piątek, 26 sierpnia 2016

XXII Niedziela w ciągu roku – C



Syr 4,17-18. 20. 28-29

Synu, w sposób łagodny prowadź swe sprawy, a każdy, kto jest prawy, będzie cię miłował. O ile wielki jesteś, o tyle się uniżaj, a znajdziesz łaskę u Pana. Wielka jest bowiem potęga Pana i przez pokornych bywa chwalony. Na chorobę pyszałka nie ma lekarstwa, albowiem nasienie zła w nim zapuściło korzenie. Serce rozumnego rozważa przypowieści, a ucho słuchacza jest pragnieniem mędrca.

Hbr 12,1819. 22-24a

Nie przystąpiliście bowiem do dotykalnego i płonącego ognia, do mgły, do ciemności i burzy ani też do grzmiących trąb i do takiego dźwięku słów, iż wszyscy, którzy go słyszeli, prosili, aby do nich nie mówił. Wy natomiast przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste zebranie, do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów sprawiedliwych, które już doszły do celu, do Pośrednika Nowego Testamentu - Jezusa, do pokropienia krwią, która przemawia mocniej niż [krew] Abla.

Łk 14,1.7-14

Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. Opowiedział więc zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie pierwsze miejsca wybierali. Tak mówił do nich: Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by czasem ktoś znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: Ustąp temu miejsca; i musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. Wtedy przyjdzie gospodarz i powie ci: Przyjacielu, przesiądź się wyżej; i spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony. Do tego zaś, który Go zaprosił, rzekł: Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych.

Absolutny brak realizmu

Słuchając słów dzisiejszej Ewangelii mam wrażenie jakby Jezus rzeczywiście "spadł z nieba", albo "urwał się z choinki". Rady dawane faryzeuszom wydają się być absolutnie nierealne. Przecież każdy ma obowiązek dbać o swoje PR, każdy człowiek przy zdrowych zmysłach, a tym bardziej każdy, kto chce coś w życiu osiągnąć musi dbać o swój "image", a zaniedbanie tego prowadzi w sposób natychmiastowy do "salonowej śmierci" i jest niczym innym jak "socjalnym samobójstwem". Gdybyśmy odważyli się postępować tak, jak naucza Mistrz w dzisiejszej przypowieści stracimy nie tylko "szacunek u wielkich", ale narazimy się na śmieszność, na docinki i etykiety w rodzaju: "fajtłapa", 'nieudacznik", "niedorajda", "gbur", itp. Czy rzeczywiście muszę stawać na ostatnim miejscu, usuwać się w cień i być aż tak naiwnym i niezaradnym żeby wejść do Królestwa Niebieskiego? Czy na tym ma polegać bycie uczniem Chrystusa, aby być tak nierealnie pokornym i beztrosko niezaradnym?

Nierealnie –dla współczesnego świata- brzmią rady:
- "nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów",
- "zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych".

 A jeśli do tego dodać jeszcze rady w Księgi Syracha:
- "w sposób łagodny prowadź swe sprawy",
- "o ile wielki jesteś, o tyle się uniżaj", to już w ogóle trudno zrozumieć o co chodzi.

Niestety takie jest właśnie rozumowanie wielu, bardzo wielu współczesnych, także tych, którzy oficjalnie przyznają się do Chrystusa. Jakże jednak prawdziwe są słowa końcowe dzisiejszego pierwszego czytania: "na chorobę pyszałka nie ma lekarstwa, albowiem nasienie zła w nim zapuściło korzenie", ale i słowa samego Chrystusa: "każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony".

Od razu przypomina mi się lato roku 1997. Zmarła wtedy Matka Teresa z Kalkuty, Agnes Gonxha Bojaxhiu, kobieta, która przez 40 lat swojego życia po prostu pomagała ludziom, mimo wielorakiej krytyki. Jej śmierć zbiegła się w czasie ze śmiercią dwóch innych, "wielkich" tego świata: księżnej Diany i byłego prezydenta Zairu Mobutu Sese Seko. Pomyślałem sobie wtedy:

Oto umierają zarówno książęta jak i żebracy ....

a jak to jest po tamtej stronie?
kto jest pierwszym, kto ostatnim ...
kto naprawdę wielkim, a kto malutkim ...
kto nadal pokornym i żyjącym w miłości ...
kto aroganckim i żyjącym w chciwości i nienawiści ...
kto pokornym, a kto pysznym i zarozumiałym ...
kto wygrał chociaż pozornie przegrał ...
a kto przegrał chociaż wydawało mu się, że wygrał?

A jak w tym wszystkim wygląda ta kobieta beatyfikowana 19 października 2003, Matka Teresa z Kalkuty? Była mała, czy wielka. Służyła, czy pozwalała sobie służyć ...., była pierwsza czy ostatnia? Za kilka dni, 4 września będzie kanonizowana, a kto dzisiaj pamięta Mobutu Sese Seko czy nawet Księżnę Dianę? Kto będzie o nich pamiętał za kilka, kilkanaście lat?

Sic transit gloria mundi ... Tak przemija chwała tego świata ...

A PR i "image" nie sa ostatecznymi wyznacznikami prawdziwego człowieczeństwa.

Czy rzeczywiście Chrystus ze swoim nauczaniem jest tak bardzo nierealny? Czyż nie jest właśnie tak, że: "ostateczną odpłatę każdy otrzyma przy zmartwychwstaniu"?


Kto się wywyższa będzie poniżony ...

Jakby potwierdzeniem i rozszerzeniem Ewangelii z ubiegłej niedzieli są słowa dzisiejszej Ewangelii. Jakże często w naszym codziennym życiu bywa tak, że jedni ustawicznie szukają zaszczytów i honorów, a inni ... stoją jakby w cieniu, niezauważeni, zepchnięci na margines, czasami pogardzani. Czy nie jest i tak, że jesteśmy grzeczni, usłużni, a nawet czołobitni wobec tych, od których się czegoś spodziewamy, którzy są naszymi zwierzchnikami lub od których coś w naszym życiu zależy? Ale wobec innych, podwładnych, nieznajomych, biednych i ubogich jesteśmy niegrzeczni, aroganccy, lekceważący?

Czy wszystko o robię, nie robię przypadkiem interesownie, mając na celu jedynie i wyłącznie zysk? A moje "dobre uczynki", czy również nie są jedynie wyrachowanym szukaniem pochwał, samozadowolenia, uznania u innych? "Niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa", a ja tak często chciałbym aby wszyscy widzieli, jaki to jestem dobry i miłosierny, jaki życzliwy i usłużny ... A czy grzeczny i usłużny nie jestem też tylko faryzejsko i na pokaz, żeby mnie inni widzieli i chwalili?

Trudno jest żyć tak, jak wymaga i zaleca nam Chrystus. Trudno, bo jest to przeciwko naszemu najgłębszej i najtrudniejszej do wyplenienia wadzie, przeciwko pysze. A tak trudno rozpoznać pychę w sobie, tak trudno z nią walczyć ... szczególnie jeśli przykryta jest fałszywą pobożnością i grzecznością na pokaz.

Czy ja nie szukam swojej chwały?
Czy się nie wywyższam, bo uważam, że to mi się należy, że jestem kimś?
A przecież jestem nikim !!!
A ty, który szukasz zaszczytów i chwały,
a innych traktujesz arogancko i z góry ... czy pamiętasz o tych słowach:

kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony ...