszłego wieku, otrzymała moc poczęcia. Uznała bowiem za godnego wiary Tego, który udzielił obietnicy. Przeto z człowieka jednego, i to już niemal obumarłego, powstało potomstwo tak liczne, jak gwiazdy niebieskie, jak niezliczony piasek, który jest nad brzegiem morskim. W wierze pomarli oni wszyscy, nie osiągnąwszy tego, co im przyrzeczono, lecz patrzyli na to z daleka i pozdrawiali, uznawszy siebie za gości i pielgrzymów na tej ziemi. Ci bowiem, co tak mówią, okazują, że szukają ojczyzny. Gdyby zaś tę wspominali, z której wyszli, znaleźliby sposobność powrotu do niej. Teraz zaś do lepszej dążą, to jest do niebieskiej. Dlatego Bóg nie wstydzi się nosić imienia ich Boga, gdyż przysposobił im miasto. Przez wiarę Abraham, wystawiony na próbę, ofiarował Izaaka, i to jedynego syna składał na ofiarę, on, który otrzymał obietnicę, któremu powiedziane było: Z Izaaka będzie dla ciebie potomstwo. Pomyślał bowiem, iż Bóg mocen wskrzesić także umarłych, i dlatego odzyskał go, jako podobieństwo [śmierci i zmartwychwstania Chrystusa].
Łk 12,32-48
Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze. Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie! A wy [bądźcie] podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjd ie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie. A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. Wtedy Piotr zapytał: Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich? Pan odpowiedział: Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas wydzielił jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli sługa ów powie sobie w duszy: Mój pan ociąga się z powrotem, i zacznie bić sługi i służące, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce. Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą.
Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie
Mądrość i głębia tego sformułowania wydają się umykać naszemu rozumowaniu. A przynajmniej tak się wydaje gdy patrzymy na tych, którym rzeczywiście wiele dano: politycznych przywódców, posłów, senatorów, ludzi odpowiedzialnych i na stanowiskach ..., niekoniecznie tylko państwowych. Nie można oczywiście generalizować, bo i w "tych regionach znajdują się sprawiedliwi", którzy sprawiają wrażenie, jakby zrozumieli o co Chrystusowi chodzi w dzisiejszej Ewangelii. Niemniej jednak -generalnie rzecz biorąc- sytuacja jest raczej katastrofalna; korupcja, degrengolada, łapówki, chciwość, prywata, zachłanność, nieliczenie się z innymi, egoizm, prawo silniejszego i prawo dżungli ... I można by tak w nieskończoność wyliczać.. I to nie tylko na najwyższych szczeblach. I gdzież są ci polscy chrześcijanie? Czy są to ci sami, którzy składają tak piękne deklaracje i uczestniczą honorowo w podniosłych uroczystościach patriotyczno-religijnych? Ludzie biznesu, żerujący na niewiedzy i lękliwości swoich pracowników, przełożeni nadużywający swoich stanowisk dla prywatnych korzyści, ludzie którym więcej dano, nie tylko przecież władzy, czy dóbr materialnych, możliwości czy talentów ale i odpowiedzialności ...
Ale i ja ... czy mógłbym powiedzieć, że i mnie nie dano wiele? Jak wykorzystuję, to co otrzymałem? Jak traktuję innych? Czy nie zapominam, że obok mnie żyje drugi człowiek, mój brat, który czasami cierpi z powodu mojej głupoty, chciwości, zachłanności, braku życzliwości? Czy nie traktuję innych, moich podwładnych, petentów w biurze, klientów w sklepie "z góry", z lekceważeniem, z pogardą, arogancko?
Napisałem kiedyś taki artykuł:
Arogancja, czyli choroba władzy . Zapraszam do przeglądnięcia kilku myśli tam zawartych. Jest on właśnie poświęcony problemowi: "Komu wiele dano od tego wiele wymagać się będzie.”
Arogancja - czyli choroba władzy
Jest we władzy jakaś choroba. Sprawujący władzę zapadają na nią niejako automatycznie. „Woda sodowa uderzyła mu do głowy” - mówiono kiedyś i była w tym chyba racja. Jest we władzy jakaś choroba, która uaktywnia się i atakuje z przerażającą skutecznością, wydaje się, że nawet najlepszych i najuczciwszych. A chorobą tą jest arogancja (rząd się sam wyżywi) i hipokryzja (immunitety dla pospolitych przestępstw i kradzieży) elit władzy. Władza interesuje się tylko sobą i tym jak nie stracić stołków, jak nie odpaść od biurek do których się dorwała. Władza każdego szczebla i w każdej rzeczywistości próbuje tak się ustawić, żeby być nietykalną, a jednocześnie niekontrolowaną lub nawet niekontrolowalną. I dlatego jej arogancja i hipokryzja w stosunku do innych przybiera karykaturalne rozmiary. Tak było chyba od początku, od zarania struktur władzy. Tak było również w czasach nam nieodległych, w epoce realnego socjalizmu. Ale tak jest również i teraz, w okresie tzw. demokracji, kiedy do głosu dojść powinny zdrowe postawy i uczciwi ludzie. I dziw, bo mimo zmiany systemu politycznego, mimo wolności i - jak wyżej napisałem - rzekomej demokracji, nic w tym względzie się nie zmieniło. Wprost przeciwnie, wydaje się, że stan ulega pogorszeniu. Coraz to nowe elity władzy wykazują niesłychaną inwencję w wymyślaniu coraz to nowych i bardziej jeszcze aroganckich sposobów zachowania i traktowania „pospólstwa”. Opinia publiczna informowana jest o niektórych tylko, najbardziej jaskrawych ekscesach „panów władzy”, ale i tak nikogo to nie odstrasza i kolejne „zmiany warty” na kierowniczych, dyrektorskich i ministerialnych stanowiskach „dzielnie walczą o swoje”.
Od kilkunastu lat obserwujemy w polskim życiu społeczno-politycznym i nie tylko, wzrastającą arogancję i hipokryzję elit władzy, ale i całkowitą bezkarność i bezsilność. Jest to proces narastający z roku na rok i przybierający zastraszające rozmiary nie tylko w życiu państwa i jego władz, ale także w życiu mniejszych jednostek administracyjnych, firm, zakładów pracy i innych grup społecznych, a nawet grup wyznaniowych i religijnych. Ośmieliłbym się nawet postawić tezę, że władza coraz bardziej służy samej sobie i o siebie jedynie dba. A jedynym celem jej działania jest utrzymanie się na stanowisku i szybkie, w miarę bezbolesne i bezkarne wzbogacenie się, zapewnienie sobie spokojnej i dostatniej przyszłości. W strukturach władzy brak czasami zwykłej uczciwości i poczucia sprawiedliwości, a cóż dopiero mówić o miłosierdziu czy miłości, o honorze i służebnych ideałach. Boć przecież podstawowym celem władzy jest służba społeczeństwu. I jest truizmem przywoływanie tutaj zdania Chrystusa w tym względzie, który mówi: „kto między wami chce być pierwszym niech będzie ostatnim, a kto by chciał być przełożonym waszym niech będzie waszym sługą…”. I nie chodzi nawet o to, aby przełożony hołdował niebezpiecznym zasadom populizmu i spełniał wszystkie zachcianki i wymagania swoich podwładnych, czy był przez nich ubezwłasnowolniony w decyzjach. Chodzi jednak o to, że jego zachowanie często jest aroganckie i urągające najbardziej podstawowym zasadom moralnym. A jednocześnie niekrytykowalne, bo któryż z podwładnych ośmieliłby się zwrócić uwagę lub poddać w wątpliwość polecenia i zdanie szefa. Ten zaś otacza się tylko i wyłącznie ludźmi, którzy mu schlebiają i w ten sposób traci jakikolwiek kontakt z rzeczywistością, zaczyna żyć na izolowanej wyspie swojej nieomylności i nietykalności. Jego - najbardziej idiotyczne, a nieraz nawet kretyńskie - decyzje uderzają w innych, w rzeczywiste dobro wspólne, w interesy firmy, czy społeczności i nikt nie jest w stanie go rozliczyć. Do dzisiaj przecież mamy przykłady takich właśnie długofalowych, kretyńskich decyzji, które spowodowały i nadal powodują ogromne straty i z których nikt nie wie jak wyjść. A ówczesny „pan i władca”, który doprowadził do takiego stanu swoją indolencją i arogancją żyje na cieplutkiej emeryturce i jest nietykalny.
Znane nam powiedzenie: „rząd się sam wyżywi”, jest bezgłośnie i zarazem bezczelnie powtarzane przez coraz to nowych przywódców i szefów, niekoniecznie rządowych. Aroganckie nieliczenie się z jakąkolwiek opinią społeczną, a nawet ze zwykłą logiką i poczuciem uczciwości wydaje się przybierać na sile w sposób zastraszający. Nikogo, albo prawie nikogo na szczeblach władzy nie obchodzi zwykły obywatel, przeciętny zjadacz chleba, szeregowy pracownik, ojciec rodziny, który stracił pracę, szary członek społeczności. I czy to będzie w zakładzie pracy, w urzędzie, w biurze, niejednokrotnie w parafii, czy zgromadzeniu zakonnym, takie postawy wydają się być powszechne i są - bo nieraz muszą być (???) - tolerowane w imię świętego spokoju, nie rozdrapywania ran przeszłości, „prania brudów we własnej pralce”, itp., itd.
• Aroganckie podwyższanie sobie diet poselskich i senatorskich do horrendalnych rozmiarów przez kolejne sejmy i rządy, oraz ciągnące się latami dyskusje nad rewaloryzacją rent i emerytur, czy płac dla sfery budżetowej,
• Aroganccy prezesi regionalnych kas chorych czy burmistrzowie niewielkich miasteczek przyznający sobie gaże po 25.000 (i więcej) złotych i emeryci żyjący na skraju nędzy za głodowe 500 zł miesięcznie i nie mający za co wykupić lekarstw, bo kasa chorych nie uznaje zniżek,
• Arogancki prezes Związku Inwalidów Polskich, który kupuje sobie 7 (słownie siedem) luksusowych limuzyn z tapicerką z prawdziwej skóry, kiedy jednocześnie inwalidzi - czekający na wózek inwalidzki latami - otrzymują jedynie 120 zł dopłaty do tego sprzętu,
• Aroganccy dyrektorzy specjalnych okręgów przemysłowych, za państwowe pieniądze przeznaczone na rozwój okręgu kupujący luksusowe samochody i jeżdżący na wycieczki zagraniczne zamiast inwestować w rozwój regionu i tworzyć miejsca pracy,
• Arogancki sześćdziesięcioletni dyrektor małej fabryczki, płacący głodowe pensje pracownikom, a jednocześnie budujący luksusowy domek swojej dwudziestoletniej kochance,
• Arogancki proboszcz traktujący swoich parafian jak pół idiotów, a parafię, jak swoje prywatne ranczo,
• Aroganckie dyrekcje ZUS-u budujące biurowce-pałace i wypłacające głodowe zasiłki rencistom i emerytom, którzy całe życie uczciwie pracowali i płacili składki ubezpieczeniowe, z których teraz buduje się te pałace, boć przecież nie z kieszeni pracowników ZUS-u,
• Arogancki przełożony zakonny, defraudujący dobra wspólne zakonu i niefrasobliwie szastający pieniędzmi na lewo i prawo, bo nikt nie ośmieli się mu sprzeciwić, czy zwrócić uwagi. On przecież jest przełożonym i wszystko wie najlepiej,
• Arogancka urzędniczka w biurze, traktująca po chamsku petenta, bo akurat przeszkodził jej w słodkiej rozmowie telefonicznej. Ona też ma odrobinę władzy, którą musi pokazać bo od niej zależy, czy petent cokolwiek załatwi.
To boli, mówienie prawdy -zresztą- zawsze boli. A ci, którzy się na to odważają są natychmiast traktowani jak wrogowie. Ale te i tym podobne przykłady są tylko najbardziej jaskrawymi przypadkami lub tylko szczytem góry lodowej. I wydaje się, że wszyscy są bezsilni wobec takiej arogancji i braku zwykłej uczciwości czy poczucia odrobiny pokory. I wydaje się, że wszyscy muszą z cierpliwością i wyrozumiałością tolerować wybryki takich szefów i modlić się jedynie, żeby znalazła się jakaś Naczelna Izba Kontroli, która w końcu ukróci arogancką samowolę szefa i poda go do dymisji.
Trudno jest nawet wymienić wszystkie przykłady aroganckiego traktowania ludzi. Jest to bowiem cały kompleks różnego rodzaju zachowań ludzi, którzy uwierzyli, że są nieomylni, że wszystko im wolno, że ich decyzje i postępowanie jest jedynie słuszne i niepodważalne, a nawet jeśli mają wątpliwości, to i tak czują się bezkarni, bo to przecież oni są u władzy i od nich zależy los innych. Co więcej, do tej postawy arogancji dołącza się czasami faryzejskie i pełne hipokryzji tłumaczenia. Najpierw udaje się, że sprawy w ogóle nie ma, nikt nie ośmiela się protestować, ani buntować, bo to przecież równałoby się z założeniem sobie samemu stryczka na szyję. Gdyby pracownik zwrócił uwagę swojemu przełożonemu, to w najlepszym wypadku byłby mocno szykanowany i tak uprzykrzono by mu życie, że sam poprosiłby o zwolnienie. Jeśli jednak już sprawa wyjdzie na jaw, to najpierw aroganckiego delikwenta przenosi się na inne „dyplomatyczne - równorzędne” stanowisko, aby przypadkiem nie stracił na tej zamianie, a jeśli i to nie pomaga i „upierdliwi” nie dają za wygraną, to próbuje się grać na patriotyczno-zdroworozsądkowych uczuciach i tłumaczyć: że nie należy sprawy nagłaśniać, bo to jest plucie we własne gniazdo, że rzecz całą należy wyciszyć, że takie są wymagania współczesnego świata, że nie można przecież inaczej, że trzeba zrozumieć stanowisko i jego wymagania, że ty i tak nie wiesz wszystkiego i on tak musiał zrobić, bo inaczej sprawy przybrałyby jeszcze gorszy obrót… itd., itp.
Arogancja i złączona z nią hipokryzja nie mają granic. Arogancja jest jak zakaźna choroba dotykająca szczególnie struktur władzy, chociaż i ci, którzy jej nie mają nie są na nią uodpornieni. Z jednej strony słyszy się narzekania i utyskiwania na brak autorytetów, na ich upadek, na nieposłuszeństwo, niezdyscyplinowanie i anarchię. Ale z drugiej strony, czyż sama władza przez swoje aroganckie i faryzejskie zachowanie nie zasłużyła sobie na takie właśnie traktowanie i lekceważenie jej? Anarchiści nawołują do „olewania władzy” i chyba mają rację, bo skoro władza nie interesuje się społecznością, to dlaczego niby społeczeństwo miałoby się interesować władzą, skoro ona i tak sama się wyżywi. Słyszy się narzekania i utyskiwania, że ludzie nie biorą udziału w wyborach, sejmowych, prezydenckich, samorządowych… Po co? Skoro każda wybrana władza jest sama dla siebie, samowystarczalna i -jak się wydaje - sama sobie poradzi, to po co w ogóle zajmować się władzą? Ci, którzy nie są przy władzy kiedy tylko osiągną jej namiastkę zaraz zaczynają pokazywać swoją przewagę nad innymi, odgrywać się i arogancko traktować innych - swoich niedawnych wyborców. Raz dorwawszy się do władzy zapadają na tę chorobę szybko i głęboko, wydaje się nawet że nieuleczalnie.
Oczywiście nie należy generalizować i na pewno można znaleźć w strukturach władzy ludzi uczciwych, solidnych, rzetelnych i nie aroganckich. I chwała im za to. Ilu ich jednak jest i czy mają rzeczywiście nasze poparcie? Czy są to raczej "donkichoci" walczący z wiatrakami, opuszczeni i z góry skazani na przegraną? Czy ludzie uczciwi i nieegoistyczni muszą zawsze przegrywać, mimo, że to właśnie oni myślą o rzeczywistym dobru społeczeństwa?
Dlaczego tak jest? Czy musi tak być, że każdy sprawujący władzę, lub mający choćby jedynie jej namiastkę musi być arogancki? Czy ci, którzy tacy nie są muszą być opuszczeni i skazani na przegraną? Wiem, że artykułem tym wkładam kij w mrowisko, ale powiedz mi bracie, siostro czy nigdy nie dokuczyła Ci właśnie arogancja i hipokryzja władzy, czy nigdy się z tym nie spotkałeś(aś). Czy ty sam może - mając jakąś funkcję - nie jesteś arogancki, obłudny i czy nie udowadniasz innym, że to właśnie ty musisz mieć rację? Czy doświadczając arogancji władzy nie stoisz z boku, pokornie i potulnie, „z pokorą” przyjmując lub nawet tylko zgadzając się biernie na ten stan?
„Komu więcej dano, od tego więcej wymagać się będzie…”
Nie! jemu nie wystarczy, że mu dano więcej, on sam sobie bierze, jeszcze więcej - w arogancki sposób, bo mu stale mało.
A ks. Jerzy Popiełuszko powiedział kiedyś: "... jeśli z wygodnictwa czy lęku poprzemy mechanizm działania zła, nie mamy wtedy prawa tego zła piętnować ..."
Od kilkunastu lat obserwujemy w polskim życiu społeczno-politycznym i nie tylko, wzrastającą arogancję i hipokryzję elit władzy, ale i całkowitą bezkarność i bezsilność. Jest to proces narastający z roku na rok i przybierający zastraszające rozmiary nie tylko w życiu państwa i jego władz, ale także w życiu mniejszych jednostek administracyjnych, firm, zakładów pracy i innych grup społecznych, a nawet grup wyznaniowych i religijnych. Ośmieliłbym się nawet postawić tezę, że władza coraz bardziej służy samej sobie i o siebie jedynie dba. A jedynym celem jej działania jest utrzymanie się na stanowisku i szybkie, w miarę bezbolesne i bezkarne wzbogacenie się, zapewnienie sobie spokojnej i dostatniej przyszłości. W strukturach władzy brak czasami zwykłej uczciwości i poczucia sprawiedliwości, a cóż dopiero mówić o miłosierdziu czy miłości, o honorze i służebnych ideałach. Boć przecież podstawowym celem władzy jest służba społeczeństwu. I jest truizmem przywoływanie tutaj zdania Chrystusa w tym względzie, który mówi: „kto między wami chce być pierwszym niech będzie ostatnim, a kto by chciał być przełożonym waszym niech będzie waszym sługą…”. I nie chodzi nawet o to, aby przełożony hołdował niebezpiecznym zasadom populizmu i spełniał wszystkie zachcianki i wymagania swoich podwładnych, czy był przez nich ubezwłasnowolniony w decyzjach. Chodzi jednak o to, że jego zachowanie często jest aroganckie i urągające najbardziej podstawowym zasadom moralnym. A jednocześnie niekrytykowalne, bo któryż z podwładnych ośmieliłby się zwrócić uwagę lub poddać w wątpliwość polecenia i zdanie szefa. Ten zaś otacza się tylko i wyłącznie ludźmi, którzy mu schlebiają i w ten sposób traci jakikolwiek kontakt z rzeczywistością, zaczyna żyć na izolowanej wyspie swojej nieomylności i nietykalności. Jego - najbardziej idiotyczne, a nieraz nawet kretyńskie - decyzje uderzają w innych, w rzeczywiste dobro wspólne, w interesy firmy, czy społeczności i nikt nie jest w stanie go rozliczyć. Do dzisiaj przecież mamy przykłady takich właśnie długofalowych, kretyńskich decyzji, które spowodowały i nadal powodują ogromne straty i z których nikt nie wie jak wyjść. A ówczesny „pan i władca”, który doprowadził do takiego stanu swoją indolencją i arogancją żyje na cieplutkiej emeryturce i jest nietykalny.
Znane nam powiedzenie: „rząd się sam wyżywi”, jest bezgłośnie i zarazem bezczelnie powtarzane przez coraz to nowych przywódców i szefów, niekoniecznie rządowych. Aroganckie nieliczenie się z jakąkolwiek opinią społeczną, a nawet ze zwykłą logiką i poczuciem uczciwości wydaje się przybierać na sile w sposób zastraszający. Nikogo, albo prawie nikogo na szczeblach władzy nie obchodzi zwykły obywatel, przeciętny zjadacz chleba, szeregowy pracownik, ojciec rodziny, który stracił pracę, szary członek społeczności. I czy to będzie w zakładzie pracy, w urzędzie, w biurze, niejednokrotnie w parafii, czy zgromadzeniu zakonnym, takie postawy wydają się być powszechne i są - bo nieraz muszą być (???) - tolerowane w imię świętego spokoju, nie rozdrapywania ran przeszłości, „prania brudów we własnej pralce”, itp., itd.
• Aroganckie podwyższanie sobie diet poselskich i senatorskich do horrendalnych rozmiarów przez kolejne sejmy i rządy, oraz ciągnące się latami dyskusje nad rewaloryzacją rent i emerytur, czy płac dla sfery budżetowej,
• Aroganccy prezesi regionalnych kas chorych czy burmistrzowie niewielkich miasteczek przyznający sobie gaże po 25.000 (i więcej) złotych i emeryci żyjący na skraju nędzy za głodowe 500 zł miesięcznie i nie mający za co wykupić lekarstw, bo kasa chorych nie uznaje zniżek,
• Arogancki prezes Związku Inwalidów Polskich, który kupuje sobie 7 (słownie siedem) luksusowych limuzyn z tapicerką z prawdziwej skóry, kiedy jednocześnie inwalidzi - czekający na wózek inwalidzki latami - otrzymują jedynie 120 zł dopłaty do tego sprzętu,
• Aroganccy dyrektorzy specjalnych okręgów przemysłowych, za państwowe pieniądze przeznaczone na rozwój okręgu kupujący luksusowe samochody i jeżdżący na wycieczki zagraniczne zamiast inwestować w rozwój regionu i tworzyć miejsca pracy,
• Arogancki sześćdziesięcioletni dyrektor małej fabryczki, płacący głodowe pensje pracownikom, a jednocześnie budujący luksusowy domek swojej dwudziestoletniej kochance,
• Arogancki proboszcz traktujący swoich parafian jak pół idiotów, a parafię, jak swoje prywatne ranczo,
• Aroganckie dyrekcje ZUS-u budujące biurowce-pałace i wypłacające głodowe zasiłki rencistom i emerytom, którzy całe życie uczciwie pracowali i płacili składki ubezpieczeniowe, z których teraz buduje się te pałace, boć przecież nie z kieszeni pracowników ZUS-u,
• Arogancki przełożony zakonny, defraudujący dobra wspólne zakonu i niefrasobliwie szastający pieniędzmi na lewo i prawo, bo nikt nie ośmieli się mu sprzeciwić, czy zwrócić uwagi. On przecież jest przełożonym i wszystko wie najlepiej,
• Arogancka urzędniczka w biurze, traktująca po chamsku petenta, bo akurat przeszkodził jej w słodkiej rozmowie telefonicznej. Ona też ma odrobinę władzy, którą musi pokazać bo od niej zależy, czy petent cokolwiek załatwi.
To boli, mówienie prawdy -zresztą- zawsze boli. A ci, którzy się na to odważają są natychmiast traktowani jak wrogowie. Ale te i tym podobne przykłady są tylko najbardziej jaskrawymi przypadkami lub tylko szczytem góry lodowej. I wydaje się, że wszyscy są bezsilni wobec takiej arogancji i braku zwykłej uczciwości czy poczucia odrobiny pokory. I wydaje się, że wszyscy muszą z cierpliwością i wyrozumiałością tolerować wybryki takich szefów i modlić się jedynie, żeby znalazła się jakaś Naczelna Izba Kontroli, która w końcu ukróci arogancką samowolę szefa i poda go do dymisji.
Trudno jest nawet wymienić wszystkie przykłady aroganckiego traktowania ludzi. Jest to bowiem cały kompleks różnego rodzaju zachowań ludzi, którzy uwierzyli, że są nieomylni, że wszystko im wolno, że ich decyzje i postępowanie jest jedynie słuszne i niepodważalne, a nawet jeśli mają wątpliwości, to i tak czują się bezkarni, bo to przecież oni są u władzy i od nich zależy los innych. Co więcej, do tej postawy arogancji dołącza się czasami faryzejskie i pełne hipokryzji tłumaczenia. Najpierw udaje się, że sprawy w ogóle nie ma, nikt nie ośmiela się protestować, ani buntować, bo to przecież równałoby się z założeniem sobie samemu stryczka na szyję. Gdyby pracownik zwrócił uwagę swojemu przełożonemu, to w najlepszym wypadku byłby mocno szykanowany i tak uprzykrzono by mu życie, że sam poprosiłby o zwolnienie. Jeśli jednak już sprawa wyjdzie na jaw, to najpierw aroganckiego delikwenta przenosi się na inne „dyplomatyczne - równorzędne” stanowisko, aby przypadkiem nie stracił na tej zamianie, a jeśli i to nie pomaga i „upierdliwi” nie dają za wygraną, to próbuje się grać na patriotyczno-zdroworozsądkowych uczuciach i tłumaczyć: że nie należy sprawy nagłaśniać, bo to jest plucie we własne gniazdo, że rzecz całą należy wyciszyć, że takie są wymagania współczesnego świata, że nie można przecież inaczej, że trzeba zrozumieć stanowisko i jego wymagania, że ty i tak nie wiesz wszystkiego i on tak musiał zrobić, bo inaczej sprawy przybrałyby jeszcze gorszy obrót… itd., itp.
Arogancja i złączona z nią hipokryzja nie mają granic. Arogancja jest jak zakaźna choroba dotykająca szczególnie struktur władzy, chociaż i ci, którzy jej nie mają nie są na nią uodpornieni. Z jednej strony słyszy się narzekania i utyskiwania na brak autorytetów, na ich upadek, na nieposłuszeństwo, niezdyscyplinowanie i anarchię. Ale z drugiej strony, czyż sama władza przez swoje aroganckie i faryzejskie zachowanie nie zasłużyła sobie na takie właśnie traktowanie i lekceważenie jej? Anarchiści nawołują do „olewania władzy” i chyba mają rację, bo skoro władza nie interesuje się społecznością, to dlaczego niby społeczeństwo miałoby się interesować władzą, skoro ona i tak sama się wyżywi. Słyszy się narzekania i utyskiwania, że ludzie nie biorą udziału w wyborach, sejmowych, prezydenckich, samorządowych… Po co? Skoro każda wybrana władza jest sama dla siebie, samowystarczalna i -jak się wydaje - sama sobie poradzi, to po co w ogóle zajmować się władzą? Ci, którzy nie są przy władzy kiedy tylko osiągną jej namiastkę zaraz zaczynają pokazywać swoją przewagę nad innymi, odgrywać się i arogancko traktować innych - swoich niedawnych wyborców. Raz dorwawszy się do władzy zapadają na tę chorobę szybko i głęboko, wydaje się nawet że nieuleczalnie.
Oczywiście nie należy generalizować i na pewno można znaleźć w strukturach władzy ludzi uczciwych, solidnych, rzetelnych i nie aroganckich. I chwała im za to. Ilu ich jednak jest i czy mają rzeczywiście nasze poparcie? Czy są to raczej "donkichoci" walczący z wiatrakami, opuszczeni i z góry skazani na przegraną? Czy ludzie uczciwi i nieegoistyczni muszą zawsze przegrywać, mimo, że to właśnie oni myślą o rzeczywistym dobru społeczeństwa?
Dlaczego tak jest? Czy musi tak być, że każdy sprawujący władzę, lub mający choćby jedynie jej namiastkę musi być arogancki? Czy ci, którzy tacy nie są muszą być opuszczeni i skazani na przegraną? Wiem, że artykułem tym wkładam kij w mrowisko, ale powiedz mi bracie, siostro czy nigdy nie dokuczyła Ci właśnie arogancja i hipokryzja władzy, czy nigdy się z tym nie spotkałeś(aś). Czy ty sam może - mając jakąś funkcję - nie jesteś arogancki, obłudny i czy nie udowadniasz innym, że to właśnie ty musisz mieć rację? Czy doświadczając arogancji władzy nie stoisz z boku, pokornie i potulnie, „z pokorą” przyjmując lub nawet tylko zgadzając się biernie na ten stan?
„Komu więcej dano, od tego więcej wymagać się będzie…”
Nie! jemu nie wystarczy, że mu dano więcej, on sam sobie bierze, jeszcze więcej - w arogancki sposób, bo mu stale mało.
A ks. Jerzy Popiełuszko powiedział kiedyś: "... jeśli z wygodnictwa czy lęku poprzemy mechanizm działania zła, nie mamy wtedy prawa tego zła piętnować ..."
niedziela, 5 sierpnia 2007
06.08. Przemienienie Pańskie
Dn 7,9-10.13-14
Patrzałem, aż postawiono trony, a Przedwieczny zajął miejsce. Szata Jego była biała jak śnieg, a włosy Jego głowy jakby z czystej wełny. Tron Jego był z ognistych płomieni, jego koła - płonący ogień. Strumień ognia się rozlewał i wypływał od Niego. Tysiąc tysięcy służyło Mu, a dziesięć tysięcy po dziesięć tysięcy stało przed Nim. Sąd zasiadł i otwarto księgi. Patrzałem w nocnych widzeniach: a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie.
lub
2P 1,16-19
Nie za wymyślonymi bowiem mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale /nauczaliśmy/ jako naoczni świadkowie Jego wielkości. Otrzymał bowiem od Boga Ojca cześć i chwałę, gdy taki oto głos Go doszedł od wspaniałego Majestatu: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie. I słyszeliśmy, jak ten głos doszedł z nieba, kiedy z Nim razem byliśmy na górze świętej. Mamy jednak mocniejszą, prorocką mowę, a dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach.
Mt 17,1-9 (w roku A)
Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie! Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: Wstańcie, nie lękajcie się! Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im mówiąc: Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie.
Mk 9,2-10 (w roku B)
Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden folusznik na ziemi wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie. I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy powstać z martwych.
Łk 9,28-36 (w roku C)
W jakieś osiem dni po tych mowach wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe. A oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie. Tymczasem Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i obydwóch mężów, stojących przy Nim. Gdy oni odchodzili od Niego, Piotr rzekł do Jezusa: Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Nie wiedział bowiem, co mówi. Gdy jeszcze to mówił, zjawił się obłok i osłonił ich; zlękli się, gdy tamci weszli w obłok. A z obłoku odezwał się głos: To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie! W chwili, gdy odezwał się ten głos, Jezus znalazł się sam. A oni zachowali milczenie i w owym czasie nikomu nic nie oznajmiali o tym, co widzieli.
To jest Syn mój umiłowany
Zdarzenie na Górze Tabor nie jest czarodziejską sztuczką ani magicznym trickiem. Jezus objawia swoją prawdziwą, boską naturę. Sam Bóg Ojciec potwierdza ten fakt słowami: "To jest Syn Mój umiłowany". Pytanie - po co? O co chodziło Jezusowi w tym - bądź co bądź spektakularnym - wydarzeniu? Wielu podkreśla fakt, że w ten sposób Jezus chciał przygotować Apostołów na wielkie dni Triduum Paschalnego. Wybrał trzech spośród nich (Piotra, Jakuba i Jana). Tych trzech, którzy w pierwotnym Kościele uznawani byli za filary. I mimo, że kiedy schodzili już z Góry Tabor wyraźnie zabronił im o tym mówić, aż do swojego zmartwychwstania, to wiedział, że tych trzech musi być umocnionych takim objawieniem, aby oni z kolei mogli "umacniać braci w wierze". Czy jest w tym niezwykłym wydarzeniu, w tym objawieniu jakiś inny sens, jakieś inne znaczenie? Co więcej słowa usłyszane przez Apostołów są na pewno powtórzeniem tego co zostało objawione w czasie Chrztu Chrystusa w Jordanie.
Objawienie Chrystusa, objawienie Jego Bóstwa w czasie Chrztu w Jordanie i podobne objawienie w czasie Przemienienia na Górze Tabor, jest na pewno zapowiedzią i zwiastunem ostatecznego objawienia bóstwa Chrystusa w Zmartwychwstaniu. Dlatego Mojżesz i Eliasz w czasie przemienienia na Górze Tabor rozmawiają z Chrystusem o Jego męce, śmierci i zmartwychwstaniu i dlatego Chrystus nakazuje swoim uczniom milczenie aż do zmartwychwstania. Można też w wydarzeniu na Górze Tabor znaleźć wiele paraleli do objawienia się Boga na górze Synaj. "Prawo i Prorocy" dają świadectwo o Jezusie, a sam Ojciec poświadcza to, co powiedział w czasie Chrztu w Jordanie: "To jest Syn mój miłowany, jego słuchajcie". To w sposób niewątpliwy miało umocnić uczniów i Apostołów, i przygotować ich na najważniejsze i najtrudniejsze dni Triduum Paschalnego Ale jest to także zapowiedź rzeczywistości przyszłej, w której wszystko zostanie przemienione i zajaśnieje pełnym blaskiem. Kiedy to każdy z nas usłyszy od Ojca słowa "Tyś jest syn mój umiłowany".
Święto Przemienienia Pańskiego jest więc również niejako zapowiedzią życia przyszłego i wiecznej chwały wszystkich zbawionych. Jest antycypacją tego, co dokona się przy "końcu czasów", kiedy wszystko zostanie przemienione, aby powrócić do swojej pierwotnej doskonałości, sprzed grzechu pierworodnego.
Wejdźmy z Piotrem, Jakubem i Janem na górę Tabor, aby łatwiej nam też było wejść z Chrystusem na Kalwarię, ale także abyśmy mogli za Nim i Jego uczniami podążyć na górę Wniebowstąpienia.
Patrzałem, aż postawiono trony, a Przedwieczny zajął miejsce. Szata Jego była biała jak śnieg, a włosy Jego głowy jakby z czystej wełny. Tron Jego był z ognistych płomieni, jego koła - płonący ogień. Strumień ognia się rozlewał i wypływał od Niego. Tysiąc tysięcy służyło Mu, a dziesięć tysięcy po dziesięć tysięcy stało przed Nim. Sąd zasiadł i otwarto księgi. Patrzałem w nocnych widzeniach: a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie.
lub
2P 1,16-19
Nie za wymyślonymi bowiem mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale /nauczaliśmy/ jako naoczni świadkowie Jego wielkości. Otrzymał bowiem od Boga Ojca cześć i chwałę, gdy taki oto głos Go doszedł od wspaniałego Majestatu: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie. I słyszeliśmy, jak ten głos doszedł z nieba, kiedy z Nim razem byliśmy na górze świętej. Mamy jednak mocniejszą, prorocką mowę, a dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach.
Mt 17,1-9 (w roku A)
Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie! Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: Wstańcie, nie lękajcie się! Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im mówiąc: Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie.
Mk 9,2-10 (w roku B)
Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden folusznik na ziemi wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie. I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy powstać z martwych.
Łk 9,28-36 (w roku C)
W jakieś osiem dni po tych mowach wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe. A oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie. Tymczasem Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i obydwóch mężów, stojących przy Nim. Gdy oni odchodzili od Niego, Piotr rzekł do Jezusa: Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Nie wiedział bowiem, co mówi. Gdy jeszcze to mówił, zjawił się obłok i osłonił ich; zlękli się, gdy tamci weszli w obłok. A z obłoku odezwał się głos: To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie! W chwili, gdy odezwał się ten głos, Jezus znalazł się sam. A oni zachowali milczenie i w owym czasie nikomu nic nie oznajmiali o tym, co widzieli.
To jest Syn mój umiłowany
Zdarzenie na Górze Tabor nie jest czarodziejską sztuczką ani magicznym trickiem. Jezus objawia swoją prawdziwą, boską naturę. Sam Bóg Ojciec potwierdza ten fakt słowami: "To jest Syn Mój umiłowany". Pytanie - po co? O co chodziło Jezusowi w tym - bądź co bądź spektakularnym - wydarzeniu? Wielu podkreśla fakt, że w ten sposób Jezus chciał przygotować Apostołów na wielkie dni Triduum Paschalnego. Wybrał trzech spośród nich (Piotra, Jakuba i Jana). Tych trzech, którzy w pierwotnym Kościele uznawani byli za filary. I mimo, że kiedy schodzili już z Góry Tabor wyraźnie zabronił im o tym mówić, aż do swojego zmartwychwstania, to wiedział, że tych trzech musi być umocnionych takim objawieniem, aby oni z kolei mogli "umacniać braci w wierze". Czy jest w tym niezwykłym wydarzeniu, w tym objawieniu jakiś inny sens, jakieś inne znaczenie? Co więcej słowa usłyszane przez Apostołów są na pewno powtórzeniem tego co zostało objawione w czasie Chrztu Chrystusa w Jordanie.
Objawienie Chrystusa, objawienie Jego Bóstwa w czasie Chrztu w Jordanie i podobne objawienie w czasie Przemienienia na Górze Tabor, jest na pewno zapowiedzią i zwiastunem ostatecznego objawienia bóstwa Chrystusa w Zmartwychwstaniu. Dlatego Mojżesz i Eliasz w czasie przemienienia na Górze Tabor rozmawiają z Chrystusem o Jego męce, śmierci i zmartwychwstaniu i dlatego Chrystus nakazuje swoim uczniom milczenie aż do zmartwychwstania. Można też w wydarzeniu na Górze Tabor znaleźć wiele paraleli do objawienia się Boga na górze Synaj. "Prawo i Prorocy" dają świadectwo o Jezusie, a sam Ojciec poświadcza to, co powiedział w czasie Chrztu w Jordanie: "To jest Syn mój miłowany, jego słuchajcie". To w sposób niewątpliwy miało umocnić uczniów i Apostołów, i przygotować ich na najważniejsze i najtrudniejsze dni Triduum Paschalnego Ale jest to także zapowiedź rzeczywistości przyszłej, w której wszystko zostanie przemienione i zajaśnieje pełnym blaskiem. Kiedy to każdy z nas usłyszy od Ojca słowa "Tyś jest syn mój umiłowany".
Święto Przemienienia Pańskiego jest więc również niejako zapowiedzią życia przyszłego i wiecznej chwały wszystkich zbawionych. Jest antycypacją tego, co dokona się przy "końcu czasów", kiedy wszystko zostanie przemienione, aby powrócić do swojej pierwotnej doskonałości, sprzed grzechu pierworodnego.
Wejdźmy z Piotrem, Jakubem i Janem na górę Tabor, aby łatwiej nam też było wejść z Chrystusem na Kalwarię, ale także abyśmy mogli za Nim i Jego uczniami podążyć na górę Wniebowstąpienia.
piątek, 3 sierpnia 2007
XVIII Niedziela w ciągu roku - C
Koh 1,2. 2,21-23
Marność nad marnościami, powiada Kohelet, marność nad marnościami - wszystko marność. Jest nieraz człowiek, który w swej pracy odznacza się mądrością, wiedzą i dzielnością, a udział swój musi on oddać człowiekowi, który nie włożył w nią trudu. To także jest marność i wielkie zło. Cóż bowiem ma człowiek z wszelkiego swego trudu i z pracy ducha swego, którą mozoli się pod słońcem? Bo wszystkie dni jego są cierpieniem, a zajęcia jego utrapieniem. Nawet w nocy serce jego nie zazna spokoju. To także jest marność.
Kol 3,1-5. 9-11
Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy się ukaże Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale. Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w /waszych/ członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem. Nie okłamujcie się nawzajem, boście zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu /Boga/, według obrazu Tego, który go stworzył. A tu już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich /jest/ Chrystus.
Łk 12,13-21
Wtedy ktoś z tłumu rzekł do Niego: Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem. Lecz On mu odpowiedział: Człowieku, któż Mię ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami? Powiedział też do nich: Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa [we wszystko], życie jego nie jest zależne od jego mienia. I opowiedział im przypowieść: Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów. I rzekł: Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj! Lecz Bóg rzekł do niego: Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował? Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem.
Głupcze ... komu przypadnie to co nagromadziłeś ...
"Marność nad marnościami, powiada Kohelet, marność nad marnościami i wszystko marność ..." Ale ty w to nie wierzysz. Ty jesteś przekonany, że będziesz żył wiecznie i dobra, które tak skrupulatnie gromadzisz będą ci zawsze służyć! Można by wpaść w apatię i przygnębienie słuchając słów Koheleta lub słów Jezusa, który potwierdza mądrość zawartą w pierwszym czytaniu. Można by, gdyby nie fakt, że Jezus daje jednocześnie odpowiedź na pytanie: "A co w zamian?" "Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą ..." to co macie, wykorzystujcie raczej do czynienia dobra i w ten sposób gromadźcie sobie skarby trwałe, w niebie.
Ktoś napisał do mnie w bardzo poetycki a zarazem wstrząsający sposób:
"Co cię zajmuje rzeźbiarzu mgły i tkaczu przygodności?
Wyrywasz istnienie z zawiasów, idziesz w swoją stronę.
Aresztujesz duszę niebosiężnym murem materialności i zmysłowości.
Wsiadasz do – moralnie prowizorycznego – wehikułu,
oddajesz się w ręce 'inżynierów zepsucia'
i zanurzasz się w obszarach chaosu, cywilizacji śmierci.
Pędzisz sytą autostradą powierzchowności,
ukrywasz przed Krzyżem w laboratoriach doczesności,
w pałacach rozrywki, w prywatnych wytwórniach bezsensownego sensu.
Mozolnie haftujesz czarodziejską impregnację przeciwko cierpieniu i przemijaniu,
przeciwko wieczności i niebu ...
I trwa w tobie odejmowania życia...
I znajdują cię nieprzytomnego w duchowych slumsach.
Uwieczniamy się w czasie.
Ileż zostanie w nas z wiecznego,
gdy świat zasypuje człowieka ofertami zabijania czasu,
spróchniałą materialnością?
Wciąż wlecze w sobie człowiek syndrom syna marnotrawnego,
który jakby nieuchronnie musiał przechodzić
przez obszar zamiany królewskiego jadła ... na karmę wieprzów."
I stale powracające słowa Koheleta:
Marność nad marnościami i wszystko marność ...
i pytanie Jezusa:
Głupcze, komu przypadnie to, co tak zachłannie gromadzisz?
Jakże często w pogoni za dobrami materialnymi, za luksusem, za wygodą, za zyskiem i sukcesem zapominamy o tej prostej prawdzie, którą z taką bezwzględnością przypomina nam Hiob: „Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę.” (Hiob 1,21) i nic z tego świata ze sobą nie zabiorę. Na pewno nic z tego co nagromadziłem, a jeśli już - to raczej to, co rozdałem …
Koh 1,2. 2,21-23
Marność nad marnościami, powiada Kohelet, marność nad marnościami - wszystko marność. Jest nieraz człowiek, który w swej pracy odznacza się mądrością, wiedzą i dzielnością, a udział swój musi on oddać człowiekowi, który nie włożył w nią trudu. To także jest marność i wielkie zło. Cóż bowiem ma człowiek z wszelkiego swego trudu i z pracy ducha swego, którą mozoli się pod słońcem? Bo wszystkie dni jego są cierpieniem, a zajęcia jego utrapieniem. Nawet w nocy serce jego nie zazna spokoju. To także jest marność.
Kol 3,1-5. 9-11
Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy się ukaże Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale. Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w /waszych/ członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem. Nie okłamujcie się nawzajem, boście zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu /Boga/, według obrazu Tego, który go stworzył. A tu już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich /jest/ Chrystus.
Łk 12,13-21
Wtedy ktoś z tłumu rzekł do Niego: Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem. Lecz On mu odpowiedział: Człowieku, któż Mię ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami? Powiedział też do nich: Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa [we wszystko], życie jego nie jest zależne od jego mienia. I opowiedział im przypowieść: Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów. I rzekł: Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj! Lecz Bóg rzekł do niego: Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował? Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem.
Głupcze ... komu przypadnie to co nagromadziłeś ...
"Marność nad marnościami, powiada Kohelet, marność nad marnościami i wszystko marność ..." Ale ty w to nie wierzysz. Ty jesteś przekonany, że będziesz żył wiecznie i dobra, które tak skrupulatnie gromadzisz będą ci zawsze służyć! Można by wpaść w apatię i przygnębienie słuchając słów Koheleta lub słów Jezusa, który potwierdza mądrość zawartą w pierwszym czytaniu. Można by, gdyby nie fakt, że Jezus daje jednocześnie odpowiedź na pytanie: "A co w zamian?" "Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą ..." to co macie, wykorzystujcie raczej do czynienia dobra i w ten sposób gromadźcie sobie skarby trwałe, w niebie.
Ktoś napisał do mnie w bardzo poetycki a zarazem wstrząsający sposób:
"Co cię zajmuje rzeźbiarzu mgły i tkaczu przygodności?
Wyrywasz istnienie z zawiasów, idziesz w swoją stronę.
Aresztujesz duszę niebosiężnym murem materialności i zmysłowości.
Wsiadasz do – moralnie prowizorycznego – wehikułu,
oddajesz się w ręce 'inżynierów zepsucia'
i zanurzasz się w obszarach chaosu, cywilizacji śmierci.
Pędzisz sytą autostradą powierzchowności,
ukrywasz przed Krzyżem w laboratoriach doczesności,
w pałacach rozrywki, w prywatnych wytwórniach bezsensownego sensu.
Mozolnie haftujesz czarodziejską impregnację przeciwko cierpieniu i przemijaniu,
przeciwko wieczności i niebu ...
I trwa w tobie odejmowania życia...
I znajdują cię nieprzytomnego w duchowych slumsach.
Uwieczniamy się w czasie.
Ileż zostanie w nas z wiecznego,
gdy świat zasypuje człowieka ofertami zabijania czasu,
spróchniałą materialnością?
Wciąż wlecze w sobie człowiek syndrom syna marnotrawnego,
który jakby nieuchronnie musiał przechodzić
przez obszar zamiany królewskiego jadła ... na karmę wieprzów."
I stale powracające słowa Koheleta:
Marność nad marnościami i wszystko marność ...
i pytanie Jezusa:
Głupcze, komu przypadnie to, co tak zachłannie gromadzisz?
Jakże często w pogoni za dobrami materialnymi, za luksusem, za wygodą, za zyskiem i sukcesem zapominamy o tej prostej prawdzie, którą z taką bezwzględnością przypomina nam Hiob: „Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę.” (Hiob 1,21) i nic z tego świata ze sobą nie zabiorę. Na pewno nic z tego co nagromadziłem, a jeśli już - to raczej to, co rozdałem …
Subskrybuj:
Posty (Atom)