piątek, 27 listopada 2015

I Niedziela Adwentu – C



Jr 33,14-16

Oto nadchodzą dni - wyrocznia Pana - kiedy wypełnię pomyślną zapowiedź, jaką obwieściłem domowi izraelskiemu i domowi judzkiemu. W owych dniach i w owym czasie wzbudzę Dawidowi potomstwo sprawiedliwe; będzie wymierzać prawo i sprawiedliwość na ziemi. W owych dniach Juda dostąpi zbawienia, a Jerozolima będzie mieszkała bezpiecznie. To zaś jest imię, którym ją będą nazywać: Pan naszą sprawiedliwością.

1Tes 3,12-4.2

A Pan niech pomnoży liczbę waszą i niech spotęguje waszą wzajemną miłość dla wszystkich, jaką i my mamy dla was; aby serca wasze utwierdzone zostały jako nienaganne w świętości wobec Boga, Ojca naszego, na przyjście Pana naszego Jezusa wraz ze wszystkimi Jego świętymi. A na koniec, bracia, prosimy i zaklinamy was w Panu Jezusie: według tego, coście od nas przejęli w sprawie sposobu postępowania i podobania się Bogu - jak już postępujecie - stawajcie się coraz doskonalszymi! Wiecie przecież, jakie nakazy daliśmy wam przez Pana Jezusa.

Łk 21,25-28. 34-36

Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie. Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka, jak potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi. Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym.


Nie lękajcie się

Chrystus nie jest imperatorem, eksterminatorem, krwawym królem imperialistą. Jest Królem Miłości i Miłosierdzia. Mówi o znakach i wydarzeniach, które mogą przerażać i powodować lęk. Ale jednocześnie dodaje: "Ale gdy się to dziać zacznie, wy nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie". Jego przyjście ma być wprawdzie poprzedzone niezwykłymi znakami, ale On sam nie przychodzi aby niszczyć, burzyć, miażdżyć i wtrącać do piekła. Bo nie Bóg stworzył piekło, to my je sobie tworzymy, powolutku i na co dzień, naszymi grzechami; egoizmem, lenistwem, pychą, zazdrością, zdradą, chciwością, pijaństwem i wszystkim co nas od Boga i od innych ludzi separuje, oddala i zamyka w piekle własnego egoizmu, lęku i materializmu.

Chrystus przychodzi, aby upomnieć się o swoich, aby ich spośród tego świata wydostać. A ci, których "serca są ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych" pozostaną w stworzonym przez siebie piekle. Chrystus po to się narodził i po to przyszedł na świat, aby go zbawić, podnieść, wyzwolić od lęku i trosk. Trzeba być tylko czujnym i nie dać się zwieść pokusie doczesności. Pierwsze Jego przyjście już zostało przez wielu przegapione i niezauważone

Abyś nie przegapił i drugiego przyjścia Chrystusa i abyś mógł stanąć przed Synem Człowieczym bez lęku i trwogi nie daj się opanować doczesności, czuwaj i pomyśl czasami o innych. Inaczej zamkniesz się w piekle własnego egoizmu, obżarstwa i trosk doczesnych. Inaczej nawet wszechmoc Boga będzie bezsilna wobec twojej zatwardziałości, pychy i egoizmu.

A przede wszystkim czuwaj i nie daj się uśpić obietnicom ziemskiego dobrobytu.

Czym jest Adwent ?

Można śmiało powiedzieć, że dziś Adwent dla wielu z nas to tylko rozświetlone kolorowymi lampami ulice, piękne wystawy sklepowe i promocji w marketach. To godziny spędzone w rozmyślaniu nad kupnem prezentów choć i tak wielu z nas dostanie krem albo skarpetki. Pokuszę się o stwierdzenie, że choć czas świąteczny to czas światła co widać na naszych ulicach, to niestety wewnątrz nas to czas ciemności, a nawet więcej - ciemnoty duchowej.

Czy to wszystko ma sens?

Czy pamiętasz adwent zeszłego roku czyż nie wyglądał tak samo? I pomimo, że od zeszłego roku staliśmy się mądrzejsi, zdobyliśmy więcej umiejętności to w relacji ja – Bóg zatrzymaliśmy się w miejscu. A po świętach z naszą wiarą stanie się to co się dzieje z dekoracjami świątecznymi – trafi do magazynu – do następnego roku.

A jeśli kolejny adwent przeleci nam przez palce w ten sposób jak do tej pory to nic dziwnego że słowa Chrystusa o Jego przyjściu muszą nas denerwować. Bo demaskują w nas prawdę, że my boimy się Boga. A jeśli się Go boimy to będziemy od Niego uciekać. Cały czas będziemy się usprawiedliwiać brakiem czasu.

Musimy wiedzieć że od kiedy słowo „jutro” stanie się wyznacznikiem czasu w naszym życiu to stanie się to niebezpieczne. „Jutro” złudnie nas przekona że mamy jeszcze wiele czasu. I tak naprawdę nigdy nie zdążymy powiedzieć Bogu „jestem”, „czekam” przyjdź do mnie. . Dlatego dostajemy dziś od Boga kolejny adwent, kolejną porcję czasu, abyśmy zrozumieli, że dość usprawiedliwiania swej powierzchownej wiary.

Zdajmy sobie sprawę że już dziś jest czas by wyciągnąć ręce do Boga, aby pójść do konfesjonału i szczerze się wyspowiadać, podać rękę zaciekłemu wrogowi, wybaczyć krzywdy nam wyrządzone.

Dziś jest czas aby przygotować, wystroić, rozświetlić nie tylko nasze ulice i domy ale przede wszystkim nasze serca na spotkanie przychodzącego Chrystusa.

Życzmy sobie aby było to spotkanie które będzie trwało przez całe nasze życie a nie tylko w przepięknych i wzruszających chwilach świąt.

Nich Chrystus stanie się dla nas wszystkich prawdziwym i żywym Przyjacielem a nie tylko świąteczna dekoracja która w stosownym czasie będziemy mogli schować do szafy i przechować do następnych świat.

***********************

What is the meaning of Advent?

Can we say that today for many, Advent is limited only to the colorful streets, lampions and preparation of Christmas decorations, sumptuous displays in the shops and promotions in supermarkets and molls? For many contemporary, Advent means rather hours spend in hunting the Christmas gifts and presents. Will I be far away from the truth if I dare to say that although the season of Christmas is the season of light (what we can see on our streets and in our supermarkets) indeed internally for many among us it's the time of darkness or spiritual darkness, religious emptiness?

What is the deepest sense of all this?

Do you remember the Advent last year? Did it not look like this year in more or less the same way? Despite of the fact that since last Advent we became certainly wiser and more skilled, more involved in a different aspects of our daily life, can we say that also in our relationship with God we are better, deeper, more sincere and more honest? Or should we rather say that we did not progress, that for many years now we are living rather a kind of stagnation? And after Christmas with our faith will share the lot of the Christmas decorations, it will go to the storage room till next year?

At the beginning of this Advent we have to find a serious answer for a question: "what am I waiting for?" Because if this Advent will be for me once again (or once more) the time only for gifts and presents and external colorful lampions it is true that I will be afraid and frustrated when Jesus is talking about the inevitability of His final coming, I will be frustrated and scared, I will be afraid. And if I am afraid I will run away from Him, I will despise Him, I will run into the superficiality of colorful decorations. They are beautiful and cheering but if this is only the meaning of Advent and Christmas … let us be frank it is empty and superficial.

We have to know that the one of the most dangerous words for our spiritual life is the word "tomorrow". This word tries to convince me that I still have a time, plenty of time for confession, for prayer, for liberating my busy life for God. But in reality with "tomorrow" mentality I will never be able to say to God COME LORD JESUS. This is why today at the beginning of Advent we are receiving from God one more chance, one more opportunity to deepen our personal relationship with Emmanuel, with GOD WHO IS WITH US. It is the time when I suppose to prepare not only my house, to ornate and decorate not only the front doors of my apartment, to cleanse not only my flat but first at all to prepare my heart to accept God whenever He comes.

It will certainly cost me more than only external preparations but it will be certainly more successful and more rewarding if I have the courage to do it.

Advent is the time of preparation but first and foremost the internal preparation to meet God in so many different ways. He is coming in the manger; he is coming in His Word, Body and Blood during the Mass, He is coming also in my neighbour, in a poor, the needy, and starving. He is coming in so many ways. Am I ready to meet Him, do I wait for Him, or simply I DON’T HAVE TIME?


piątek, 20 listopada 2015

Uroczystość Jezusa Chrystusa - Króla Wszechświata

Dn 7,13-14


Patrzałem w nocnych widzeniach: a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie.

Ap 1,4-8

Jan do siedmiu Kościołów, które są w Azji: Łaska wam i pokój od Tego, Który jest, i Który był i Który przychodzi, i od Siedmiu Duchów, które są przed Jego tronem, i od Jezusa Chrystusa, Świadka Wiernego, Pierworodnego umarłych i Władcy królów ziemi. Temu, który nas miłuje i który przez swą krew uwolnił nas od naszych grzechów, i uczynił nas królestwem - kapłanami Bogu i Ojcu swojemu, Jemu chwała i moc na wieki wieków! Amen. Oto nadchodzi z obłokami, i ujrzy Go wszelkie oko i wszyscy, którzy Go przebili. I będą Go opłakiwać wszystkie pokolenia ziemi. Tak: Amen. Jam jest Alfa i Omega, mówi Pan Bóg, Który jest, Który był i Który przychodzi, Wszechmogący.

Jn 18,33-37

Wtedy powtórnie wszedł Piłat do pretorium, a przywoławszy Jezusa rzekł do Niego: Czy Ty jesteś Królem żydowskim? Jezus odpowiedział: Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie? Piłat odparł: Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali mi Ciebie. Coś uczynił? Odpowiedział Jezus: Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd. Piłat zatem powiedział do Niego: A więc jesteś królem? / Odpowiedział Jezus: / Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu.

Wszyscy, którzy są z prawdy ...

"Ja się po to narodziłem i po to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie, a wszyscy, którzy są z prawdy słuchają mego głosu."

W naszych zakłamanych czasach chyba najbardziej brakuje nam właśnie Prawdy. A Prawda świeci jasnym światłem (Veritatis Splendor) i jest do odkrycia, do poznania, a nie do głosowania i ustanawiania. Tylko, że jednym z podstawowych warunków poznania Prawdy jest pokora. A z tym jest już znacznie gorzej w naszych pysznych czasach.

"Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli" (J 8,32) Od lat chodzi za mną i niepokoi mnie to zdanie. Jak Piłat, pytam nieraz z cynizmem lub z rozpaczą: "A cóż to jest prawda?" (J 18,38) I to pytanie Piłata rodzi całą serię innych pytań: Czym jest prawda? Gdzie ją znaleźć? Jak rozpoznać prawdę? Jak ją uznać i przyjąć, jak zaakceptować w swoim życiu? Jak według tej prawdy żyć?

Pytanie Piłata zadawane czasem z trwogą, czasem z drwiną i szyderstwem, czasami z pełną wyższości pogardą, kpiną i lekceważeniem, wydaje się jakby negować istnienie Prawdy, lub możliwość jej poznania. Co więcej, tak jak i słowo "MIŁOŚĆ" zużyło nam się i wyświechtało w codzienności, tak i słowo "PRAWDA" straciło swój blask, wyśmiane i zlekceważone, zużyte i nadużyte przez różnego rodzaju filozofów i polityków, mówców, władców, manipulatorów i zwykłych małych kłamczuchów, którzy są tylko prawdomówni inaczej.

Nieżyjący już kardynał Józef Malula z Zairu, powiedział kiedyś: "Wolę być ukrzyżowany dla prawdy niż krzyżować Prawdę". Jezus Chrystus, który sam o sobie powiedział: "Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem" (J 14,6) został ukrzyżowany bo głosił prawdę, bo sam był Prawdą. "Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo Prawdzie". (J 18,37) I ostatecznie za to dawanie świadectwa Prawdzie został ukrzyżowany, bo Prawda jest wymagająca. Ta Prawda została ukrzyżowana nie tylko dwa tysiące lat temu, ale jest nadal codziennie, (również w moim życiu) krzyżowana, kiedy ją odrzucam w imię wolności (rzekomej), kiedy nią manipuluję, kiedy ją zdradzam, a czasem nawet kiedy jej się wyrzekam w imię świętego spokoju. Prawda jest krzyżowana nie tylko w mowach aroganckich polityków i politykierów, obiecujących narodom "złote góry", nie tylko w aborcyjnych gabinetach, gdzie neguje się prawdę o prawie do życia każdego człowieka, nie tylko na salach sądowych przez przekupnych adwokatów i sędziów, ale również w moim codziennym życiu.

Zagrzebany po uszy w codziennym poszukiwaniu prawdy, sięgnąłem jeszcze po Drugi List św. Jana (1,4) i znalazłem słowa, które myślę, że mógłbym użyć jako życzenia dla nas wszystkich: "Cieszyłbym się bardzo widząc, że synowie moi postępują (chodzą) w prawdzie". Życzę tego wszystkim czytającym te słowa. Abyśmy wszyscy byli z Prawdy. Abyśmy mieli tylko jednego Króla, Jezusa Chrystusa - Który jest Prawdą, Drogą i Życiem, Który jest Prawdziwą Drogą Życia, Który jest Drogą w Prawdzie do Życia ... wiecznego ...

Polecam także rozważania o Chrystusie Królu Wszechświata zawarte w poniższym, alternatywnym tekście ... .

Jezus Chrystus – Królem Wszechświata

Starożytni Babilończycy, dawno temu wymyślili ciekawy mit o stworzeniu człowieka. Młodsi bogowie zostali zobowiązani do wykonania pewnej pracy w niebie. Ale nie za bardzo okazywali chęć do jej wykonania. Postanowili więc stworzyć człowieka. Szósta próba okazała się udaną. Stworzyli człowieka, który za nich miał niewolniczo pracować. Oto pojawia się zależność władca - poddany.

Idea panowania powoli zaczęła przenikać w życie społeczności ludzkiej. Możemy ją zauważyć i to bardzo wyraźnie już od samego początku cywilizacji. U starożytnych Sumerów, uważanych za twórców pierwszego w dziejach ludzkości imperium. Tym, który jako pierwszy ogłosił się królem był władca o imieniu Sargon. I oto rozpoczęła się historia zależności pan – poddany.

Również w Biblii występują królowie. Wielki król Dawid, czy jego syn Salomon, któż z nas nie zna wspaniałych historii biblijnych, w których oni są głównymi bohaterami. Czytając Biblię już w księdze Rodzaju natrafimy na fragment mówiący o tym, że Bóg zleca człowiekowi panowanie nad światem. W języku oryginalnym użyte jest słowo „królowanie”. Oto człowiek ma królować nad ziemią. Jak Biblia rozumie zadanie – królowania? Otóż nie ulega wątpliwości, że można słowo “królowanie” w Biblii zastąpić słowem “odpowiedzialność”. Biblijny król, to władca, który bierze odpowiedzialność za swoich podwładnych. Troszczy się o nich. Zabiega o pokój i dostatek, czyli o to wszystko, co wyraża Biblia słowem SZALOM.

Czy ludzkim władcom to się udawało?

Wspomniani na początku twórcy pierwszego imperium - Sumerowie posiadali na swojej wielkiej Liście Królów imię władcy Urukagina. Rządził Imperium Sumeryjskim, na obszarze którego miał się znajdować biblijny EDEN ok. 2400 lat przed Chrystusem. Był pierwszym znanym nam królem, który uznał, że władza ponosi odpowiedzialność zarówno za swoich bogatych jak i biednych poddanych. Umocnił prawa obywateli. Zmniejszył liczbę poborców podatkowych. Ponad pięćset lat przed tym jak babiloński władca Hammurabi wprowadził kodeks prawny oparty na zasadzie: silny nie powinien krzywdzić słabszych, Urukagina zobowiązał się, że nie odda biednych i wdów w ręce możnego człowieka. Urukagina panował tylko 10 lat.

Czy historia ludzkości to czas troski władców o poddanych? Czy teraźniejszość w której żyjemy, to czas troski władców o poddanych? Na te pytania każdy z nas na pewno sam potrafi sobie odpowiedzieć...

Oto przed nami, staje dzisiaj król – Jezus Chrystus. Stoi przed trybunałem ludzkim, który go oskarża, nie pamiętając, że to On tylu chorych cudownie uzdrowił, nakarmił rzesze głodnych.... Chrystus stoi bezbronny, bez armii, w lichym ubraniu, umęczony więzieniem ze związanymi rękoma, ubiczowany. I pada -paradoksalne w tym kontekście- pytanie: Czy chcesz być Jego poddanym?

Czy chcesz aby On wziął w swoje ręce twoje życie? Czy chcesz, aby On myślał o Tobie? Myślał o Tobie zawsze z troską, nie by Cię opodatkować, czy wykorzystać, czy na Tobie zarobić?

Panie chcę. Ty jesteś Panem wszechświata, królem mojego i każdego z nas życia.

Panie ale mam wątpliwość. Czy Ty rzeczywiście chcesz myśleć i troszczyć się o mnie?

W księdze Rodzaju czytamy: „Bóg troszczy się o mnie przez całe me życie, aż do dnia dzisiejszego.” (Rdz 48,15)

A w księdze Psalmów:
“Ja zaś jestem ubogi i nędzny,
ale Pan troszczy się o mnie.
Ty jesteś wspomożycielem moim i wybawcą
Boże mój, nie zwlekaj.”

Stojąc dzisiaj przed tronem Jezusa poczujmy w sercu ogromną radość i pokój. Jezus bierze odpowiedzialność za każdego z nas, za nasze życie. Patrząc na dzieje ludzkości, historie władców i królów – zobaczmy ich porażkę w rządzeniu narodami i światem. Nie oddawajmy boskiej czci współczesnym władcom, którzy przybierają różne imiona. Którzy próbują myśleć o nas i nad wyraz troszczyć się o nas, a szczególnie o nasze pieniądze.

Zabiegając o wejście do Europy, Unii europejskiej, wchodząc w nowe relacje zależności, angażując się w życie społeczne i polityczne nie zapomnijmy, że podstawowym, naszym chrześcijańskim zadaniem jest to by stać się obywatelem Królestwa Bożego. By troszczyć się o rozwój duchowego Civitas Dei. Wszak każde inne królestwo runęło i stało się materiałem wykopaliskowy – materiałem dla archeologów. Czy historia lubi się powtarzać

Jak to zrobić konkretnie? Co mam zrobić, aby mieć pewność, że jestem obywatelem królestwa Bożego? Jestem ochrzczony, a więc jestem dzieckiem Boga. Tyle razy to już słyszałem.

Najpierw pytanie : czy się z Królestwa Bożego przypadkiem nie wyprowadziłem? Czy nie wyemigrowałem w świat złudzeń i błyskotliwych namiastek szczęścia?
Wiem jak wrócić. Wiem co robić gdy pojawia się pokusa ucieczki.

W Apokalipsie św. Jana czytamy:

„Oto stoję u drzwi i kołaczę
Jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy,
Wejdę do niego i będę wieczerzał,
A on ze mną.”

Módlmy się o to by każdy z nas usłyszał w nawale dźwięków, informacji i sensacji głos Jezusa, by każdy z nas słysząc głos Jezusa zdecydował się na otwarcie drzwi swego serca, by pozwolił Jezusowi wejść i się rozgościć.

To dzieje się teraz. Powiedz Jezusowi, że chcesz aby On wszedł, do twojego serca, do Twojego życia, aby był jego Panem. I tak codziennie do końca dni tu na ziemi ten fragment z Apokalipsy św. Jana 3, 20 niech się stanie treścią Twojej modlitwy. Do dnia, gdy spotkamy się w Królestwie naszego Ojca w Niebie.

********************************

Christ the King

Today's Sunday we are celebrating solemnity of Christ the King. In His constant teaching He tried to convince people that His Father prepared the place for everybody in the Kingdom of God. We did certainly have an opportunity to hear Jesus's words that His Kingdom is not from this World. (J18,36) But apparently we do not understand the meaning of the Kingdom of God. We know that in Gods Kingdom the eternity consist in worship of our Creator.. But do we really think that throughout the whole eternity will be doing nothing else then singing Hosanna and Alleluia. Our imagination (representation) of the kingdom of God is strongly influenced by the images of our contemporary, earthly empires, where the abundance, wealth and luxury are reigning together with autocracy and arrogance of the rulers.

Very often we try to understand the reality of heaven using our human limited capacities. Very often also, in trying this we finish with contradiction or false images.

Let us see for example the cross of Christ - The throne of God's love. It is immediately visible that our logic is not the logic of God, our understanding of love is not Gods understanding, our understanding of Gods Kingdom is too short, inadequate to describe to reality of God's Kingdom. This reality is certainly not the reality of luxury, splendor, arrogance but the reality of infinite of love.


Opened arms of Christ on the cross -during His crucifixion- are nothing else that the gesture of invitation. By this gesture God is inviting us to participate in His Kingdom of love. He is proposing that we accept this kingdom of love in our daily life. Let us not waste the time for useless imaginations but let us try to implement His Kingdom on earth. This is what we pray for in OUR Father - your Kingdom come your will be done.

sobota, 14 listopada 2015

XXXIII Niedziela Zwykła - rok B

Dn 12,1-3 - Zmartwychwstanie w czasach ostatecznych

W owych czasach wystąpi Michał, wielki książę, który jest opiekunem dzieci twojego narodu. Wtedy nastąpi okres ucisku, jakiego nie było, odkąd narody powstały, aż do chwili obecnej. W tym czasie naród twój dostąpi zbawienia, każdy, kto się okaże zapisany w księdze.  Wielu zaś, co posnęli w prochu ziemi, zbudzi się: jedni do wiecznego życia, drudzy ku hańbie, ku wiecznej odrazie. Mądrzy będą świecić jak blask sklepienia, a ci, którzy nauczyli wielu sprawiedliwości, jak gwiazdy przez wieki i na zawsze.

Mk 13,24-32 Sąd ostateczny

Jezus powiedział do swoich uczniów:
„W owe dni, po wielkim ucisku słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą padać z nieba i moce na niebie zostaną wstrząśnięte. Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą. Wtedy pośle On aniołów i zbierze swoich wybranych z czterech stron świata, od krańca ziemi aż do szczytu nieba. A od drzewa figowego uczcie się przez podobieństwo. Kiedy już jego gałąź nabiera soków i wypuszcza liście, poznajecie, że blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach. Zaprawdę powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą. Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec”.

HOMILIA

W miarę jak zbliżamy się do końca roku liturgicznego (za dwa tygodnie już pierwsza niedziela Adwentu) tematyka Słowa Bożego coraz częściej dotyka rzeczy ostatecznych. Zarówno pierwsze czytanie z księgi Daniela, jak i Ewangelia poruszają temat wielkich ucisków i niezwykłych znaków, zapowiadających czasy apokaliptyczne. Nie są to na pewno sprawy o których można mówić w sposób lekki i rozrywkowy.

Możemy jednak zadać pytanie ... po co? Po co czytamy te fragmenty w kościele w czasie liturgii? Co więcej, w świetle tego co rozgrywa się na naszych oczach, jak chociażby piątkowe zamachy terrorystyczne w Paryżu, uzasadnionym wydaje się pytanie: "czy to już??? czy już żyjemy w zapowiadanej przez Chrystusa erze końca czasów?"

Nie wdając się w apokaliptyczne dywagacje, warto jednak najpierw zobaczyć co naprawdę mówi Chrystus i o czym chce nas pouczyć?

Najpierw ...

Po co -w ogóle- Jezus o tym mówi i to nawet w tak katastroficzny sposób? Przecież nie chodzi Mu na pewno o podniesienie nam ciśnienia czy o straszenie. Pan Jezus nie jest też reżyserem filmowym, czy pisarzem katastroficznych książek i nie zależy Mu, ani na popularności, ani na wywołaniu zamieszania czy paniki, ani na podniesieniu sprzedaży ... Pisma Świętego.

Po co więc o tym mówi i to w dosyć dramatyczny sposób: "słońce się zaćmi, księżyc nie będzie świecił i gwiazdy spadać będą ..."

Ano właśnie, mówi po to aby:

-      nas przygotować, abyśmy się nie łudzili, że świat w którym żyjemy jest wieczny, że będzie trwał bez końca i że nasze ostateczne przeznaczenie zamyka się w tej doczesnej rzeczywistości. Jakże wielu bowiem ludzi żyje tak, jakby całe ich życie i szczęście miało się zamknąć w tutaj?

-      mówi po to, żebyśmy nie zapomnieli po co i do czego tak naprawdę zostaliśmy stworzeni i jakie jest nasze ostateczne przeznaczenie,

-      mówi po to, abyśmy nie dali się zwieść złudnemu przekonaniu, że dostatek i dobrobyt doczesny zapewnią nam całkowite i pełne szczęście,

-      mówi po to, aby nam przypomnieć, że świat w którym żyjemy jest tylko rzeczywistością przejściową, rodzajem poczekalni, z której -przyjdzie czas, że- trzeba będzie ruszyć w ostateczną podróż do domu,

-      mówi po to, żeby nam przypomnieć (NIE POSTRASZYĆ), że „jedni zbudzą się do wiecznego życia, drudzy ku hańbie, ku wiecznemu potępieniu”.

Warto tak trochę z boku, z dystansu przyjrzeć się światu, w którym żyjemy i zobaczyć ileż w nim nadmiernego zatroskania o sprawy naprawdę drugorzędne, o dobra przemijające? Ileż wśród ludzi zaaferowanIa sprawami mało ważnymi, gromadzeniem skarbów, których nie wezmą ze sobą … „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza je niszczy i skąd złodzieje wykradają je. Gromadźcie sobie skarby w niebie. Gdzie jest bowiem twój skarb, tam, również będzie twoje serce.(Mt 6:19-21)

Chrystus na pewno nie chce nas straszyć, chce nas raczej upomnieć, przestrzec przed ułudami jakimi karmi nas świat.

„Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?  Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania.” Mt 16:26-27)

I po drugie:
Warto też zobaczyć, że nie podając definitywnie terminu (o dniu owym lub godzinie nikt nie wie), Chrystusowi nie chodzi o straszenie, czy o katastrofizm, ale o to abyśmy stale byli gotowi, abyśmy nie dali się zwariować i nie ulegali pokusie zamykania swojego życia w doczesności.

Pojawia się też na pewno uzasadnione pytanie, czy to, co dzieje się od kilku lat w Północnej Afryce i na bliskim wschodzie: Syria, Libia, Irak, Nigeria, Republika Środkowej Afryki, czy to już początek znaków zapowiadanych przez Chrystusa? A to co działo się w lecie, kiedy dziesiątki tysięcy emigrantów chroniły się w Europie przed wojnami w ich własnych krajach? A to dzieje się od piątkowego wieczoru w Paryżu, bliżej nas?

 … Czy to wszystko jest już początkiem zapowiadanych przez Jezusa znaków?

Na pewno nie ma łatwych odpowiedzi na te pytania, ale jednak pytania trzeba stawiać, pytania niewygodne i pytania które nam dokuczają, i nie pozostawiają w błogim spokoju, bo to właśnie jest cel wypowiedzi Chrystusa takich jak w dzisiejszej Ewangelii.

Oczywiście, nie można być takim totalnym pesymistą czy katastrofistą, ale czy Jezus jest pesymistą i katastrofistą, kiedy w wielu miejscach Ewangelii przestrzega i przypomina, abyśmy nie popadli w euforię i samozadowolenie.

Żyjemy rzeczywiście w bardzo napiętych czasach. Docierające do nas wiadomości z różnych części świata na pewno nie są „hurra optymistyczne”. Właściwe pytanie nie jest jednak: „Czy koniec świata jest już bliski?” właściwe pytanie powinno raczej być: „Czy to wszystko ma jakikolwiek wpływ na zmianę naszych zachowań, czy naprawdę ludzie się tym cokolwiek przejmują? Czy ja sam cośkolwiek zmieniam w moim codziennym życiu? Bo to jest właśnie to, o co chodzi Zbawicielowi w dzisiejszej Ewangelii.

Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach.

A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. (Łk 12:39-40).


Oczywiście, nie można być całkowitym pesymistą, bo wasza tutaj obecność w każdą niedzielę jest dowodem na to, że jest jednak jeszcze jakaś nadzieja, że Słowo Boże ma szansę dotarcia do ludzkich serc, że nie wszyscy szukają jedynie pieniądza i łatwego życia, że są ludzie, którzy myślą o czymś więcej niż o gromadzeniu dóbr przemijających. Czy jednak ja znajduję się wśród nich?

piątek, 6 listopada 2015

XXXII Niedziela w ciągu roku - B



1Krl 17,10-16

Wtedy Eliasz wstał i zaraz poszedł do Sarepty. Kiedy wchodził do bramy tego miasta, pewna wdowa zbierała tam sobie drwa. Więc zawołał ją i powiedział: Daj mi, proszę, trochę wody w naczyniu, abym się napił. Ona zaś zaraz poszła, aby jej nabrać, ale zawołał na nią i rzekł: Weź, proszę, dla mnie i kromkę chleba! Na to odrzekła: Na życie Pana, Boga twego! Już nie mam pieczywa - tylko garść mąki w dzbanie i trochę oliwy w baryłce. Właśnie zbieram kilka kawałków drewna i kiedy przyjdę, przyrządzę sobie i memu synowi strawę. Zjemy to, a potem pomrzemy. Eliasz zaś jej powiedział: Nie bój się! Idź, zrób, jak rzekłaś; tylko najpierw zrób z tego mały podpłomyk dla mnie i przynieś mi! A sobie i twemu synowi zrobisz potem. Bo Pan, Bóg Izraela, rzekł tak: Dzban mąki nie wyczerpie się i baryłka oliwy nie opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię. Poszła więc i zrobiła, jak Eliasz powiedział, a potem zjadł on i ona oraz jej syn, i tak było co dzień. Dzban mąki nie wyczerpał się i baryłka oliwy nie opróżniła się według obietnicy, którą Pan wypowiedział przez Eliasza.

Hbr 9,24-28

Chrystus bowiem wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej /świątyni/, ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga, nie po to, aby się często miał ofiarować jak arcykapłan, który co roku wchodzi do świątyni z krwią cudzą. Inaczej musiałby cierpieć wiele razy od stworzenia świata. A tymczasem raz jeden ukazał się teraz na końcu wieków na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego siebie. A jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd, tak Chrystus raz jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów wielu, drugi raz ukaże się nie w związku z grzechem, lecz dla zbawienia tych, którzy Go oczekują.

Mk 12,38-44

I nauczając dalej mówił: Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok. Potem usiadł naprzeciw skarbony i przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz. Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie.


Bóg, Któremu ufam ...

Wdowa z Sarepty w Sydonie, Eliasz, wdowa składająca do skarbony swój ostatni grosz ... czyż ich zachowanie nie jest całkowicie irracjonalne a nawet nieodpowiedzialne?

"Przypatrzcie się ptakom na niebie, ani nie sieją, ani nie zbierają plonów, nie składają nic do spichrzów ... a Ojciec Niebieski je żywi ..." Czyż nie jest to zachęta do lenistwa, nieróbstwa i kwietyzmu, pochwała infantylizmu i beztroski? Nierobów i pijaków też zresztą nazywamy "niebieskmi ptakami".

Tylko z drugiej strony, czy nie denerwują nas również ci zaradni i przebiegli, umiejący się zawsze urządzić i liczący bardzo na swoje możliwości, znajomości, układy, pieniądze i nagromadzone bogactwo? Pyszniący się swoimi sukcesami i osiągnięciami, zadufani we własne siły i dumni z tego co zdobyli - nie zawsze przecież w uczciwy sposób? A i ci "uczeni w piśmie", pozdrawiani na ulicach i placach, zajmujący pierwsze miejsca w kościołach i honorowani na bankietach ... Czyż nas nie drażnią swoją ułożonością i poprawnością zachowania, swoimi wielkopańskimi manierami i wyniosłością widoczną w ich oczach? Ich nienagannie białe mankiety, modne krawaty, dobrze skrojone i uszyte na miarę szare garnitury i sutanny ... A gdyby tak wśród nich nagle staną Chrystus? Nie w garniturze i nie w krawacie,  a nawet nie w sutannie ...

Boże mój, któremu ufam! Być może jestem siermiężnym księdzem i wcale niedoskonałym chrześcijaninem, być może jestem nieudacznikiem i słoniem w sklepie z porcelaną. Nie umiem się przymilnie i grzecznie uśmiechać, i nie umiem być poprawnym i wyrafinowanym dyplomatą. W relacjach międzyludzkich nie zawsze umiem się znaleźć ... ale w końcu i ostatecznie ufam TOBIE!

I składam Ci w ofierze wszystko co z Twojej dobroci otrzymałem, wszystko co mam, choćby ten gest miał być osądzony nawet jako kretyństwo. I siebie samego również Ci oddaję.  Ale najbardziej oddaję Ci moje grzechy, z którymi od lat nie umiem sobie poradzić. Bo ostatecznie ufam TOBIE.

Nie odprawiam długich modlitw i mierzą mnie wszelkie bankiety i przyjęcia, duszę się w białej i elegancko wyprasowanej koszuli, a i -szczerze powiem- „powłóczyste szaty” czasami też mi przeszkadzają ... Ale, ufam TOBIE!

I wiesz, czasami zamiast wrzucić do skarbony, to dałem pijakowi, bo podszedł do mnie na dworcu i skruszony przyznał uczciwie, że go suszy, bo ma kaca ... ale przecież i Ty nie rzuciłeś kamieniem w Marię Magdalenę ... I w tym też, ufam TOBIE!


Ufam mojemu Bogu

Historia wdowy z Sarepty Sydońskiej w pierwszym dzisiejszym czytaniu i historia wdowy w dzisiejszej Ewangelii są dla nas -uczniów Chrystusa- pewnego rodzaju wyzwaniem. Nieodparcie przychodzą na myśl inne słowa Chrystusa wypowiedziane w Ewangelii wg. św. Mateusza “Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? … Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boże i o Jego Sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6:25-26, 32-33). Życie jest na pewno najwyższą wartością, ale nie tylko moje życie, każde życie i każde życie domaga się szacunku i troski opartej na solidarności i ostatecznie na ufności Bogu.

Nasz skomercjalizowany świat nastawiony na spektakularny sukces i maksymalny zysk nie pojmuje wcale tego rozumowania, nie rozumie postępowania obydwu wdów z dzisiejszych czytań i wielu na pewno uśmiecha się z politowaniem słuchając tych słów. My co najwyżej wrzucimy na składkę lub damy ubogim z tego co nam zbywa, a jako, że nam za dużo nie zbywa, to i niewiele dajemy, boć przecież trzeba być rozsądnym i dbać o swoją rodzinę, i o swoje interesy. Wiara i ufność Bogu to dobre w niedzielnych, pobożnych kazaniach, ale na co dzień trzeba być realistą i nie rozdawać na prawo i lewo. Niech każdy troszczy się o siebie i wtedy niepotrzebna będzie jakakolwiek charytatywna pomoc.

Taka zdroworozsądkowa „filozofia życiowa” jest bardzo popularna w naszych czasach i wielu zdecydowanie jej hołduje. Tylko, że wtedy moje „Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego” wcale nie znaczy „wierzę Bogu”. A moja przynależność do Chrystusa jest raczej teoretyczna i ostatecznie gołosłowna. On nie miał domu, nie miał konta bankowego, nie miał jakichkolwiek życiowych zabezpieczeń, nie miał nawet „miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć” (Mt 8:20). Na Apostołów wybierał ubogich rybaków, a uczniowie Jego nie należeli na pewno do uprzywilejowanych klas społecznych. Chwaląc zaś -w dzisiejszej Ewangelii- ubogą wdowę, która „ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie” pokazał, że Jego „filozofia życiowa” zdecydowanie różni się od naszej i jest zbudowana raczej na wierze niż na sprycie, na ufności raczej niż na zaradności i ostatecznie na nadziei i miłości raczej niż na obrotności i nadmiernej zapobiegliwości.

Kiedy Papież Benedykt XVI rozpoczyna swoją trzecią encyklikę „Caritas in Veritate” słowami: „Miłość w prawdzie, której Jezus Chrystus stał się świadkiem przez swoje życie ziemskie, … stanowi zasadniczą siłę napędową prawdziwego rozwoju każdego człowieka i całej ludzkości” (n.1), to właśnie ma na myśli prawdę, że wszystkie nasze działania, wszystkie nasze starania i całe nasze życie ma być oparte na miłości Boga i bliźniego. To zresztą ukazuje już w pierwszej swojej encyklice „Deus Caritas est”, gdzie pisze: „ ... wszystko wywodzi się z miłości Bożej, dzięki niej wszystko przyjmuje kształt, do niej wszystko zmierza...”. Miłość Boga oparta na całkowitym zaufaniu i zawierzeniu Bogu, i wyrażająca się w miłości bliźniego powinna być jedynym motorem napędowym prawdziwego rozwoju społecznego i indywidualnego. Każdy inny rozwój jest tylko pozorny i prowadzi w końcu do egoizmu i regresu, do wojen i społecznych niepokojów. Cała ta encyklika jest właśnie medytacją nad przyczynami niesprawiedliwości społecznej i sposobami jej zaradzenia.

Być może należałoby powiedzieć otwarcie, że świat nasz nastawiony na spektakularny sukces i maksymalny zysk jest taki, jaki jest -pełen niepokojów i wojen- właśnie dlatego, że za mało w nim i miłości i prawdy, i nadziei, i ufności, a za dużo przedsiębiorczości, sprytu, zaradności, skąpstwa i po prostu egoizmu. A za tym wszystkim kryje się nie co innego, jak właśnie brak wiary i zaufania Bogu.

Człowiek, który żyje w prawdzie o sobie samym, w prawdzie o Bogu i o swoim bliźnim jest człowiekiem wiary, jest człowiekiem nadziei i jest ostatecznie jest człowiekiem miłości. Człowiek taki jest nastawiony na życie, ale nie rozumiane egoistycznie i samolubnie, lecz otacza każde życie szacunkiem i broni każdego życia.

To jest właśnie uczeń i naśladowca Mistrza Jezusa Chrystusa, Który nie mając nic i o nic nie zabiegając „istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej” (Flp 2:6-8).


Miłość Boga i bliźniego, mają ostatecznie za fundament wiarę i zaufanie Bogu, oddanie się Jemu i zdanie się na Jego Miłość. Bez tego życie staje się nieznośną walką i rządzi się prawami dżungli.