piątek, 29 stycznia 2016

IV Niedziela w ciągu roku - C



Jr 1,4-5,17-19

Pan skierował do mnie następujące słowo: Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię. Ty zaś przepasz swoje biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę. Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi. A oto Ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną, kolumną żelazną i murem spiżowym przeciw całej ziemi, przeciw królom judzkim i ich przywódcom, ich kapłanom i ludowi tej ziemi. Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię zwyciężyć, gdyż Ja jestem z tobą - wyrocznia Pana - by cię ochraniać.

1Kor 12,31-13:13

Lecz wy starajcie się o większe dary: a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą. Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał.

Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,

nie jest jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie. Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy. Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce. Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany. Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość.

Łk 4,21-30

Począł więc mówić do nich: Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli. A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: Czy nie jest to syn Józefa? Wtedy rzekł do nich: Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu w swojej ojczyźnie tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum. I dodał: Zaprawdę, powiadam wam: żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman. Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.


Nie masz proroka wśród swoich ...

Przyjęcie z jakim spotkał się Jezus w Nazarecie, wydaje się być typowym dla środowisk ludzi małych, zazdrosnych i niedowiarków. Najtrudniej jest uwierzyć i zaufać komuś, kogo znamy i kto wydaje nam się "swojakiem". A jeszcze trudniej jest słuchać, gdy ktoś taki "wygarnia nam" nasze grzechy, mówi o naszych słabościach i przywarach, o naszych błędach i nałogach. To nas gniewa i drażni o wiele bardziej niż gdyby mówił nam to ktoś zupełnie obcy. Tak właśnie potraktowano Jezusa w Nazarecie Jego rodzinnym mieście, gdzie wszyscy Go znali. Oni jednak nie chcieli Jego pouczeń, ale cudów. Nie chcieli Go słuchać, a już szczególnie nie chcieli słuchać gdy mówił o zatwardziałości i uporze ich serc. Czyż nie jest tak i wśród nas ?

A szkoda, bo ci, których naprawdę znamy, znają i nas. I to właśnie oni wiedzą o nas najwięcej i jeśli zwracają nam uwagę z miłością -o jakiej mówi św. Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu- to przecież możemy być pewni, że jest to tylko i wyłącznie dla naszego pożytku i dobra. Chciałoby się nawet powiedzieć: "Nie słuchaj tych, którzy ci przyklaskują i kadzą, bo to cię tylko wpędza w pychę i samozadowolenie. Słuchaj raczej tych, którzy cię krytykują, bo jeśli robią to z miłością, to przecież jest to jedynie dla twojego dobra."

Niestety przeważają w nas jednak uczucia małe i przyziemne; pycha, zarozumiałość, zazdrość, gniewliwość, fałszywy wstyd ... I dlatego też tak trudno jest nam przyjąć uwagę ze strony naszych bliskich i chcielibyśmy im powiedzieć: "Lekarzu ulecz samego siebie", tak jak Jezusowi w Nazarecie ...

Czy jednak nie warto by było czasami posłuchać tych, którzy nas krytykują?

Cesarz Marek Aureliusz modlił się podobno: "Panie, chroń mnie przed fałszywymi przyjaciółmi, bo z prawdziwymi wrogami sam sobie poradzę".

A może i mnie fałszywi przyjaciele wyrządzają większą szkodę (mydląc mi oczy) i schlebiając, niż ci, których uważam za wrogów, bo ośmielają się mnie krytykować ...?

Słuchając Ewangelii o odrzuceniu Jezusa przez jego ziomków chrześcijanie wszystkich czasów powinni pytać się o swoją wierność wobec Bożych planów. Żyjemy w społeczeństwie tradycyjnie chrześcijańskim. I nam może się przydarzyć, że w imię wierności jakieś przyjętej przez nas wizji chrześcijaństwa, chrześcijańskiego społeczeństwa, odrzucamy prawdziwe orędzie Jezusa Chrystusa. A proroków, którzy wykazują nam błędy chcielibyśmy strącić w przepaść. Jeśli nie dosłownie, to na pewno w otchłań potępienia za rzekome herezje i wrogość wobec Kościoła.


Homilia po angielsku

Fourth Sunday in Ordinary Time - Cycle C

Jer 1:4-5, 17-19;    1 Cor 12:3113:13 or 13:4-13;                       Lk 4:21-30

1.       Some years ago a popular song told us, "What the world needs now is love, love, love." Perhaps the composer of this song was inspired by St Paul's letter to the Corinthians. At any rate, Paul of Tarsus would totally agree with the main lines of the song.

This chapter has been correctly called a hymn of love. I suppose too we might name it a hymn to love. Many would argue that the thirteenth chapter of first Corinthians is not merely the finest prose in St Paul's letters but also in the entire New Testament. Authors of whatever stripe would consider their oeuvre complete if they could run off such a sublime message on their word processors. The Holy Spirit had full burners working when He inspired Paul of Tarsus on this passage.

All of us at some time have asked in one form or another, "What is love?" There are of course many answers to the query. The one offered by mystics is the one I find most satisfying. They would say simply that love is a person. His name is Jesus. And, if you want to be an authentic lover, become that Jesus. He is the "lure let down to tempt the soul to rise."

Someone suggests a trick for our instruction. Wherever Paul mentions the word "love," we should substitute the word "Jesus." Listen!

Jesus is always patient and kind. He is never jealous. Jesus is never boastful or conceited. He is never rude or selfish. Jesus does not take offense and is not resentful. He takes no pleasure in other people's sins but delights in the truth. Jesus is always ready to excuse, to trust, to hope, and to endure whatever comes.

The glorious language does fit our Leader well, does it not?

But suppose that wherever St Paul mentions love, we substitute our own names. Is there anyone here who thinks the language fits us? If anything, we should grow red in the face - all of us - and hopefully sigh our regrets. Yet, the exercise does tell us the direction we, Christ followers should be heading.

2.       Someone described a biblical prophet as one who comforts the disturbed and disturbs the comfortable. Such a prophet was Jeremiah. Such a prophet is Jesus. Jesus' public ministry begins with a disaster. Think about it. Of his entire time on earth (33 years), Jesus spent about 90% in Nazareth. The Nazarenes knew him intimately - or at least they thought they did. When he stood up to do the reading, the people at first reacted with delight. But then came a change. He told them something that shocked them. This prophecy of Isaiah, he said, has been fulfilled ... in me. At those words the Nazarenes wanted to kill him.

We have to step back and consider what was going on. The Nazarenes knew Jesus as a neighbour - and no doubt a very good neighbour. What scandalized them was that this man was saying he is the axis of history. That was a big claim but Jesus was ready to back it up. The Nazarenes would have none of it.

It is difficult to accept any prophet—someone who comes along with a new way of thinking or a radical idea which undermines our established way of thinking. Jesus was no accepted in Nazareth because he dare to criticize, and the people didn’t expected from him a teaching but the miracles. It was the stubbornness and obstinacy of their harts that caused their anger. Is it not similar among us?  Are we also not angry with somebody who is trying to correct us and to help us out of errors and mistakes?

And this is a pity, because those who dare to criticize us, those who have enough courage to make corrections are our true friends. We can even say: “Don’t listen to those who are applauding and admiring you, because you will become too proud and boastful. Listen rather to those who are strong and courageous enough to show you your mistakes. They will certainly improve the quality of your life.

Roman Emperor, Mark Aurelius used to pray every day: “Lord, protect me from the false friends because with the true enemies I can handle myself”. Very often the false friends are glorifying and applauding causing the biggest damages.

Kazanie do druku TUTAJ



4 niedziela okresu zwykłego – rok C

Wprowadzenie do Mszy Świętej
Ofiara Eucharystyczna jest zaproszeniem do włączenia się w misję Chrystusa. Przychodzimy tutaj nie po to, aby być biernymi obserwatorami, ale zaangażowanymi uczestnikami, autentycznymi świadkami. Na początku tej Mszy przeprośmy Boga za to, że tak często o tym zapominamy i nie traktujemy poważnie naszego powołania.

Homilia

Każdy z nas jest powołany. Powołanie do dawania świadectw Chrystusowi to nie tylko „biznes” dla księży. Co więcej każdy z nas jest powołany aby być prorokiem, aby napominać i nawoływać do nawrócenia, szczególnie wśród naszych bliskich, w naszej rodzinie. Przez Sakrament Chrztu stajemy się uczestnikami potrójnej misji Chrystusa; Kapłana, Króla i Proroka. Tylko, czy my zdajemy sobie z tego sprawę? Czy my poważnie traktujemy nasze chrześcijańskie powołanie? Kiedy mówimy o powołaniu to myślimy raczej o księżach i zakonnikach lub zakonnicach. Wśród nich szukamy kapłanów i proroków. My raczej ustawiamy się na pozycji obserwatorów i biernych „odbiorców tanich na ogół usług religijnych”. Niechętnie myślimy o tym, że i my również jesteśmy POWOŁANI.

A przecież słowa skierowane w dzisiejszym pierwszym czytaniu do Jeremiasza doskonale odnoszą się i charakteryzują powołanie każdego z nas. Pan także do ciebie kieruje słowa: „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię. Ty zaś przepasz swoje biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę. Nie lękaj się ... gdyż Ja jestem z tobą ... aby cię ochraniać.” Jeśli przyjąłeś Chrzest to przyjąłeś także misję bycia prorokiem we współczesnym -niestety- coraz bardziej poganiejącym świecie.

Warto sobie to bardzo wyraziście uświadomić szczególnie w Roku Wiary ogłoszonym przez Papieża Benedykta XVI 11 października ub. roku. Każdy z nas jest powołany do dawania świadectwa Chrystusowi i każdy z nas musi być przygotowany na niezrozumienie, na kpiny, na wyszydzenie i ośmieszenie, jak Chrystus został ośmieszony i zlekceważony w Nazarecie w swojej rodzinnej miejscowości. Każdy z nas musi się pogodzić z prawdą, że czasami trzeba być prorokiem wśród swoich, i że będzie się źle przyjętym i niezrozumianym, lub zrozumianym opacznie. Musimy być tego świadomi, że we współczesnym świecie nawet nasi bliscy będą się z nas naigrawać i odrzucać wartości religijne i moralne, głoszone przez Kościół i nauczanie naszego Pana. Doświadczymy niejednokrotnie gorzkiej prawdy słów Chrystusowych: „Zaprawdę, powiadam wam: żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie.” Najtrudniej jest uwierzyć i zaufać komuś, kogo się zna i kto wydaje się "swojakiem". A jeszcze trudniej jest słuchać, gdy ktoś taki "wygarnia" grzechy, mówi o słabościach i przywarach, o błędach i nałogach. To gniewa i drażni o wiele bardziej niż gdyby mówił to ktoś zupełnie obcy. Tak właśnie potraktowano Jezusa w Nazarecie Jego rodzinnym mieście, gdzie wszyscy Go znali. Oni bowiem nie chcieli Jego pouczeń, ale cudów.

Jeśli chcemy być wierni Mistrzowi, to musimy przyjąć, że i my tak będziemy traktowani, ale też ... Musimy przyjąć fakt, że czasami do nas przyjdzie ktoś kogo znamy i będzie dla nas prorokiem, niewygodnym i trudnym do przyjęcia. Warto pamiętać o tym, gdy ktoś uczciwie i bez złośliwości zwraca nam uwagę. Pan Bóg posyła nam wtedy właśnie proroka, aby nam pomógł.

Gdy Jezus nauczał w Nazarecie, nie chcieli Go słuchać, a już szczególnie nie chcieli słuchać gdy mówił o zatwardziałości i uporze ich serc. Czyż nie jest tak i wśród nas ? A szkoda, bo ci, których naprawdę znamy, znają i nas. I to właśnie oni wiedzą o nas najwięcej i jeśli zwracają nam uwagę z miłością -o jakiej mówi św. Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu- to przecież możemy być pewni, że jest to tylko i wyłącznie dla naszego pożytku i dobra. Chciałoby się nawet powiedzieć: "Nie słuchaj tych, którzy ci przyklaskują i kadzą, bo to cię tylko wpędza w pychę i samozadowolenie. Słuchaj raczej tych, którzy cię krytykują, bo jeśli robią to z miłością, to przecież jest to  dla twojego dobra."

Cesarz Marek Aureliusz podobno miał się modlić tak: "Boże, chroń mnie przed fałszywymi przyjaciółmi, bo z prawdziwymi wrogami sam sobie poradzę".

A może i mnie fałszywi przyjaciele schlebiając mi wyrządzają większą szkodę, niż ci, których uważam za wrogów, bo ośmielają się mnie krytykować ...?

Modlitwa wiernych
Ojcze Wszechmogący daj nam prosimy być Twoimi wiernymi i nieustraszonymi świadkami wśród zmieniającego się świata i głosić Twoją miłość i prawdę tam, gdzie panuje niezrozumienie, nienawiść i egoizm.
1          Za Papieża, biskupów i kapłanów, aby nigdy nie obawiali się być niepopularnymi głosząc Twoje Królestwo i nawołując do pokuty i nawrócenia                Ciebie prosimy ...
2          Daj naszym duszpasterzom odwagę głoszenia niepopularnych ale zbawiennych prawd, a nam daj pokorę do ich przyjęcia                 Ciebie prosimy ...
3          Daj nauczycielom mądrość i roztropność w dawaniu świadectwa Tobie, a uczniom odwagę i zrozumienie w przyjmowaniu nauki                 Ciebie prosimy ...
4          Pozwól i nam z radością i odwagą  świadczyć o Tobie autentycznym przykładem życia ucznia chrystusowego świadczyć                       Ciebie prosimy ...
5          Wszystkim, którzy lękają się lub są niepewni udziel Twego Ducha mądrości, rozwagi i męstwa w wiernym wyznawaniu Twojego Syna                        Ciebie prosimy ...
Ty posłałeś swojego Syna, Odwieczne Słowo, aby nam objawić siebie i przyprowadzić nas do jedności z Tobą, wspieraj nas na drodze do zbawienia mądrością i pokorna odwagą Twoich sług a naszych pasterzy przez Chrystusa jedynego i Dobrego Pasterza, Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg przez wszystkie wieki wieków. Amen

Słowo przed rozesłaniem
Za chwilę usłyszymy słowa „Idźcie, Ofiara spełniona”. Nie jest to zaproszenie do zapomnienia, ale raczej do głoszenia naszym codziennym życiem prawdy o Bogu, Który czeka na nasze nawrócenie. Bądźmy prorokami prawdy i miłości Boga, w naszych rodzinach, w naszym środowisku i wśród dzisiejszego świata, tak często odchodzącego od Boga.


niedziela, 10 stycznia 2016

Niedziela Chrztu Pańskiego - C

 

 Iz 40,1-5. 9-11

Pocieszcie, pocieszcie mój lud! - mówi wasz Bóg.
Przemawiajcie do serca Jeruzalem i wołajcie do niego, że czas jego służby się skończył, że nieprawość jego odpokutowana, bo odebrało z ręki Pana karę w dwójnasób za wszystkie swe grzechy. Głos się rozlega: Drogę dla Pana przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec naszemu Bogu! Niech się podniosą wszystkie doliny, a wszystkie góry i wzgórza obniżą; równiną niechaj się staną urwiska, a strome zbocza niziną gładką. Wtedy się chwała Pańska objawi, razem ją wszelkie ciało zobaczy, bo usta Pańskie to powiedziały. Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny w Syjonie! Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny w Jeruzalem! Podnieś głos, nie bój się! Powiedz miastom judzkim: Oto wasz Bóg! Oto Pan Bóg przychodzi z mocą i ramię Jego dzierży władzę. Oto Jego nagroda z Nim idzie i przed Nim Jego zapłata. Podobnie jak pasterz pasie On swą trzodę, gromadzi ją swoim ramieniem, jagnięta nosi na swej piersi, owce karmiące prowadzi łagodnie.

Tt 2,11-14. 3:4-7

Ukazała się bowiem łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom i poucza nas, abyśmy wyrzekłszy się bezbożności i żądz światowych, rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie, oczekując błogosławionej nadziei i objawienia się chwały wielkiego Boga i Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa, który wydał samego siebie za nas, aby odkupić nas od wszelkiej nieprawości i oczyścić sobie lud wybrany na własność, gorliwy w spełnianiu dobrych uczynków. Gdy zaś ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga, do ludzi, nie ze względu na sprawiedliwe uczynki, jakie spełniliśmy, lecz z miłosierdzia swego zbawił nas przez obmycie odradzające i odnawiające w Duchu Świętym, którego wylał na nas obficie przez Jezusa Chrystusa, Zbawiciela naszego, abyśmy, usprawiedliwieni Jego łaską, stali się w nadziei dziedzicami życia wiecznego.

Łk 3,15-16.21-22

Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił na Niego, w postaci cielesnej niby gołębica, a nieba odezwał się głos: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie.


Znaczenie Chrztu ...

Chrzest jest na pewno pierwszym i najpotrzebniejszym sakramentem, potrzebnym koniecznie do zbawienia, ale .... DLACZEGO?

Warto sobie uświadomić kilka momentów historio-zbawczych z życia Chrystusa. Po 30 latach życia ukrytego, Jezus z Nazaretu udaje się na 40 dni na pustynię. Tam kuszony przygotowuje się do swej trzyletniej misji mesjańskiej. Rozpoczyna ją niejako oficjalnie właśnie od Chrztu w Jordanie. W tym momencie w historii całej ludzkości dokonuje się dramatyczny przełom. Mówiąc obrazowo, wypędzony z nieba Adam może rozpocząć drogę powrotną.

Jakie jest znaczenie tego faktu? Można powiedzieć, że początek misji Chrystusa, czyli Chrzest w Jordanie, to początek nowego stworzenia. Po grzechu pierworodnym ludzkość odchodziła, oddalała się od Boga. Chrystus -właśnie Chrztem w Jordanie- rozpoczyna drogę powrotną dla ludzkości. Od tego momentu, od tego sakramentu ludzkość zaczyna wracać do utraconego raju. Sam Bóg posyła swego Syna, aby właśnie przez ten sakrament drogę powrotną nam otworzyć. Przez sakrament Chrztu odzyskujemy to, co utracili pierwsi rodzice: dziecięctwo Boże, Łaskę Uświęcającą, prawo do nieba. Przez Chrzest stajemy się żywymi członkami Kościoła – Ciała Chrystusowego. Od Chrztu rozpoczyna się nasza droga powrotna do utraconego raju, rozpoczyna się nasz proces „nowego stworzenia”.

Druga uwaga odnosi się do tego właśnie procesu „nowego stworzenia”. Bo jest to rzeczywiście proces, a nie jednorazowy akt. Chrystus rozpoczyna ten proces właśnie przez Chrzest w Jordanie, ale prowadzi Go on do Wielkiego Piątku Męki i Śmierci, a w końcu do Wielkiej Nocy Zmartwychwstania. Nie można o tym zapomnieć, że i dla każdego z nas proces ten musi prowadzić przez Wielki Piątek do Wielkanocy. Nie ma innej drogi, nie ma innej możliwości. Dlatego w pierwotnej liturgii Chrzest nazywano „zanurzeniem w śmierci Chrystusa”, lub „zanurzeniem w śmierci z Chrystusem”. Nie są to tylko piękne i słowa i teologiczne dywagacje. Przez Chrzest naprawdę zanurzamy się w śmierć, aby razem z Chrystusem zmartwychwstać. Jeśli o tym fakcie zapomnimy, to nasze chrześcijaństwo będzie przeżyciem głębokiego rozczarowania, nasza przynależność do Chrystusa będzie tylko powierzchowna i frustrująca. Chrzest jest zanurzeniem w śmierci.

I trzecia uwaga to przypomnienie, że na tej drodze powrotnej do utraconego raju, w tym bolesnym procesie „nowego stworzenia” Chrystus daje nam bardzo realne i konkretne pomoce i środki do zrealizowania tego zadania. A są to; założony przez Niego Kościół i sakramenty. Kościół jest nie tylko wspólnotą wiary, ale jest wprost Ciałem Chrystusa, sakramentem zbawienia. Przez Chrzest stajemy się członkami tego Żywego organizmu (Ciała Chrystusa) i nie podążamy do utraconego nieba samotnie, czy indywidualnie. Spodobało się Bogu zbawiać ludzi nie pojedynczo … I tutaj warto przypomnieć (bardzo dzisiaj niepopularną) prawdę – „Extra Eccelsiam nulla salus”.

Ale także otrzymujemy na tej drodze inne pomoce, jakimi są pozostałe sakramenty, które nie zostały ustanowione przez Chrystusa jako opcjonalne i do wyboru, do akceptacji lub do odrzucenia. Nie jest np. Sakrament Pojednania jedynie opcjonalnym, tak samo jak sakrament Małżeństwa czy Bierzmowanie. A iluż ludzi dzisiaj o tym zapomina?

Chrzest jest więc rzeczywiście pierwszym i najpotrzebniejszym sakramentem przez który każdy z nas rozpoczyna osobisty (choć nie indywidualistyczny) proces „nowego stworzenia”. Zostajemy włączeni do wspólnoty Kościoła, aby w tej wspólnocie wzajemnie pomagać sobie w drodze powrotnej..

Bardzo głębokie są inspiracje wypływające z takiego właśnie widzenia Sakramentu Chrztu i chociażby z tego co o tym mówi sam Jan Chrzciciel: „On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem”.
-       Co znaczy, że zostaliśmy przez Chrystusa ochrzczeni Duchem Świętym?
-       Co znaczy, że zostaliśmy ochrzczeni ogniem?
To są bardzo niepokojące i na pewno niepopularne pytania.

Homilia alternatywna

Na misji afrykańskiej nastąpiło dziwne zapoznanie się i zżycie w pracy dwóch ludzi: katolickiego kapłana - misjonarza i angielskiego lekarza - ateisty.

Pracowali na tym samym terenie i zaprzyjaźnili się ze sobą. Żadną jednak dyskusją nie można było przekonać angielskiego lekarza ateisty aby przyjął chrzest. Zdarzyło się, że musiał on wyjechać na kilka tygodni do leprozorium, szpitala dla trędowatych w odległej miejscowości.

Po powrocie lekarz przyszedł do swojego przyjaciela - księdza i rzekł:
- Ochrzcij mnie!
- Co ci się stało? Tak nagle? - zapytał ksiądz.
- Dojrzałem – odpowiedział lekarz.

- Siadaj i opowiedz - poprosił kapłan.
- Spotkałem osiemnastoletnią Murzynkę. Okaz piękności. Dwa tygodnie temu amputowałem jej ręce i nogi, aby zahamować postęp trądu.  Został tylko sam korpus z głową.  Choroba jednak posuwa się dalej.  Będzie żyła jeszcze maksymalnie 6 miesięcy.  Wie o tym, ale nie boi się śmierci.  Normalnie o wszystkim rozmawia, uśmiecha się.  Rozmawiałem z nią dużo.

Rzeczywistość pozaziemska dla niej nie jest wcale mniej realną niż ta obecna. Doszedłem do przekonania, że religia, która daje człowiekowi tak silne przeświadczenie, nie może być fikcją.  Tego samego dnia odbył się chrzest.

Dzisiejsza niedziela Chrztu Pańskiego każe nam jednak zastanowić się nad faktem naszego Chrztu.

Chrzest Chrystusa to nie uroczysta i podniosła ceremonia, ale początek Jego 3-letniej zbawczej misji. która zakończy się Męką, Śmiercią i ostatecznie Zmartwychwstaniem, zwycięstwem nad złem.

A jak to jest w naszym życiu? Najczęściej Chrzest to dla wielu tzw. chrześcijan tylko zewnętrzna CEREMONIA.

Efekt – chrześcijanie, katolicy nijacy, od wielkiego dzwonu, wiara stojąca gdzieś z boku, na marginesie życia. Według oficjalnych statystyk ponad 90% Polaków jest ochrzczonych ... i co z tego???

Czy przyczyną nijakości naszej wiary nie jest raczej to, że po kilku zewnętrznych ceremoniach: Chrztu, I Komunii św. i czasami jeszcze Bierzmowania zapominamy o tym, że jesteśmy dziećmi Bożymi? Dlaczego mamy tak wielu ochrzczonych a tak niewielu naprawdę praktykujących wiarę i to nie tylko przez chodzenie na niedzielną Mszę św.?

Czy nie jest tak po prostu dlatego, że wiary otrzymanej na Chrzcie nie rozwijamy? Dlaczego tak wielu ludzi twierdzi, ze wiarę utraciło, z powodu jakiegoś rzekomo niedobrego księdza, czy nawet skandalu?  Czy nie jest tak dlatego, że tak niewiele robimy aby tę wiarę w nas pomnażać i rozwijać, a wprost przeciwnie robimy tak wiele a nawet wszystko aby ją w sobie zabić?  Dlaczego dla usprawiedliwienia swojej niewiary czy wątpliwości odwołujemy się tylko do złych przykładów, do medialnie rozdmuchanych skandalików?

Przypominam sobie sprzed wielu, wielu laty katechizmową definicję Chrztu świętego:

CHRZEST ŚWIĘTY jest to
·        pierwszy i najpotrzebniejszy sakrament,
·        który gładzi w nas grzech pierworodny,
·        obdarza nas łaską uświęcającą i godnością Dziecka Bożego
·        i włącza nas do Świętego Chrystusowego Kościoła.

Pewnie i wielu z was ją pamięta, ale ... czy naprawdę rozumiemy o co w niej chodzi? Czy rodzice przynoszący dziecko do Chrztu wiedzą na pewno "o co tym wszystkim chodzi?" Czy nie jest raczej tak, że "tradycyjnie" rodzice proszą o chrzest dziecka, bo taki jest zwyczaj, bo na wszelki wypadek, bo "u nas wszyscy są ochrzczeni" ... Może więc najpierw odpowiedzmy sobie na kilka fundamentalnych pytań ...

Dlaczego Chrzest jest pierwszym i dlaczego najpotrzebniejszym sakramentem?

Chrzest jest pierwszym sakramentem, bo bez chrztu nie można otrzymać żadnego innego sakramentu. Jest też pierwszym bo uzdalnia nas do wszystkich innych łask i przywilejów Kościele. Inaczej mówiąc otwiera nam drogę do wszystkich innych sakramentów i łask jakie Bóg zsyła nam przez pośrednictwo Kościoła.

Jest najpotrzebniejszym, bo gładzi w nas grzech pierworodny, obdarza Łaską Uświęcającą, czyni nas dziećmi Bożymi. Bez Chrztu nie jesteśmy w stanie zmienić naszej natury skażonej grzechem i spodobać się Bogu. To co dzieje się w czasie Chrztu to dokładnie to samo co opisuje dzisiejsza Ewangelia kiedy głos Ojca z nieba obwieszcza: «Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie». W czasie Chrztu tak właśnie oznajmia Bóg chrzczonej osobie: «Tyś jest moim dzieckiem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie». Czyż możemy życzyć dziecku czegoś więcej? Warto żeby rodzice zdawali sobie z tego sprawę, że oto Bóg staje się faktycznie Ojcem dziecka, uświęca je swoją Łaską i rozpoznaje w nim swoje dziecko, obraz Jezusa Chrystusa. Odkładanie więc przez rodziców Chrztu do momentu kiedy „dziecko samo wybierze” jest jak odkładanie karmienia dziecko do momentu kiedy „samo wybierze czym i jak chce być karmione”. Dlatego więc na pewno można powiedzieć, że Chrzest jest na pewno i pierwszym i najpotrzebniejszym sakramentem.

Chrzest nie tylko gładzi w nas grzech pierworodny, który uczynił każdego z nas niegodnym Boga. Chrzest będąc efektem zbawczej Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa przywraca nam utraconą przez grzech pierworodny Łaskę Uświęcającą. Symbolem tego jest biała szata, którą dziecko przyjmuje wraz ze słowami kapłana: "stałeś(aś) się nowym stworzeniem i przyoblekłeś(aś) się w Chrystusa, dlatego otrzymujesz białą szatę. Niech twoi bliscy słowem i przykładem pomagają ci zachować godność dziecka Bożego nieskalaną aż po życie wieczne."

Kiedy Chrystus wstępował do nieba na zakończenie swojej mesjańskiej działalności na ziemi, polecił Apostołom: "Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego." (Mt 28:19) To jest podstawowa misja kościoła nauczać i chrzcić. Warto jednak zauważyć, że w synoptycznej ewangelii według Marka Chrystus mówi coś więcej: "I rzekł do nich: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony." (Mk 16:15-16). Czyli, kto nie uwierzy i nie ochrzci się nie może być zbawiony.

Tutaj mamy najgłębszą podstawę do stwierdzenia, że Chrzest jest pierwszym i najpotrzebniejszym (koniecznym) sakramentem. Nie ma zbawienia bez Chrztu, tylko ... czy sama ceremonia chrztu wystarczy, czy to jest naprawdę to o co chodziło Jezusowi? Czy sama tylko ceremonia ochrzczenia dziecka wystarczy do jego zbawienia? Chrystus mówi przecież coś więcej "Kto uwierzy !!! i przyjmie chrzest, będzie zbawiony ..." Dlatego tak ważną jest wiara rodziców, dlatego od rodziców właśnie wymaga się wyraźnego stwierdzenia, że podejmują się wiarę tę dziecku przekazywać. Chrzest bez wiary rodziców i bez zdecydowanej woli przekazania tej wiary dziecku jest tylko pustą ceremonią … Jakaż więc odpowiedzialność rodziców i rodziców chrzestnych!?

To uświęcenie Łaską w czasie Chrztu idzie tak daleko, że w tym momencie dziecko staje się godne samego Boga, bo sam Bóg z miłości czyni je godnym siebie. To jest owa łaska, którą mamy zachować nieskalaną, bo ona czyni nas godnymi Boga i otwiera nam bramy nieba na życie wieczne. Jeśli zdarzy się po Chrzcie, że łaskę tę utracimy lub zniszczymy (a dokonują tego nasze grzechy osobiste) to Chrystus w swej Boskiej Mądrości daje na drugi sakrament, w którym łaskę tę możemy odnowić, a jest to Sakrament Spowiedzi. Warto w tym miejscu wspomnieć, że tylko w stanie Łaski Uświęcającej otrzymanej na Chrzcie świętym i nie skalanej naszymi osobistymi możemy przyjąć Komunię świętą, czyli zjednoczyć się z Bogiem. Jeśli czynimy to bez owej Uświęcającej Łaski, to popełniamy świętokradztwo. Bóg sam nas uzdalnia do przyjmowania Go w sposób godny udzielając nam swej łaski w Sakramencie Chrztu i proponując jej odnowienie w Sakramencie Spowiedzi. I nie należy sobie tego lekceważyć.

Jest jeszcze jeden element Chrztu, o którym nie można zapomnieć. Chrzest  "włącza nas do Świętego Chrystusowego Kościoła." Nie znaczy to, że dziecko staje się członkiem jakiejś tajnej organizacji paramilitarnej, lub członkiem ekskluzywnego klubu golfowego. Przez Chrzest stajemy się członkami wspólnoty Ludu Bożego, która jest wspólnotą ludzi dążących do zbawienia. I znowu, nie jest to ani wymysł papieża, biskupów czy księży, ani do niczego niepotrzebne utrudnienie naszego życia. To sam Chrystus ustanowił Kościół jako wspólnotę swoich wyznawców i uczniów, którzy wzajemnie sobie w dążeniu do zbawienia pomagają. Tej wspólnocie dał konieczne i wystarczające środki do zbawienia prowadzące, a są nimi właśnie sakramenty z Sakramentem Ciała i Krwi na czele. Chrystus mówi: "Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie." (Jan 6:51,53)). Nie możemy więc twierdzić, że Kościół jest mi do niczego nie potrzebny. Chrzest nie jest  żadną tajemniczą i czarodziejską ceremonią, ale jest sakramentem włączającym nas do wspólnoty Kościoła, gdzie każdy ma swoje miejsce, swoje zadanie i swoją odpowiedzialność, swoje prawa i swoje obowiązki. Pięknie o tej rzeczywistości pisze św. Paweł porównując Kościół do żywego organizmu, do ludzkiego ciała. (1Koryntian 12,12-27)

A to wszystko wypływa z faktu Chrztu Chrystusa w Jordanie, z faktu, że w tym momencie Bóg mówi do każdego z nas: «Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie».


Homilia alternatywna - 2

Obmyci wodą Chrztu

Nigdy chyba nie będziemy zdolni w pełni pojąć znaczenia i sensu Sakramentu Chrztu Św. Przez przyjęcie tego Sakramentu staliśmy się dziećmi Bożymi. Tak jak w czasie Chrztu Jezusa w Jordanie Bóg Ojciec "zadeklarował" niejako: "Ty jesteś moim dzieckiem umiłowanym, w tobie mam upodobanie" i od tego momentu zmieniła się diametralnie optyka mojego życia. jako dziecko Boże nie jestem już w niewoli zła i grzechu pierworodnego. Zostałem włączony w rodzinę Kościoła, rodzinę Bożą i stałem się pełnoprawnym członkiem domu Bożego. Z tego Sakramentu wypływają i w nim są zakotwiczone wszystkie inne sakramenty i wszystkie inne łaski jakie otrzymuję jako chrześcijanin - dziecko Boże. Przez ten sakrament obmywający i odradzający "okazała się Łaska Boża, która niesie zbawienie" - jak pisze św. Paweł apostoł w Liście do Tytusa. Nigdy chyba nie jest dosyć o tym przypominać i głębie tegoż Sakramentu rozważać.

Ze zdziwieniem i niedowierzaniem więc słucham czasami rodziców, pozornie logicznie perorujących: "Nie chrzczę swojego dziecka bo nie chcę go przymuszać do czegoś czego ono w dojrzałym wieku samo by nie wybrało." Jakżeż można nie chcieć dla dziecka dobra, łaski, odrodzenia, dziecięctwa Bożego? Jakżeż można być tak naiwnym i ślepym? Dlaczego matka kąpie i przewija swoje dziecko, karmi go różnego rodzaju odżywkami i nie czeka aż dziecko świadomie wybierze samo to, co najlepsze dla niego? Dlaczego matka posyła dziecko (czasami nawet wbrew jego woli) do szkoły, na naukę śpiewu, tańca, gry na skrzypcach, czy na rytmikę i nie czeka aż dziecko samo wybierze najlepszy dla niego rodzaj edukacji? Co za głupie tłumaczenie? Co za naiwne i przewrotne usprawiedliwienie? I to w ustach katolików, wierzących, deklarujących się jako dzieci Boże. Najprawdopodobniej sami rodzice nie pojęli, nie zrozumieli łaski Sakramentu Chrztu, i dlatego w tak głupiutki i naiwny sposób odmawiają tej łaski swojemu dziecku.

Dzisiejsza niedziela Chrztu Pańskiego przypomina nam i nakłania do ponownego przemyślenia faktu naszego chrztu i wszystkich z niego wypływających konsekwencji i zobowiązań. Warto może rzeczywiście w tym zrelatywizowanym świecie ustalić pewne stałe i niewzruszone punkty odniesienia. A jednym z nich jest na pewno nasz Chrzest - Sakrament obmywającej Łaski Bożej, Sakrament usynowienia, Sakrament odrodzenia i życia.

Chrześcijaninie zostałeś ochrzczony !
CO TO DLA CIEBIE ZNACZY?
O ile w ogóle cokolwiek znaczy ...



sobota, 2 stycznia 2016

II Niedziela w Okresie Bożego Narodzenia


Pierwsze czytanie                                                  Syr 24, 1-2. 8-12

Mądrość Boża mieszka w Jego ludzie

Czytanie z Księgi Syracydesa.
Mądrość wychwala sama siebie,
chlubi się pośród swego ludu.
Otwiera swe usta na zgromadzeniu Najwyższego
i ukazuje się dumnie przed Jego potęgą.
Wtedy przykazał mi Stwórca wszystkiego,
Ten, co mnie stworzył, wyznaczył mi mieszkanie
i rzekł: « W Jakubie rozbij namiot
i w Izraelu obejmij dziedzictwo! »
Przed wiekami, na samym początku mię stworzył
i już nigdy istnieć nie przestanę.
W świętym Przybytku, w Jego obecności,
zaczęłam pełnić świętą służbę
i przez to na Syjonie mocno stanęłam.
Podobnie w mieście umiłowanym dał mi odpoczynek,
w Jeruzalem jest moja władza.
Zapuściłam korzenie w sławnym narodzie,
w posiadłości Pana, w Jego dziedzictwie.
Oto słowo Boże.

Psalm responsoryjny
                                            Ps 147, 12-13. 14-15. 19-20  (R.: J 1, 14)

Refren: Słowo Wcielone wśród nas zamieszkało.
albo: Alleluja

12 Chwal, Jerozolimo, Pana, *
      wysławiaj twego Boga, Syjonie.
13       Umacnia bowiem zawory bram twoich *
      i błogosławi synom twoim w tobie.
Refren.
14       Zapewnia pokój twoim granicom *
      i wyborną pszenicą hojnie ciebie darzy.
15       Śle swe polecenia na krańce ziemi *
      i szybko mknie Jego słowo.
Refren.
19       Oznajmił swoje słowo Jakubowi, *
      Izraelowi ustawy swe i wyroki.
20       Nie uczynił tego dla innych narodów. *
      Nie oznajmił im swoich wyroków.
Refren.

Drugie czytanie                                                         Ef 1, 3-6. 15-18

Bóg przeznaczył nas na przybrane dzieci

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Efezjan.
Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec
Pana naszego Jezusa Chrystusa,
który napełnił nas
wszelkim błogosławieństwem duchowym
na wyżynach niebieskich w Chrystusie.
W Nim bowiem wybrał nas
przez założeniem świata,
abyśmy byli święci i nieskalani
przed Jego obliczem.
Z miłości przeznaczył nas dla siebie
jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa,
według postanowienia swej woli,
ku chwale majestatu swej łaski,
którą obdarzył nas w Umiłowanym.
Przeto i ja, usłyszawszy o waszej wierze w Pana Jezusa i o miłości względem wszystkich świętych, nie zaprzestaję dziękczynienia, wspominając was w moich modlitwach. Proszę w nich, aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznawaniu Jego samego. Niech da wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych.
Oto słowo Boże.

Śpiew przed Ewangelią                                         Por. 1 Tm 3, 16
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Chrystus został ogłoszony narodom,
znalazł wiarę w świecie, Jemu chwała na wieki.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Ewangelia dłuższa                                                                J 1,1-18

Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami

Słowa Ewangelii według świętego Jana.

Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało,
a bez Niego nic się nie stało,
co się stało.
W Nim było życie,
a życie było światłością ludzi,
a światłość w ciemności świeci
i ciemność jej nie ogarnęła.
Pojawił się człowiek posłany przez Boga,
Jan mu było na imię.
Przyszedł on na świadectwo,
aby zaświadczyć o Światłości,
by wszyscy uwierzyli przez niego.
Nie był on światłością,
lecz posłanym, aby zaświadczyć o Światłości.
Była Światłość prawdziwa,
która oświeca każdego człowieka,
gdy na świat przychodzi.
Na świecie było Słowo,
a świat stał się przez Nie,
lecz świat Go nie poznał.
Przyszło do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli.
Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli,
dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,
tym, którzy wierzą w imię Jego,
którzy ani z krwi,
ani z żądzy ciała,
ani z woli męża,
ale z Boga się narodzili.
Słowo stało się ciałem
i zamieszkało miedzy nami.
I oglądaliśmy Jego chwałę,
chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca,
pełen łaski i prawdy.
Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: « Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie ». Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali łaskę po łasce. Podczas gdy Prawo zostało nadane przez Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa. Boga nikt nigdy nie widział, Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył.
Oto słowo Pańskie.


Na początku było Słowo ... Które przyszło do swoich ...

Słowa dzisiejszej Ewangelii są powtórzeniem tego co słyszeliśmy w pierwszy dzień świąt. Jest to wspaniały hymn św. Jana, w którym Autor, najmłodszy Apostoł Chrystusa przekazuje nam całą głębię  teologicznej prawdy o Jezusie Synu Bożym - Wcielonym Słowie, Światłości, Życiu i Prawdzie. Te słowa , tak przecież piękne i głębokie, wydają się jednak być trudne do zrozumienia i czasami "mijają nas jakby obok lub ponad głowami". Myślę jednak, że trzeba w pewnym sensie dorosnąć do zrozumienia ich głębi i poddać się ich wewnętrznej sile i mocy, aby stały się one dla słuchającego pełne sensu i blasku. Trzeba dać się pochłonąć ich głębi i smakować je powolutku i bez pośpiechu, jak poezję, która odkrywa swoją głębię się tylko przed znawcami. Niestety my niejednokrotnie nie potrafimy już tego, jesteśmy zbyt zabiegani i zbyt racjonalni.

To co Jan Apostoł chce nam w nich powiedzieć, to przede wszystkim głęboka prawda o Tajemnicy Wcielenia, która staje się bardziej zrozumiałą gdy połączyć ją z Tajemnicą Odkupienia. Bóg stał się człowiekiem, zamieszkał w ludzkim świecie, aby ze swej Pełności dać nam łaskę po łasce. Tylko to może usprawiedliwić przyjście Boga na świat w ludzkim ciele. Wszystko, czym jesteśmy i czym będziemy, wszystko co mamy i mieć możemy, absolutnie wszystko !!! mamy od Niego i dzięki Niemu ...

Jan -jednak- w swoim Prologu podkreśla także i inną prawdę. Prawdę smutną i przerażającą, prawdę że tenże Bóg - Człowiek, Który przyszedł do swego stworzenia, przez to stworzenie został odrzucony, nierozpoznany ... zanegowany. To tak, jakby wyprodukowany przez człowieka produkt; mebel, stół, samochód ... powiedział swojemu twórcy: "Nie znam cię, ty nie istniejesz, to ja cię stworzyłem, jesteś tylko wytworem mojej chorej wyobraźni ..."

Często tak właśnie się dzieje, kiedy dzieci chcąc się "usamodzielnić" z jakimś niesamowicie przewrotnym wyrzutem i w przypływie nieuzasadnionej, absurdalnej goryczy zwracają się do swoich rodziców mówiąc: "Ja się na świat nie prosiłem! Po co mnie urodziliście?! Nie znam was i nie chcę was znać! I co wtedy rodzice mogą powiedzieć? Jak mogą zareagować na tego rodzaju "mądrość"?

Czy ja aby nie jestem podobny do takiego smarkatego, rozpieszczonego dziecka, które chce się „uwolnić” od ciążącej mu rodzicielskiej opieki?


II Sunday of Christmas

Sir 24, 1-2.8-12
Eph 1, 6.15-18
John 1, 1-18

In the beginning was the Word ... He came to His own and His own people did not accept Him ...

The words of today's Gospel are a repetition of what we heard on the Christmas Day. It's a great hymn of St. John, where the author, the youngest apostle of Christ gives us in full the profundity of the theological truth about Jesus the Son of God - the Word made flesh, Light, Life and Truth. These words are so beautiful and extremely profound, but it seems that they are difficult to understand and sometimes, "we let them pass by near or over our heads." However, I think one needs to grow up in a certain intelligence, to understand their depth and surrender to their inner strength and power, so that they become full of meaning and splendor for the listener. You have to let you be absorbed by its wisdom and taste them slowly and without haste, like poetry, which reveals its profundity only to experts. Unfortunately, we often cannot afford that, we are much too busy and too rational.

What John the Apostle wants to tell us, is primarily a bottomless truth about the mystery of the Incarnation, which becomes more understandable when you combine it with the mystery of the Redemption. God became man, lived in the human world, from His fullness He gave us "grace upon grace". This alone can clarify and justify the coming of God into the world in human flesh. All that we are and what we will be, all we have and we can have, absolutely everything, we have from Him and through Him ...

John in his prologue also highlights another truth. Sad and frightening truth, the truth that this God, God-Man, Who came to His creature, by this creature was rejected, unrecognized, neglected, and even  ... negated. It is, as if a product, furniture, table, car produced by a human ... told the creator: "I do not know you, you do not exist, I created you, you're just a fabrication of my sick imagination ..."

Often, that's what happens when kids wanting a freedom or "emancipation" with some incredibly perverse mentality reproach and with absurd bitterness turn to their parents, saying: "I am in the world where I did not ask to be! Why did you give me a birth? I do not know you and do not I want to know you! And then, what parents can say? How can they respond to this kind of "wisdom"?


Is it not that I'm resembling this capricious and spoiled child who wants to "liberate himself from an oppressive parental care"?