sobota, 28 lutego 2015

II Niedziela Wielkiego Postu – B


Rdz 22,1-2.9-13.15-18

A po tych wydarzeniach Bóg wystawił Abrahama na próbę. Rzekł do niego: Abrahamie! A gdy on odpowiedział: Oto jestem - powiedział: weź twego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jakie ci wskażę. A gdy przyszli na to miejsce, które Bóg wskazał, Abraham zbudował tam ołtarz, ułożył na nim drwa i związawszy syna swego Izaaka położył go na tych drwach na ołtarzu. Potem Abraham sięgnął ręką po nóż, aby zabić swego syna. Ale wtedy Anioł Pański zawołał na niego z nieba i rzekł: Abrahamie, Abrahamie! A on rzekł: Oto jestem. Anioł powiedział mu: Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna. Abraham, obejrzawszy się poza siebie, spostrzegł barana uwikłanego rogami w zaroślach. Poszedł więc, wziął barana i złożył w ofierze całopalnej zamiast swego syna. Po czym Anioł Pański przemówił głośno z nieba do Abrahama po raz drugi: Przysięgam na siebie, wyrocznia Pana, że ponieważ uczyniłeś to, a nie oszczędziłeś syna twego jedynego, będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku na wybrzeżu morza; potomkowie twoi zdobędą warownie swych nieprzyjaciół. Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia takiego, jakie jest udziałem twego potomstwa, dlatego że usłuchałeś mego rozkazu.

Rz 8,31b-34

Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować? Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus Jezus, który poniósł [za nas] śmierć, co więcej - zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami?

Mk 9,2-10

Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden folusznik na ziemi wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie. I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy powstać z martwych.

Jego słuchajcie

Być posłusznym w naszych czasach, to bardzo trudna i niepopularna sprawa. Kiedy słyszymy, jak to Bóg zażądał od Abrahama rzeczy niezwykłej -złożenia jedynego syna w ofierze całopalnej- jesteśmy niemal oburzeni i słuchamy tej opowieści z niedowierzaniem. Trzeba się przecież kierować raczej zdrowym rozsądkiem, interesem, zyskiem, realizmem. Nie należy być zbyt uległym i pokornym, bo to nie przynosi żadnych wymiernych korzyści.

Posłuszeństwo zakonne -ślubowane przez zakonników i zakonnice- uważamy również za jakąś dewiację, a nawet abulię woli lub inną chorobę psychiczną. W ogóle takie słowa jak posłuszeństwo, pokora, uległość, poddanie się woli Bożej wyrzuciliśmy z naszych codziennych słowników i zaliczamy je do kategorii dobrych być może w średniowieczu, albo co najwyżej przeznaczonych dla dewotek i bigotów.

Jak to więc jest z tym poleceniem Boga Ojca: "To jest Syn mój Umiłowany, Jego słuchajcie"? Do czego w końcu jesteśmy zaproszeni przez to wezwanie? Co takiego Chrystus ma nam do powiedzenia, skoro sam Bóg poleca Go słuchać? Nie chodzi przecież o ślepe posłuszeństwo i o bezmyślne, absurdalne zawierzenie. Chrystus ma nam na pewno coś do powiedzenia o nas samych, o naszej kondycji człowieka, bo sam był CZŁOWIEKIEM, o naszym życiu, o jego ostatecznym przeznaczeniu i sensie. On ma nam do powiedzenia coś, o czym nie powiedzą nam żadne media i nie podpowiedzą żadne reklamy. Posłuszeństwo Chrystusowi, słuchanie Chrystusa to nie choroba, czy abulia woli, to nie pozbycie się odpowiedzialności, ani alienacja, jak chce marksizm, czy też wyraz słabości, jak zapewnia sartrowski egzystencjalizm. Wprost przeciwnie, to wzięcie odpowiedzialności w swoje ręce, to rozpoznanie swojego prawdziwego miejsca i roli w świecie, to wyraz siły i uznania wielkości człowieka, ale zarazem prawda o jego słabości i ułomności. Tak łatwo dajemy się kierować reklamom, tak łatwo słuchamy fałszywych współczesnych proroków i idoli, a tak trudno jest nam zawierzyć, zaufać Bogu.

A przecież słuchać Chrystusa, to odkryć prawdziwe znaczenie człowieczeństwa i jego ostateczne przeznaczenie, jakim jest stanie się dzieckiem Bożym. Tylko, że takie perspektywy i takie horyzonty to pewno już za dużo dla człowieka, który nie chce słuchać nikogo poza samym sobą, a już na pewno nie kogoś, kto jest dla niego zbyt wymagający ... A Chrystus jest wymagający, bo nie jest połowiczny, ani eufemistycznie naiwny i nawołując do nawrócenia i zawierzenia Ewangelii, jest bardzo rzeczowy i konkretny. On nie pieści ludzkich uszu tanimi sloganami i nie szuka poklasku ani aplauzu, tylko dobra człowieka ... czasami dobra trudnego ...

Homilia alternatywna

Oto jestem ...

Bóg tak głęboko wchodzi w historię człowieka, że staje się jednym z nas (1Tm 2:5). A robi to nie dla siebie, by ugruntować swoje wyniosłe panowanie, lecz by rozprzestrzeniać najmiłosierniejsze ocalanie. On nie tylko stał się jednym z nas, On stał się, On nadal jest dla nas. Ta bliskość i sprawcza obecność Boga wyraża się szczególnie w drugim dzisiejszym czytaniu, ale -na dobrą sprawę- całe Pismo Św. jest historią Boga, który jest z człowiekiem i dla człowieka. Kiedy Chrystus na górze Tabor objawia swoją boskość, to czyni to także dla człowieka, chcąc przygotować swoich uczniów na chwilę ostatecznej próby, ale zarazem pokazać, że oto Bóg jest z człowiekiem.

Pozostaje jednak pytanie: „Czy ja jestem z i dla Boga? Czy jak Abraham potrafię w ekstremalnych warunkach zaufać Bogu do końca i odpowiedzieć –jak on, ojciec wierzących- oto jestem? To bycie Boga z i dla człowieka wyraziło się najpełniej w męce i śmierci Chrystusa na Krzyżu. Tutaj Bóg poszedł niejako „na całość”. Tutaj pokazał, jak bardzo jest z nami i dla nas.

A ze strony człowieka, jaką mamy odpowiedź? Mamy Abrahama z absolutnym przyzwoleniem na Boże kierownictwo, z jego dwukrotnym „oto jestem”, mamy Samuela z zadziwiającą czujnością na Boży głos, z jego „oto jestem przecież mnie wołałeś” (1 Sm 3:4), mamy Izajasza z gorliwą gotowością realizowania zamysłów Stwórcy i jego słowa „oto jestem, poślij mnie” (Iz 6:8). I mamy wreszcie Maryję, która pozwoliła całkowicie „wynająć się „ Bogu, z Jej pełnym zaufania „fiat, oto ja służebnica Pańska” (Łk 1:38). Czy nie warto zadać sobie pytania: „A ja? Gdzie ja jestem? Dla kogo lub dla czego jestem? Po co ostatecznie żyję?” Bo bardzo często moje istnienie jest karykaturą definicji Życia, pozorowaniem trwania, bezmyślnym zapychaniem wnętrza rujnującymi posunięciami, oddalającymi mnie od Boga.


Św. Paweł mówi: „Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?” (Rz 8:31) No właśnie, Bóg na pewno jest ze mną, tylko że ja sam mogę być przeciwko sobie, jeśli na Boże wołanie nie odpowiadam jak Abraham, jak Samuel, jak Izajasz, jak Maryja „oto jestem”.

sobota, 21 lutego 2015

I Niedziela Wielkiego Postu - B

Rdz 9,8-15


Potem Bóg tak rzekł do Noego i do jego synów: Ja, Ja zawieram przymierze z wami i z waszym potomstwem, które po was będzie; z wszelką istotą żywą, która jest z wami: z ptactwem, ze zwierzętami domowymi i polnymi, jakie są przy was, ze wszystkimi, które wyszły z arki, z wszelkim zwierzęciem na ziemi. Zawieram z wami przymierze, tak iż nigdy już nie zostanie zgładzona wodami potopu żadna istota żywa i już nigdy nie będzie potopu niszczącego ziemię. Po czym Bóg dodał: A to jest znak przymierza, które ja zawieram z wami i każdą istotą żywą, jaka jest z wami, na wieczne czasy: Łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną a ziemią. A gdy rozciągnę obłoki nad ziemią i gdy ukaże się ten łuk na obłokach, wtedy wspomnę na moje przymierze, które zawarłem z wami i z wszelką istotą żywą, z każdym człowiekiem; i nie będzie już nigdy wód potopu na zniszczenie żadnego jestestwa.

1P 3,18-22

Chrystus bowiem również raz umarł za grzechy, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby was do Boga przyprowadzić; zabity wprawdzie na ciele, ale powołany do życia Duchem. W nim poszedł ogłosić [zbawienie] nawet duchom zamkniętym w więzieniu, niegdyś nieposłusznym, gdy za dni Noego cierpliwość Boża oczekiwała, a budowana była arka, w której niewielu, to jest osiem dusz, zostało uratowanych przez wodę. Teraz również zgodnie z tym wzorem ratuje was ona we chrzcie nie przez obmycie brudu cielesnego, ale przez zwróconą do Boga prośbę o dobre sumienie, dzięki zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. On jest po prawicy Bożej, gdyż poszedł do nieba, gdzie poddani Mu zostali Aniołowie i Władze, i Moce.

Mk 1,12-15

Zaraz też Duch wyprowadził Go na pustynię. Czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana. żył tam wśród zwierząt, aniołowie zaś usługiwali Mu. Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię.

Nie samym chlebem żyje człowiek

Post, umartwienie i pokuta nie są celem samym w sobie, ale środkiem i nie powinny być zaniedbywane, tylko dlatego, że żyjemy już w XXI wieku i tego rodzaju akty przestały być modne. Ich celem jest zwrócenie naszej uwagi na rzeczy ważniejsze i głębsze. Ich celem jest przygotowanie, pewnego rodzaju trening, opanowanie naszych pożądliwości i namiętności wynikających ze skłonności naszej ludzkiej natury. Dlatego też okres Wielkiego Postu nie może być tylko symbolem, okresem pustym, szarym i bez znaczenia w moim życiu. Kończy się okres karnawału, w Rio de Janeiro wielkie szaleństwa i zabawy. Informuje o tym - prawie codziennie - telewizja. Ale nie poda ona jednocześnie informacji, że zaczyna się okres Wielkiego Postu, okres poważniejszego zastanowienia się nad sensem swojego życia, nad jego ostatecznym celem i znaczeniem, okres w którym post, pokuta i umartwienie, wyrzeczenia i wyciszenie mają pomóc człowiekowi być człowiekiem.

Kiedy Jezus podjął czterdziestodniowy post na pustyni, to na pewno nie dla sportu czy dla idei. Jego post był przygotowaniem do misji, jaką miał spełnić na ziemi. A jaką ja mam misję do spełnienia? Czy rzeczywiście umiem się do niej przygotować, ją rozeznać, i ją wypełniać na co dzień w moim życiu? Czy nie żyję tylko dla chleba i tylko dla przyjemności? A kiedy przyjdzie czas rozliczeń i zdawania sprawy, z przerażeniem stwierdzę, że całkowicie przespałem i zmarnowałem swoje życie goniąc jedynie za chlebem, czyli w sumie za tym co nie nasyci i nie zaspokoi mojego człowieczeństwa i mojej tęsknoty za nieskończonością?

Homilia alternatywna

Potrójna pokusa

Kuszenie Jezusa na pustyni -w dzisiejszej Ewangelii tak skrótowo przedstawione przez św. Marka- u Mateusza i Łukasza jest o wiele dokładniej zrelacjonowane (Mt 4:1-11; Łk 4:1-13). Czytając te przekazy nasuwają mi się myśli i refleksje, które przekładają tę Ewangelię na język współczesny.

Iluż z nas uległo tak łatwo pokusie zgłodniałego ciała? Głód chleba, napoju, używek, seksu, rozrywki, lenistwa... Ciało ma swoje prawa, ale jeśli mu ulegniemy, niepostrzeżenie przejmie ster naszego życia, zdominuje i sterroryzuje ducha. I tak niewiele trzeba, aby stało się dyktatorem i tyranem. Jeśli nawet sam Bóg-Człowiek był kuszony ... Czy zdaję sobie sprawę, jak łatwo jest ulec pokusom ciała? A jednocześnie, jak trudno się od nich uwolnić?

Iluż z nas wprzęgło się w jarzmo pychy i zarozumiałości? Pokaż co potrafisz, bądź efektowny, przecież jesteś wielki i wspaniały, a reszta, to nie warte uwagi pionki. Pycha, zarozumiałość, chęć pokazania się, dominacji, bycia kimś. Największa pokusa, która stoi u podstaw każdego grzechu, od początku stworzenia, od raju („otworzą się wam oczy i będziecie jako bogowie”) –obiecuje Szatan Ewie i Adamowi (Rdz 3:5). I efekt pychy... zawsze ten sam; zawód i rozczarowanie. Iluż z nas doświadczyło tego na własnej skórze?

A iluż z nas dało się wciągnąć w mroczne imperium bogactwa, chciwości, chęci posiadania, bezsensownego gromadzenia, zachłannego zbierania? „Oddaj mi pokłon, a dam ci wszystko, bo mnie jest poddane i mogę je odstąpić komu zechcę...” –kusi szatan (Mt 4:9, Łk 4:7) Obiecuje i nie daje, a iluż mu się kłania, iluż z nas czołobitnie oddaje hołd demonowi bogactwa, mamony, posiadania?

Jakże dziwnie te trzy pokusy łączą się ze sobą? Trzy pokusy współczesnego świata. Pokusa tyrańskiego i zgłodniałego ciała, pokusa aroganckiej pychy i pokusa zachłannej i ślepej chciwości. Cały świat współczesny im hołduje, cały świat je gloryfikuje i próbuje uzasadnić. A my? A my mamy Chrystusa, który mówi stanowczo: „NIE!!!” Żyj Słowem Bożym, Bogu cześć oddawaj, nie wystawiaj Pana, Boga twego na próbę. Tylko kto chce dzisiaj słuchać Chrystusa? On taki niemodny i tak bardzo ogranicza moją wolność. Lepiej iść za podszeptami Złego, to takie przyjemne... i tak wiele obiecuje.


I niestety, tak jak w raju, tylko obiecuje... i zostawia na lodzie, bo - jak pisał ks. J. Tischner – „zło jest tym, co nie ma podstawy, i co pozbawia podstawy, co działa jak rozkładowa moc irracjonalności”. A skoro zło nie ma podstawy i podstawy pozbawia, to jego efektem jest jedynie pustka.

piątek, 20 lutego 2015

Sobota po Popielcu



Liturgia Słowa:
I czytanie: Iz 58, 9b-14
Psalm resp.: Ps 86, 1-2ab. 2c-4. 5-6 (R.: por. 11a)
werset :
Ewangelia: Łk 5,27-32

Prawdziwy post i pokuta

Na nic wszystkie moje paciorki i modlitwy, na nic najbardziej regularne uczestnictwo w nabożeństwach pokutnych, Gorzkich Żalach i drogach krzyżowych, na nic moja umartwiona mina, na nic drobne lub większe umartwienia i posty jakie sobie nakładam jeśli w tym wszystkim nie ma miłości Boga i bliźniego. Można bowiem pościć i pokutować “dla sportu” lub dla własnej chwały i samozadowolenia, a jednocześnie nie widzieć człowieka potrzebującego pomocy, samotnego, przygnębionego, czy głodnego. Okres Wielkiego Postu nie ma sensu jeśli nie otwiera mi oczu na drugiego człowieka, jeśli nie pozwala mi, albo nawet nie zmusza mnie do zmiany mojego postępowania względem ludzi wśród których żyję. Prawdziwy post i autentyczna pokuta to przede wszystkim zmiana i nawrócenie serca, to wyzwolenie się od chciwości, egoizmu, to oczyszczenie się z brudnego myślenia, to uwolnienie się spod władzy łakomstwa i pazerności. Jest to radykalna przemiana serca, które poznało i uznało konieczność dogłębnej i czasami bardzo bolesnej zmiany. Przykładem tego radykalizmu jest celnik Lewi, który usłyszawszy jedno zdanie: “Pójdź za Mną.” wypowiedziane przez Chrystusa zostawił wszystko i poszedł za Panem.

Prawdziwy post i autentyczna pokuta ma na celu nie tylko pomoc bliźniemu, ale także uleczenie mnie samego, wyprostowanie moich poplątanych ścieżek. Koniecznym jest jednak najpierw rozpoznanie swojego stanu, a nie upieranie się, że wszystko jest w najlepszym porządku. Uświadomienie sobie, że jestem chory jest pierwszym i nieodzownym warunkiem uzdrowienia. Bez tego stanięcia w prawdzie, bez przyznania się do choroby, nawet sam Chrystus nie potrafi mi pomóc. A jedną z najcięższych chorób współczesnego człowieka jest ślepota i obojętność, egoizm i zapatrzenie w siebie. Inną -niemniej groźną chorobą- jest pełne pychy przekonanie, że jestem samowystarczalny i doskonały, że nic nie muszę w swoim życiu zmieniać, nic naprawiać, nic odbudowywać i leczyć, że jestem bez grzechu.

Jezus mówi bardzo wyraźnie, że ludzie przekonani i swoim zdrowiu lekarza nie potrzebują, nawet jeśli sami siebie za bezgrzesznych uważają. Prawdziwa pokuta i autentyczny post to przede wszystkim zdarcie maski, którą sam sobie nakłam, aby nie widzieć swojej prawdziwej, nieraz obrzydliwej twarzy.


czwartek, 19 lutego 2015

Piątek po Popielcu


Piątek po Popielcu

Liturgia Słowa:
I czytanie: Iz 58, 1-9
Psalm resp.: Ps 51(50), 3-4. 5-6. 18-19 (R.: por. 19b)
werset: Am 5, 14
Ewangelia: Mt 9,14-15

Obłudna pokuta i post

Tak się jakoś w naszym życiu społecznym dziwnie stało, że rozeszły się drogi naszych praktyk religijnych i naszego życia. Bardzo często zdarza się tak, że skądinąd pobożni i praktykujący katolicy, jakby zapominają o Bogu i Jego przykazaniach poza murami kościoła. To rozdwojenie wydaje się być czymś normalnym, bo tak nam usiłowano wmówić w minionym systemie, że sprawy wiary i moralności, to sprawy osobiste, z którymi nie należy się afiszować. Podobnie i dzisiaj postmodernistyczne trendy społeczne i polityczne usiłują za wszelką cenę zepchnąć wiarę na margines życia, do pozycji całkowicie prywatnych, a nawet wstydliwych, szafując oskarżeniami o fanatyzm, fundamentalizm, klerykalizm, lansując nową religię laicyzmu. I my się temu poddajemy, zamykamy wiarę w czterech ścianach kościoła, a poza nim … rządzą prawa rynku, ekonomii, zysku, popytu i podaży, wymagania efektownego sukcesu.

I dzieje się tak, że nasze religijne praktyki, nawet takie jak post i pokuta, nie mają przełożenia na życie codzienne. Bardzo często jest tak, jak ukazuje to pierwsze dzisiejsze czytanie, że „pościmy wśród waśni i sporów”. Albo jak pisze św. Jakub w swoim liście – utrzymujemy, że wierzymy, ale nie widzimy naglących potrzeb żyjącego obok człowieka. (Jk 2:14-17) A wtedy nasza wiara, która nie jest „połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie”. Jak się przed tym bronić, jak nie pozwolić zamknąć wiary w kościelnej zakrystii?

Może warto -szczególnie w okresie Wielkiego Postu- zwrócić uwagę na tę sprawę w naszym życiu Może warto zrewidować naszą postawę wobec najbliższych, wobec ludzi wśród których żyjemy? Na nic post i pokuta, na nic uczestnictwo w drodze krzyżowej czy nabożeństwie Gorzkich Żalów jeśli w praktyce życia codziennego jestem nieuprzejmy, niewyrozumiały, niemiłosierny, egoistyczny, zarozumiały, arogancki. Na nic post i pokuta jeśli nie umiem wybaczać, nie widzę potrzeb drugiego człowieka, jeśli zamykam swoje oczy i serce (1J 3:17; 1J 4:20-21).

Przypomina mi się taka oto krótka anegdota:

Po śmierci pewien człowiek stanął przed Bogiem

Z wielką dumą wyciągnął przed nim swoje ręce i powiedział:
- Panie, zobacz, jak czyste są moje ręce!

Pan Bóg uśmiechnął się do niego i z cieniem smutku powiedział:
- Tak, to prawda, … ale są one również puste, tak jak i twoje serce. To prawda, że nie popełniałeś zła, ale też nic dobrego nie zrobiłeś.


Nie wystarczy nie czynić zła, nie wystarczy pościć, trzeba jeszcze umieć czynić dobro.

środa, 18 lutego 2015

Czwartek po Środzie Popielcowej


Liturgia Słowa:
I czytanie: Pwt 30, 15-20
Psalm resp.: Ps 1, 1-2. 3. 4 i 6 (R.: Ps 40(39), 5a)
Werset: Mt 4, 17
Ewangelia: Łk 9, 22-25


Krzyż bramą do życia …

Nikogo nie trzeba przekonywać o wartości życia. Jest ono bowiem tą podstawową rzeczywistością która warunkuje wszystko. Wszystko też robimy, aby to życie podtrzymać, udoskonalić, zachować. Gimnastyka, sport, odpoczynek, zdrowe odżywianie, praca, cała nasza aktywność ma ten jeden, zasadniczy cel – rozwijanie, ulepszanie, podtrzymanie życia. Tylko, czy aby nie zapominamy, że nie chodzi przecież jedynie o życie naszego ciała? Można bowiem żyć zewnętrznie tak, jakby wszystko było w najlepszym porządku, a jednocześnie tracić życie, być daleko od Życia, którym jest sam Bóg.

W Apokalipsie Chrystus mówi: „To mówi Ten, co ma Siedem Duchów Boga. Znam twoje czyny: masz imię, które mówi, że żyjesz, a jesteś umarły.” (Ap 3,1) Jakże często tak właśnie jest w moim życiu, że mimo pozorów jestem umarły? Jakże często w całym naszym zabieganiu o poprawę jakości życia zapominamy, że w końcu nie o to chodzi, aby więcej mieć i wygodniej żyć, ale aby żyć w pełni? A czy nie jest przypadkiem i tak, że zabiegając o życie, o jego zachowanie, tracimy je bezsensownie, marnujemy na rzeczy bez znaczenia? (Mt 16:25) „Umysł bez widzenia Boga choruje” – twierdził św. Tomasz z Akwinu. I miał rację, bo bez Absolutnej Perspektywy człowiek kluczy po bezdrożach niedostatecznie oświetlonych blaskiem Prawdy i oddala się od Celu.

Paradoksalna jest logika Ewangelii, która każe nam stracić życie, aby je naprawdę odzyskać. Ale jest tak tylko dlatego, że przykładamy do niej nasze ludzkie miary, że boimy się zaufać Temu, od Kogo „wszyscyśmy otrzymali – łaskę po łasce” łącznie z łaską życia (J 1,16). A to przecież On jest źródłem życia, On jest Życiem samym, jest Drogą i Prawdą. On jest prawdziwą drogą życia, On jest Drogą w Prawdzie do Życia wiecznego (J 14,6). A my nie chcemy Mu zaufać, nie chcemy uwierzyć, że tylko On może nam naprawdę dać Życie, którego nikt nam odebrać nie potrafi (J16:22). On proponuje nam jednocześnie krzyż jako bramę do życia. (Mt 16:24). A my wolimy się urządzać po swojemu, zabezpieczać w towarzystwach ubezpieczeniowych, my szukamy naszego własnego sposobu na nieśmiertelność. I być może dlatego stale przegrywamy, tracimy, stale jesteśmy niezadowoleni, zmęczeni, zniechęceni.

Nie bójmy się tej logiki krzyża, bo jak pisze C. K. Norwid w wierszu “Dziecko i krzyż”:

Ojcze mój! Twa łódź
Wprost na most płynie
Maszt uderzy!…wróć…
Lub wszystko zginie…

Patrz! Jaki tam krzyż,
Krzyż niebezpieczny…
Maszt się niesie wzwyż,
Most mu poprzeczny.

Synku! Trwogi zbądź!
To znak zbawienia!
Płyńmy! Bądź co bądź…
Patrz jak się zmienia!

Oto – wszerz i wzwyż
Wszystko toż samo.
Gdzież się podział krzyż?
Stał nam się bramą!

To jest właśnie logika Ewangelii, w której krzyż staje się bramą do Życia.

Środa Popielcowa


Liturgia Słowa:
I czytanie: Jl 2, 12-18;
Psalm rep.: Ps 51(50), 3-4. 5-6a. 12-13. 14 i 17 (R.: por. 3a);
II czytanie: 2 Kor 5, 20 – 6, 3;
werset: Jl 2, 13;
Ewangelia: Mt 6, 1-6. 16-18

Pokuta i nawrócenie

Środa Popielcowa to doskonała okazja do przypomnienia sobie tego, o czym zazwyczaj nie chcemy lub nie lubimy pamiętać. Nie należy tego jednak rozumieć jako karcenie, lub straszenie, ale raczej jako przypominanie nam o czymś najważniejszym w naszym życiu. Tak w dzisiejszych czytaniach, jak i w całej liturgii pojawiają się dwa elementy: temat nawrócenia i element pokuty. Cały Wielki Post to okres szczególnie tym dwóm tematom poświęcony. A w liturgii Środy Popielcowej wyraża się to nie tylko słowami czytań, ale i formułą jaką kapłan wypowiada posypując nasze głowy popiołem (Joz 7:6; 2Sm 13:19; Est 4:1; Iz 58:5): „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mt 1,15) lub „Pamiętaj, że jesteś prochem i w proch się obrócisz” (por Rdz 3,19; Ps 103,14). Przypominają nam te słowa o konieczności ustawicznego, dogłębnego rewidowania naszego życia i pogłębiania naszej wiary, oraz o jego kruchości i skończoności. Być może dlatego dzisiaj Kościół przypomina nam prawdę o skończoności naszego doczesnego życia, aby z tym większą radością oznajmić na zakończenie Wielkiego Postu, że Zmartwychwstanie Chrystusa daje nam szansę na coś o wiele wspanialszego, na życie wieczne (Rz 6:5; J 6:47)?

Zanim jednak dojdziemy do radości Wielkanocnego poranka trzeba abyśmy się nawrócili i naprawdę uwierzyli Panu Życia i Śmierci, Jezusowi Chrystusowi, który ma moc odrodzenia naszych śmiertelnych ciał do życia wiecznego. Tak więc ani Środa Popielcowa, ani Wielki Post nie są czasem żałoby i ponuractwa. Jest raczej czasem realnej i bardzo rzeczowej refleksji nad sobą i czasem przypominania o tym o czym zazwyczaj nie chcemy pamiętać.

Mówienie w dzisiejszych czasach o pokucie i potrzebie nawrócenia nie bardzo jest w modzie, bo czasy współczesne cierpią na duchową krótkowzroczność i oczarowanie doczesnością. Nie dostrzegając wiecznych horyzontów, gloryfikują doraźny sukces i płytkie  szczęście. Stąd tym bardziej trzeba sobie o tym rzypominać, abyśmy nie dali się pochłonąć owej doczesności.. Bo doczesność sama w sobie nie jest złem, ale tylko wtedy, gdy jest mądrze przemieniana w wieczność. I to właśnie proponuje nam Kościół w okresie rozpoczynającego się Wielkiego Postu; jak mądrze przez pokutę i nawrócenie przemieniać to, co nieustannie przemija w tworzywo wieczne.

Pochylając głowę do posypania  popiołem pomyśl właśnie o tym, że oto Chrystus, Który jest także Panem czasu i wieczności powołuje cię właśnie do czegoś większego, do nieśmiertelności.

Komentarz alternatywny

Tyle już razy w moim życiu przeżywałem Środę Popielcową, tyle już razy rozpoczynałem Wielki Post …  I za każdym razem powracające z coraz większą wyrazistością pytanie; „I co się w moim życiu zmieniło?” A nawoływanie Chrystusa: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mt 1,15) pozostaje nadal zadaniem do wykonania. Jak trudno jest coś zmienić w życiu, jak trudno jest radykalnie uwierzyć w Ewangelię … Dlaczego? Przecież nie brak mi ani środków, ani możliwości. Przecież nie jestem ateistą, czy nawet kimś religijnie obojętnym. Przecież wewnętrznie jestem przekonany o słuszności Ewangelii, o Prawdzie Dobrej Nowiny, tylko … tylko jakiś marazm już dawno wkradł się w moje życie. Marazm i zniechęcenie, ociężałość i brak dynamizmu. Życie codzienne arogancko wciska się ze swoimi potrzebami i nakazami, ze swoimi ekonomicznymi „prawami” . I tak trudno nabrać dystansu, tak trudno oderwać się -chociaż na chwilę- od konieczności robienia pieniędzy, tak trudno zaryzykować i pójść na całość. Tak trudno w końcu zaufać Chrystusowi, w Którego przecież wierzę! Ale jakoś tak nijako i bez przełożenia na życie. I powracają pełne wyrzutu słowa Chrystusa: „Biada tobie, bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u was się dokonały, już dawno w worze i w popiele by się nawróciły.” (Mt 11:21)

Każdy Wielki Post, to kolejna okazja do wyrwania się z marazmu i nijakości, do krytycznego spojrzenia na swoje życie, do podjęcia na nowo wysiłku zmiany, nawrócenia, do otrząśnięcia się i rozpoczęcia na nowo. Warto co roku podejmować taki wysiłek, mimo, że nieraz wydaje się nam, że jest on tak nieefektywny, że skutki są tak mało widoczne. Warto, bo może bez tych corocznych małych wstrząsów byłoby jeszcze gorzej? Bo może bez tego corocznego posypania głowy popiołem zapomniałbym w ogóle, że prochem jestem i wpadłbym w pychę nie do uniesienia? A nie ma nic gorszego dla człowieka niż pełne pychy przekonanie, że się jest doskonałym i że już nic nie należy zmieniać.

Stefan Świeżawski pisał – „naprawdę wolny jest człowiek, w którym może się rozwijać pełne życie duchowe, przyrodzone i nadprzyrodzone, nie natrafiając na przeróżne opory rozlicznych braków, a zwłaszcza grzechu”. Uwolnić się od rozlicznych spętań, jakie nawarstwiały się całymi miesiącami w naszym życiu, żeby swobodnie zbliżać się do Boga, wzmacniać miłujące więzi że Stwórcą, to podstawowy cel Wielkiego Postu.

Znak pokuty i nawrócenia

Posypanie głowy popiołem na początku Wielkiego Postu jest jedynie zewnętrznym znakiem, symbolem czegoś znacznie głębszego, co musi się dokonać w naszych sercach, w naszym życiu. W pierwszym czytaniu dzisiejszej liturgii prorok Joel mówi w sposób bardzo klarowny i zdecydowany: „Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem, przez post i płacz, lament. Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty!” Słowa te są wołaniem samego Boga, Który nie oczekuje od nas pustych aczkolwiek wzruszających symboli, ale rzeczywistego nawrócenia i zmiany życia. Do tego samego nawołuje w dzisiejszej Ewangelii sam Zbawiciel mówiąc: „Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli …”. Tego rodzaju bowiem -zewnętrzne tylko- postępowanie i przestrzeganie postu jest obłudą i hipokryzją. Ileż to razy w naszym codziennym życiu zżymamy się i denerwujemy dwulicowością i zakłamaniem innych? Ileż to razy mierzi nas i drażni nieszczerość i udawanie, fałszywa pobożność i faryzeizm? Czy nie jesteśmy zmęczeni tego rodzaju udawaniem? A gdybym tak przyjrzał się uczciwie mojemu własnemu postępowaniu, gdybym miał odwagę zobaczyć jak bardzo ja sam jestem zakłamany i nieszczery, jak daleko mi do prawdziwego nawrócenia … ? Ten -niestety bolesny- proces uczciwej autokrytyki jest konieczny i to nie tylko na początku Wielkiego Postu. Jest on konieczny, a nawet nieodzowny w całym moim życiu. Wielki Post jest jedynie okazją do uświadomienia mi tego w sposób bardzo bezpośredni i dosadny. Na nic posypanie głowy popiołem, na nic fałszywe i obłudne udawanie, jeśli na co dzień nie jestem w stanie rewidować i naprawiać swojego postępowania,jeśli ustawicznie udowadniam sobie i innym, że jestem nieomylny, doskonały, godny powszechnego podziwu i nigdy się nie mylę.

Gest posypania głowy popiołem nie ma mnie upokorzyć, ale przypomnieć mi podstawową prawdę, że są w moim życiu obszary pychy i samouwielbienia, gdzie tyranizuję innych -żyjących ze mną i wokół mnie- ludzi moją zarozumiałością i pewnością siebie, moją rzekomą nieomylnością i arogancją. Myślę, że oprócz przyjęcia popiołu na nasze głowy w Środę Popielcową powinniśmy zrobić jeszcze jedną bardzo użyteczną i przydatną rzecz, a mianowicie spojrzeć krytycznie w lustro. Zazwyczaj patrzymy w lustro aby się upewnić jaki to jestem dobry(a), piękny(a) szlachetny(a) i godny(a) podziwu. Czasami patrzymy w lustro aby zobaczyć ile zmarszczek lub siwych włosów nam przybyło. Czy jednak stać mnie na to, aby spojrzeć w lustro krytycznie i dostrzec tam moje prawdziwe oblicze: nie takie znowu piękne i godne podziwu? Czy stać mnie na to aby wyciągnąć z tego krytycznego samo-oglądu jakieś konkretne wnioski?

A te konkretne wnioski to nic innego, jak nawrócenie i odmiana życia.

Słowa wypowiadane w czasie posypania głów popiołem przypominają mi bowiem o dwóch rzeczach, o których zazwyczaj pamiętać nie chcę: „pamiętaj, że prochem jesteś i w proch się obrócisz” oraz „nawróć się i uwierz w Ewangelię”. Wielki Post to nie tylko zewnętrzne znaki i symbole, to nie tylko Nabożeństwo Gorzkich Żalów, czy Drogi Krzyżowej, to nie tylko ograniczenia w spożywaniu pokarmów czy rekolekcje parafialne, to także uczciwa Spowiedź, żal za grzechy i prawdziwe, dogłębne nawrócenie.

więcej: Wielki Post

piątek, 13 lutego 2015

VI Niedziela w ciągu roku - B

Kpł 13,1-2. 45-46

Dalej powiedział Pan do Mojżesza i Aarona: Jeżeli u kogoś na skórze ciała pojawi się nabrzmienie albo wysypka, albo biała plama, która na skórze jego ciała jest oznaką trądu, to przyprowadzą go do kapłana Aarona albo do jednego z jego synów kapłanów. Trędowaty, który podlega tej chorobie, będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, brodę zasłoniętą i będzie wołać: Nieczysty, nieczysty! Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem.

1Kor 10,31-11,1

Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie Nie bądźcie zgorszeniem ani dla Żydów, ani dla Greków, ani dla Kościoła Bożego, podobnie jak ja, który się staram przypodobać wszystkim pod każdym względem nie szukając własnej korzyści, lecz dobra wielu, aby byli zbawieni. Bądźcie naśladowcami moimi, tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa.

Mk 1,40-45

Wtedy przyszedł do Niego trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: Chcę, bądź oczyszczony! Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.

Panie, jeśli chcesz możesz mnie uzdrowić

Czyż to nie jest nieszczęście być trędowatym? W Polsce nie mamy o tym pojęcia, bo nie ma u nas ludzi chorujących na tę chorobę. Są jednak kraje we współczesnym świecie, gdzie jest to nadal poważny problem. Pracując kilkanaście lat na misjach w Afryce, miałem okazję wiele razy widzieć trędowatych, rozmawiać z nimi i słuchać ich utyskiwań. Choroba zaczyna się od niewielkich żółtych plam na ciele, które z czasem rosną, stają się twardsze i ropiejące. Nie można sobie z nimi poradzić. Ciało w tych miejscach zaczyna gnić i odpadać. Są to najczęściej palce u rąk i nóg, ramiona, czasami policzki, lub oczodoły ... Trędowaty straszy swoim wyglądem, ludzie się od niego odsuwają, uciekają. On sam jest świadom, że stał się wyrzutkiem społeczeństwa, że jego miejsce nie jest już wśród zdrowych. Dotknięte chorobą części ciała -najczęściej kończyny, twarz- stają się kalekie, gniją, cuchną, ropieją i po jakimś czasie obumarłe odpadają. To straszna choroba. Tylko cud może tu coś zmienić, pomóc, zaradzić.

Z grzechem jest tak samo. Zaczyna się -jak z trądem- od niewielkich, czasami niezauważalnych zmian, zażółceń naskórka. A później ... coraz szybciej, w nieodwracalny sposób wszystko zaczyna gnić, odpadać, cuchnąć ... Ludzie się od ciebie odsuwają, uciekają, stajesz się wyrzutkiem społeczeństwa. Zdaje ci się (na początku), że jest to niegroźne, że można sobie z tym poradzić, coś zmienić ... że to uleczalne. A choroba rozwija się coraz szybciej i zatacza coraz szersze kręgi, powodując coraz większe zniszczenia i spustoszenia. Stajesz się trędowatym. Te strupy i rany pokrywają coraz większe powierzchnie twego życia i sam już sobie z tym nie poradzisz! Wołaj póki czas: "Panie ! jeśli chcesz, tylko Ty możesz mnie oczyścić!" A usłyszysz: "Chcę! bądź oczyszczony.", bo On do chorych przyszedł i do trędowatych, do zadżumionych i grzeszników, a nie do zadowolonych z siebie i zdrowych zarozumialców.

Jest tylko jedna podstawowa zasada ... grzechu tak jak i trądu nie wolno lekceważyć !!! Niestety we współczesnym postindustrialnym i postmodernistycznym społeczeństwie nie chcemy się przyznać, że trąd-grzech istnieje. I to jest prawdziwa katastrofa. Największym grzechem i nieszczęściem współczesnego człowieka jest pełne pychy przekonanie, że GRZECHU NIE MA!

Chrystusa stać na gest dobroci: „Jezus zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: Chcę, bądź oczyszczony!”. Ale my w naszej pysze i zarozumiałości nie jesteśmy w stanie przyjść do Niego i jak "trędowaty i upadając na kolana, prosić Go: Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić". My mówimy: "nie mam trądu, nie jestem chory, nie potrzebuję oczyszczenia."


sobota, 7 lutego 2015

V Niedziela w ciągu roku - B

Hi 7,1-4.6-7

Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak najemnik? Jak niewolnik, co wzdycha do cienia, jak robotnik, co czeka zapłaty. Zyskałem miesiące męczarni, przeznaczono mi noce udręki. Położę się, mówiąc do siebie: Kiedyż zaświta i wstanę? Lecz noc wiecznością się staje i boleść mną targa do zmroku. Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei. Wspomnij, że dni me jak powiew. Ponownie oko me szczęścia nie zazna.

1Kor 9,16-19.22-23

Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii! Gdybym to czynił z własnej woli, miałbym zapłatę, lecz jeśli działam nie z własnej woli, to tylko spełniam obowiązki szafarza. Jakąż przeto mam zapłatę? Otóż tę właśnie, że głosząc Ewangelię bez żadnej zapłaty, nie korzystam z praw, jakie mi daje Ewangelia. Tak więc nie zależąc od nikogo, stałem się niewolnikiem wszystkich, aby tym liczniejsi byli ci, których pozyskam. Dla słabych stałem się jak słaby, by pozyskać słabych. Stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych. Wszystko zaś czynię dla Ewangelii, by mieć w niej swój udział.

Mk 1,29-39

Jezus zaraz po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę, tak iż gorączka ją opuściła. A ona im usługiwała. Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest. Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: Wszyscy Cię szukają. Lecz On rzekł do nich: Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.

Panie, wszyscy Cię szukają

Cierpiący Hiob i tłumy znoszące swoich chorych do Chrystusa, to coś co bardzo łatwo wyobrazić sobie w dzisiejszych czasach. Ludzkość dokonała ogromnego postępu, sięgnęliśmy gwiazd, ale choroby, cierpienia i śmierci nie udało się zlikwidować. Wydaje się nawet, że jest jej jakby więcej, tylko wstydliwie ukrywanej przed oczami tłumów. O chorobie i cierpieniu się nie mówi, bo to wstyd dla człowieka Xxi wieku.

A Chrystus Uzdrowiciel, Który jednym prostym gestem leczący najpoważniejsze choroby duszy i ciała ... jakże bardzo byłby nam dzisiaj potrzebny, przy naszej chorej Służbie Zdrowia ... a może i ją także by uzdrowił?

Tak, Chrystus na pewno jest poszukiwany także i dzisiaj. I to nie tylko jako Cudowny Lekarz ludzkich chorób fizycznych, psychicznych i duchowych. On jest także poszukiwany, jako Przyjaciel, jako Droga, jako Sens, jako Szczęście, jako Prawda, a w końcu jako samo Życie. Ale skoro jest tak bardzo poszukiwany, to dlaczego tak niewielu Go znajduje ... ?

Chyba dlatego, że Jego wyznawcy nie umieją Go innym pokazać. A ja? Jakim jestem chrześcijaninem, jakim uczniem Chrystusa? Skoro tak bardzo Go wszyscy szukają, to dlaczego nie umiem Go innym pokazać? Mogę to przecież zrobić nie przez napuszone i wielkie słowa, ale przez proste i czytelne gesty, przez dobre życie, przez dobro świadczone na co dzień wobec innych, przez życzliwość, serdeczność, uprzejmość, miłosierdzie, przez wyrozumiałość, usłużność, altruizm ...

A dlaczego tak nie jest? Dlaczego nie ukazuję? Czyżby dlatego, że to tak trudno? A przecież od innych tego samego oczekuję, na to samo liczę, to samo chciałbym uzyskać. Bo dookoła mnie tacy sami chrześcijanie i uczniowie Chrystusa ... A może dlatego, że chrześcijaninem, katolikiem, uczniem Chrystusa jestem tylko w niedzielę, od święta i we Wigilię, lub przy okazji jakiejś akcji charytatywnej?


"Panie, gdzie się ukryłeś? Wszyscy Cię szukają?" Ja sam Cię ukryłem w mojej malutkiej, niedzielnej, prywatnej religijności od święta ...