poniedziałek, 31 marca 2014

wtorek IV tygodnia Wielkiego Postu

Liturgia Słowa:


I czytanie: Ez 47, 1-9. 12
Psalm resp.: Ps 46(45), 2-3. 5-6. 8-9 (R.: 8)
werset: por. J 4, 42. 15
Ewangelia: J 5, 1-3a. 5-16

oczyszczeni wodą Chrztu Świętego ...

Wizja świątyni, która jest źródłem cudownej rzeki u proroka Ezechiela i uzdrowienie chorego przy sadzawce Betesda mają jeden wspólny mianownik; są zapowiedzią innych wód, wód Chrztu Świętego, które podobnie jak w prorockiej wizji Ezechiela stają się coraz potężniejsze i mają lecznicze właściwości. Oczywiście należy rozumieć te prawdy w sensie figuratywnym, a nie dosłownym. To wody Chrztu stają się źródłem życia dla ochrzczonego, leczą jego duchowy paraliż, nawadniają i użyźniają całe obszary życia. To wody chrztu mają cudowne właściwości i to wody chrztu nie tylko obmywają, ale i otwierają duszę człowieka na łaskę (Hbr 1:22; Ez 36:24-25). Jednak ostatecznym wypełnieniem wizji Ezechiela jest wizja apokaliptyczna (Ap 22:1).

W pierwotnym kościele na zakończenie Wielkiego Postu, w Wigilię Paschalną udzielano właśnie Chrztu Świętego katechumenom, którzy przygotowywali się do niego przez dłuższy czas. Dlatego też ostatni okres Wielkiego Postu był wykorzystywany jako najbardziej stosowny do ponownego przypomnienia duchowego znaczenia i symboliki związanej z obrzędem Chrztu.

Ale jest też w dzisiejszej Ewangelii inne zdanie, które przykuwa moją uwagę. Jest to skarga człowieka chorego: „Panie nie mam człowieka ...” (J 5:7) Jakże wielu ludzi w dzisiejszych czasach wypowiada ze skargą to samo zdanie: Nie mam człowieka! Żyjemy w tłumie, a jednocześnie jesteśmy tacy samotni. Iluż ludzi chorych, opuszczonych, samotnych, starszych mogłoby powtórzyć za chorym z dzisiejszej Ewangelii: „Panie nie mam człowieka!!!”

Dlaczego tak jest? Dlaczego w tej globalnej wiosce, jaką jest współczesny świat jest tylu ludzi samotnych, wyrzuconych na margines bogatych i żyjących w luksusach społeczeństw? Czyż każdy z nas jest skazany na siebie samego, mimo tak wielkich komunikacyjnych udogodnień i tak wielkich humanitarnych sloganów? To smutna prawda, ale współczesny człowiek z bólem i wyrzutem woła nadal: „Panie nie mam człowieka!”
Czy i między ochrzczonymi, braćmi Chrystusa nie jest tak samo?

Temat miłosierdzia powraca w okresie Wielkiego Postu jak refren.

niedziela, 30 marca 2014

poniedziałek IV tygodnia Wielkiego Postu

Liturgia Słowa:


I czytanie: Iz 65, 17-21
Psalm resp.: Ps 30(29), 2 i 4. 5-6. 11-12a i 13b (R.: 2a)
werset: Ps 130(129), 5. 7
Ewangelia: J 4, 43-54

Wiara

Często używamy przysłowia : „wiara czyni cuda” i ... cudów nie doświadczamy. Modlimy się i prosimy o coś i  ... nie otrzymujemy (Jk 4:2-3). Dlaczego? Czyż nie dlatego, że brak nam wiary? Bóg jest gotów udzielić nam łask niezwykłych, darów niecodziennych, dóbr nieskończonych, tylko że nie chce nas uszczęśliwiać na silę i wbrew naszej woli, bo my czasami prosimy Go o rzeczy małe, a On chciałby nam dać o wiele więcej niż my potrafimy przyjąć, bo brak nam wiary. Wiara rzeczywiście czyni cuda (Mt 9:20-22; Mk 10:46-52; Łk 17:12-19) tylko nam jej bardzo często brakuje. A przecież i o nią także trzeba prosić, jak Apostołowie (Łk 17:5-6). Wiara nie jest czymś gotowym, czymś zastanym, ale jest darem, o który musimy dbać, dobrem które musimy rozwijać, drogocennym skarbem, o który trzeba się troszczyć, perłą, której trzeba szukać (Mt 13:44-46). Wiara jest na pewno tą rzeczywistością, której nam najbardziej brakuje we współczesnym zmaterializowanym świecie. Ona niesie ze sobą miłość, radość, pokój, dobroć, łagodność, opanowanie i wiele innych, tak bardzo nam dzisiaj potrzebnych wartości, o których świat współczesny jakby zapomniał. (Gal 5:22-23).

Nie wolno jej tylko lekceważyć, spychać na dalszy plan, czy zamykać w czterech ścianach prywatności. Nie wolno dać się omamić praktycznemu materializmowi czy zredukować naszych duchowych potrzeb jedynie do wzruszeń i tanich uniesień. Nie wolno sobie dać wmówić, że wiara to alienacja, to wyobcowanie, to coś wstydliwego i godnego pogardy, jak nam to usiłują wmówić współczesne modne prądy pseudo-humanistyczne. Wiara jest bowiem zagrożona nie tylko ogólnie, w świecie, w spoganizowanej Europie głoszącej przewrotne hasła laickości, ale także w nas, we mnie i w tobie. A każdy z nas może ją stracić jeśli o nią nie dba. Należy sobie często zadawać pytanie : „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18:7-8) Czy znajdzie ją we mnie?


sobota, 29 marca 2014

IV Niedziela Wielkiego Postu - A

IV Niedziela Wielkiego Postu - A

1 Sm 16:1B.6-7.10-13a

Rzekł Pan do Samuela: Napełnij oliwą twój róg i idź: Posyłam cię do Jessego Betlejemity, gdyż między jego synami upatrzyłem sobie króla. Kiedy przybyli, spostrzegł Eliaba i mówił: Z pewnością przed Panem jest jego pomazaniec. Pan jednak rzekł do Samuela: Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie wybrałem go, nie tak bowiem człowiek widzi , bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce. I Jesse przedstawił Samuelowi siedmiu swoich synów, lecz Samuel oświadczył Jessemu: Nie ich wybrał Pan. Samuel więc zapytał Jessego: Czy to już wszyscy młodzieńcy? Odrzekł: Pozostał jeszcze najmniejszy, lecz on pasie owce. Samuel powiedział do Jessego: Poślij po niego i sprowadź tutaj, gdyż nie rozpoczniemy uczty, dopóki on nie przyjdzie. Posłał więc i przyprowadzono go: był on rudy, miał piękne oczy i pociągający wygląd. - Pan rzekł: Wstań i namaść go, to ten. Wziął więc Samuel róg z oliwą i namaścił go pośrodku jego braci. Począwszy od tego dnia duch Pański opanował Dawida.

Ef 5:8-14

Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości! Owocem bowiem światłości jest wszelka prawość i sprawiedliwość, i prawda. Badajcie, co jest miłe Panu. I nie miejcie udziału w bezowocnych czynach ciemności, a raczej piętnując, nawracajcie [tamtych]! O tym bowiem, co u nich się dzieje po kryjomu, wstyd nawet mówić. Natomiast wszystkie te rzeczy piętnowane stają się jawne dzięki światłu, bo wszystko, co staje się jawne, jest światłem. Dlatego się mówi: Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus.

J 9:1-41

Jezus przechodząc obok ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia.

Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym - on czy jego rodzice? Jezus odpowiedział: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale /stało się tak/, aby się na nim objawiły sprawy Boże. Potrzeba nam pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata. To powiedziawszy splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: Idź, obmyj się w sadzawce Siloe - co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił widząc. A sąsiedzi i ci, którzy przedtem widywali go jako żebraka, mówili: Czyż to nie jest ten, który siedzi i żebrze? Jedni twierdzili: Tak, to jest ten, a inni przeczyli: Nie, jest tylko do tamtego podobny. On zaś mówił: To ja jestem. Mówili więc do niego: Jakżeż oczy ci się otwarły? On odpowiedział: Człowiek zwany Jezusem uczynił błoto, pomazał moje oczy i rzekł do mnie: Idź do sadzawki Siloe i obmyj się. Poszedłem więc, obmyłem się i przejrzałem. Rzekli do niego: Gdzież On jest? On odrzekł: Nie wiem.

Zaprowadzili więc tego człowieka, niedawno jeszcze niewidomego, do faryzeuszów. A tego dnia, w którym Jezus uczynił błoto i otworzył mu oczy, był szabat. I znów faryzeusze pytali go o to, w jaki sposób przejrzał. Powiedział do nich: Położył mi błoto na oczy, obmyłem się i widzę. Niektórzy więc spośród faryzeuszów rzekli: Człowiek ten nie jest od Boga, bo nie zachowuje szabatu. Inni powiedzieli: Ale w jaki sposób człowiek grzeszny może czynić takie znaki? I powstało wśród nich rozdwojenie. Ponownie więc zwrócili się do niewidomego: A ty, co o Nim myślisz w związku z tym, że ci otworzył oczy? Odpowiedział: To prorok. Jednakże Żydzi nie wierzyli, że był niewidomy i że przejrzał, tak że aż przywołali rodziców tego, który przejrzał, i wypytywali się ich w słowach: Czy waszym synem jest ten, o którym twierdzicie, że się niewidomym urodził? W jaki to sposób teraz widzi? Rodzice zaś jego tak odpowiedzieli: Wiemy, że to jest nasz syn i że się urodził niewidomym. Nie wiemy, jak się to stało, że teraz widzi, nie wiemy także, kto mu otworzył oczy. Zapytajcie jego samego, ma swoje lata, niech mówi za siebie. Tak powiedzieli jego rodzice, gdyż bali się Żydów. Żydzi bowiem już postanowili, że gdy ktoś uzna Jezusa za Mesjasza, zostanie wyłączony z synagogi. Oto dlaczego powiedzieli jego rodzice: Ma swoje lata, jego samego zapytajcie!

Znowu więc przywołali tego człowieka, który był niewidomy, i rzekli do niego: Daj chwałę Bogu. My wiemy, że człowiek ten jest grzesznikiem. Na to odpowiedział: Czy On jest grzesznikiem, tego nie wiem. Jedno wiem: byłem niewidomy, a teraz widzę. Rzekli więc do niego: Cóż ci uczynił? W jaki sposób otworzył ci oczy? Odpowiedział im: Już wam powiedziałem, a wyście mnie nie wysłuchali. Po co znowu chcecie słuchać? Czy i wy chcecie zostać Jego uczniami? Wówczas go zelżyli i rzekli: Bądź ty sobie Jego uczniem, my jesteśmy uczniami Mojżesza. My wiemy, że Bóg przemówił do Mojżesza. Co do Niego zaś nie wiemy, skąd pochodzi.

Na to odpowiedział im ów człowiek: W tym wszystkim to jest dziwne, że wy nie wiecie, skąd pochodzi, a mnie oczy otworzył. Wiemy, że Bóg grzeszników nie wysłuchuje, natomiast Bóg wysłuchuje każdego, kto jest czcicielem Boga i pełni Jego wolę. Od wieków nie słyszano, aby ktoś otworzył oczy niewidomemu od urodzenia. Gdyby ten człowiek nie był od Boga, nie mógłby nic czynić. Na to dali mu taką odpowiedź: Cały urodziłeś się w grzechach, a śmiesz nas pouczać? I precz go wyrzucili.

Jezus usłyszał, że wyrzucili go precz, i spotkawszy go rzekł do niego: Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego? On odpowiedział: A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył? Rzekł do niego Jezus: Jest Nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie. On zaś odpowiedział: Wierzę, Panie! i oddał Mu pokłon. Jezus rzekł: Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, aby ci , którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą stali się niewidomymi. Usłyszeli to niektórzy faryzeusze, którzy z Nim byli i rzekli do Niego: Czyż i my jesteśmy niewidomi? Jezus powiedział do nich: Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: "Widzimy", grzech wasz trwa nadal.

Czy ty wierzysz w Syna Bożego?

Pytanie Jezusa skierowane do uzdrowionego niewidomego: "Czy wierzysz w Syna Bożego?" jest nieustannie aktualne. To pytanie jest stale kierowane do mnie, do Ciebie, do tych wśród których żyjesz, do każdego z nas. I każdy z nas powinien je sobie ustawicznie zadawać: "Czy ja wierzę naprawdę w Syna Bożego?" Od odpowiedzi na to pytanie zależy przecież całe moje życie, wszystko co robię i czego robić nie powinienem. Co więcej od odpowiedzi na to pytanie zależy nie tylko moja doczesna przyszłość, ale także cała moja wieczność!

Oczywiście odpowiedź nie jest ani prosta, ani łatwa. Uzdrowiony niewidomy -w dzisiejszej Ewangelii- zadał pytanie, "A któż to jest, abym w Niego uwierzył?" Ja wiem, kim On jest, znam Go, bo jestem katolikiem, bo mi o Nim powiedziano. I dlatego powinienem zadać sobie być może inne pytanie: "A co to znaczy wierzyć w Niego? Jakie są tego konsekwencje?" A może: "Co robić, aby wiara moja nie była tylko pustą, słowną deklaracją bez pokrycia? Wielu się do Niego (dla różnych zresztą celów i powodów) przyznaje, wielu deklaruje wiarę w Niego, ale niewielu chce zgodnie z tymi słownymi deklaracjami postępować. Czy aby nie jestem jednym z nich? Czy aby wiara moja nie ogranicza się tylko do słownych deklaracji, które ostatecznie tak niewiele kosztują i które zawsze można -w razie potrzeby- zmienić, boć przecież "tylko krowa nie zmienia swoich poglądów". I czy to będzie biskup, ksiądz, czy zakonnik, żona, matka, czy ojciec, dyrektor, czy księgowy, student czy palacz centralnego ogrzewania ... każdy musi sobie na te właśnie pytania uczciwie i konkretnie odpowiedzieć.

Chrystus nie pyta: "Czy wierzysz w księdza, proboszcza, katechetkę, ale czy wierzysz we Mnie? Czy wierzysz mi, bez względu na to, co inni robią i jak się zachowują? Zdanie i zarzut: "Przestałem wierzyć w Boga, bo taki lub inny ksiądz mnie zraził" jest tylko wymówką, jest tylko szukaniem kozła ofiarnego.

Chrystus stale mnie osobiście indaguje; "Czy wierzysz we mnie?" A przy zmartwychwstaniu zada jeszcze jedno pytanie: "Co z tą wiarą zrobiłeś?" Co Mu wtedy odpowiem?

I jeszcze jedno. Porażająca jest ślepota współczesnego świata, który nie chce widzieć w Chrystusie Boga i Zbawiciela. Jesteśmy jak faryzeusze w naszym powtarzaniu: „A kto śmie nas pouczać, nas oświeconych!!” Porażająca i przerażająca jest ślepota współczesnego człowieka.

Homilia alternatywna

Światłość świata

Dziwna ślepota, która ogarnia ludzi, jest chorobą nie oczu, ale duszy.  Człowiek dostrzega wtedy to, co chce widzieć i tak, jak chce widzieć. Taka  choroba zniekształca rzeczywistość i powoduje, że  zaślepiony człowiek żyje  w świecie ułudy i mirażów, a nie w świecie realnym. Skutki tego typu schorzenie są dwojakie- nie tylko nie zauważamy żyjącego obok nas bliźniego, ale i sam Bóg znika z naszego pola widzenia.. Co więcej, ta fragmentaryczna percepcja jest niejednokrotnie tylko projekcją naszych pragnień i oczekiwań, a nie  kontaktem z realnymi obiektami rzeczywistości. I dlatego Chrystus proponuje nam uzdrowienie, przywrócenie wzroku, abyśmy mogli ujrzeć świat taki, jakim Bóg go stworzył i jakim Bóg go widzi (1Sm 16:7). Nasz bowiem ogląd nie jest ani prawdziwy, ani dogłębny, a pozory przecież mylą. To, co my sami bierzemy za trwałe i ważne, okazuje się ulotne i drugorzędne. Bóg bowiem inaczej patrzy i widzi inaczej. Wybiera to, co słabe i to, co wzgardzone przez człowieka, aby nikt wobec Boga się nie chełpił (1 Kor 1:25-29). Ta boża optyka, to postrzeganie świata rozjaśnionego  bożym blaskiem wydają się nam czasami nie do przyjęcia, a przecież światłość, którą Chrystus przynosi na świat, jest światłością prawdziwą, która oświeca każdego człowieka (J 1:9), jeśli tylko człowiek nie chce uparcie trwać w ciemności (J 8:12; 12:35)

Może dzisiaj, w czasach współczesnych, rozświetlonych tak wieloma pozornymi światłami i świecidełkami, trzeba nam przejrzeć i nie dać się uwieść i oślepić światłom rampy, które po przedstawieniu zgasną? Może nie powinniśmy zaopatrywać się w coraz bardziej finezyjne okulary i soczewki, ale wypatrywać światła nadprzyrodzonego, aby rozpoznać to, co w naszym życiu naprawdę ważne? (Ez 12:2)


Nie mów, że widzisz, skoro być może już dawno straciłeś z oczu to, co najważniejsze, skoro widzisz już tylko to co chcesz, a najczęściej jedynie koniec własnego nosa.

piątek, 28 marca 2014

sobota III tygodnia Wielkiego Postu

Liturgia Słowa:

I czytanie: Oz 5, 15b-6,6
Psalm resp.: Ps 51(50), 1-2. 16-17.  18-19ab (R.: por. Oz 6,6)
werset: Ps 95, 8
Ewangelia: Łk 18, 9-14

niebezpieczny sposób myślenia

O jakże chciałoby się dzisiejszą Ewangelię nieraz przeczytać (i to nie tylko w kościele) tym wszystkim bigotom i dewotkom, którzy tak łatwo szafują cenzurkami, na lewo i prawo osądzają, potępiają, czasami nawet gnoją drugiego człowieka w imię Boga. Jakże mierzi i denerwuje nadęta ludzka pycha i zarozumiałość, jak bardzo słuszne są słowa Tomasza Mertona, który powiedział: „nawet modlitwa może być wyrazem pychy i poszukiwaniem siebie, a nie Boga”. Oczywiście każdy z nas ma prawo do jasnych i klarownych sądów moralnych, ale nigdy i nikomu nie wolno się wywyższać ponad innych, porównywać i odsądzać od czci i wiary tylko dlatego, że mnie się wydaje iż jestem lepszy. Ileż to razy w Ewangelii Jezus przypomina i napomina swoich uczniów: "Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony" (Mt 5,22), "Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!" (Mk 9,35), "Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego" (Mt 18,3). Oczywiście pisząc w ten sposób, popełniam podstawowy błąd, bo i ja sam oceniam i osądzam innych, przypisuję innym to co sam czynię.


Może więc lepiej byłoby zacząć od siebie i przestać być zadufanym i pysznym faryzeuszem chełpiącym się swoją sprawiedliwością i pobożnością? A może lepiej przyglądnąć się jedynej modlitwie, której nauczył nas Jezus Chrystus. Modląc się tymi słowami na pewno nie będę się wywyższał. Zapraszam do medytacji w.Nauce rekolekcyjnej

czwartek, 27 marca 2014

piątek III tygodnia Wielkiego Postu

Liturgia Słowa:

I czytanie: Oz 14, 2-10
Psalm resp.: Ps 81 (80), 6c-8a. 8bc-9. 10-11ab. 14 i 17 (R.: zob. 11 i 9a)
werset: Mt 4,17
Ewangelia: Mk 12, 28b-34

Miłość Boga i bliźniego

Temat, który powraca chyba najczęściej na kartach Pisma Świętego, to właśnie temat miłości. Centralnym punktem objawienia się Boga człowiekowi jest prawda wyrażona przez św. Jana. „Bóg jest miłością, a kto nie miłuje nie zna Boga” (1J 4:16). Wokół tej prawdy koncentruje się całe nauczanie Chrystusa, a Jego misja zbawcza, to właśnie ukazanie człowiekowi jak bardzo jest on miłowany przez Boga, „Który Syna swego Jednorodzonego dał ...” (J 3:16; 1J 4:9). Czym więc jest miłość, skoro sam Bóg jest miłością (1J 4:8), skoro Bóg najpierw umiłował człowieka (1 J 4:19), skoro nie można miłować Boga inaczej jak tylko miłując bliźniego? (1 J 4:20) Jakiej człowiek może udzielić odpowiedzi na miłość Boga? Takie pytania można by mnożyć, a odpowiedź zawsze będzie jedna i ta sama, dana przez Jezusa w dzisiejszej Ewangelii i nie ma innej, bardziej podstawowej prawdy w życiu ludzkim ... tylko ... Tylko, że niestety nie wszyscy, a raczej wprost przeciwnie, niewielu jest tych którzy to rozumieją, a jeszcze mniej tych, którzy tą drogą kroczą.

Dlaczego jednak tak jest? Dlaczego tak trudno jest nam wprowadzić w życie tę podstawową, fundamentalną prawdę? Czy przyczyną tego nie jest zwykłe pomylenie pojęć? Czy nie jest tak dlatego, że mylimy sentymentalizm i uczucia z tym co Pismo święte nazywa Miłością? Bo Bóg jest i MIŁOŚCIĄ i MIŁOSIERDZIEM, ale nie jest zakochaniem i nie jest tanim sentymentalizmem.

Bo jak pisze Tomasz Merton: „Mamy obowiązek kochać się wzajemnie, chociaż nie jest naszym obowiązkiem wzajemnie się "lubić". Miłość kieruje się wolą - sympatia jest sprawą wrażliwości i uczuć, a nie miłości. A my jesteśmy do tego stopnia dziećmi Bożymi, że kochając innych, możemy -niejako wbrew ich woli -uczynić ich dobrymi i godnymi miłości.... Bóg zaś nie kocha nas dlatego, że jesteśmy dobrzy, tylko my stajemy się dobrzy, ponieważ On nas kocha."


Czy ja potrafię tak kochać innych, bez sentymentów i mdłej uczuciowości? Czy moja miłość czyni innych dobrymi?

środa, 26 marca 2014

czwartek III tygodnia Wielkiego Postu

Liturgia Słowa:

I czytanie: Jr 7,23-28
Psalm resp.: Ps 95(94), 1-2. 6-7ab. 7c-9 (R.: por. 7c-8a)
werset: Jl 2,13
Ewangelia: Łk 11, 14-23

Zatwardziałość serca


Zatwardziałość serca to ta cecha ludzkiego charakteru, która powoduje, że mimo nawet ewidentnych i racjonalnych dowodów potrafimy powiedzieć dobru „nie” (tak, jak to ma miejsce w dzisiejszej Ewangelii). Bywa ona nazywana także uporem, przewrotnością czy po prostu pychą. Zatwardziałość serca to w końcu także ta cecha, która powoduje, że nawet sam Bóg nie potrafi dotrzeć do człowieka i doprowadzić go do zbawienia. Bardzo często w Piśmie świętym spotykamy się właśnie z pojęciem zatwardziałości ludzkiego serca, która powoduje, że człowiek odwraca się od Boga i nie przyjmuje Jego łaski (Ps 95:8-11; Jr 7:24; 9:13; 11:8; Syr 11:21; Mt 15:18-20; 19:8; Mk 7:21-23; J 12:40; Dz 28:27; Rz 1:21; 2:5). Spotykamy ją i dzisiaj, u współczesnego człowieka, który zadufany w swoje wielkie możliwości i osiągnięcia z pychą odrzuca Boga i Jego Miłość, i podąża za pragnieniami swego zatwardziałego serca. Ileż razy dzieje się tak i w naszym życiu, że widzimy dobro, pociąga nas ono i urzeka, a jednak w zatwardziałości serca podążamy za złem. O tym właśnie mówi św. Paweł w swoim Liście do Rzymian: „Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię.” (Rz 7:15-19) Dlaczego tak jest? Co jest powodem tej niezrozumiałej i całkowicie irracjonalnej postawy? Serce ludzkie jest niezgłębione dla samego człowieka i pozostaje tajemnicą szczególnie wtedy gdy odwraca się on od swego Stwórcy. I dlatego Jan Paweł II na początku swojego pontyfikatu nawoływał: „Otwórzcie Chrystusowi drzwi waszych serc ... człowiek nie może zrozumieć nawet siebie samego bez Chrystusa”. I tak chyba jest rzeczywiście, człowiek nie potrafi zrozumieć nawet samego siebie, bo powodują nim nieraz całkowicie irracjonalne i nieprzewidywalne siły, z których jedną jest właśnie zatwardziałość jego serca, czyli pycha. Jedynym lekarstwem na tę chorobę jest rzeczywiście łaska i miłość Chrystusa, którą trzeba nam dzisiaj na nowo odkrywać i jej zaufać nawet bardziej niż naszemu -bardo czasami- dziwnemu sercu.

wtorek, 25 marca 2014

środa III tygodnia Wielkiego Postu

Liturgia Słowa:

I czytanie: Pwt 4, 1. 5-9
Psalm resp.: Ps 147, 12-13. 15-16. 19-20 (R.: por. 12a)
werset: J 6, 63b. 68b
Ewangelia: Mt 5, 17-19

Prawo Boże

Jest rzeczą zastanawiającą jak bardzo posłuszni, poddani i ulegli jesteśmy wszelkim prawom ludzkim a jednocześnie, jak bardzo kontestujemy prawo Boże. Warto zobaczyć jak bardzo dokładnie i skrupulatnie przestrzegamy reguł zdrowego żywienia, zasad savoir vivre, przepisów kulinarnych, kanonów mody, reguł i przepisów bankowych, celnych, praw ekonomicznego rozwoju, praw międzynarodowych, umów społecznych unilateralnych i bilateralnych. Wszyscy dookoła wmawiają nam jak bardzo ważne i nieodzowne są te prawa i przepisy, jak wiele zależy od ich przestrzegania, jak konieczne dla naszego dobra i szczęścia jest ich zachowanie. Każda organizacja i społeczność ludzka spieszy się z wydawaniem praw, przepisów, edyktów, zarządzeń. Nikt nie kontestuje przepisów drogowych, nikt nie ośmieli się lekceważyć praw podatkowych, nikomu nie przyjdzie do głowy sprzeciwiać się regułom i kanonom podaży i popytu rynkowego. Każdy produkt i każde urządzenie opatrzone jest podręcznikiem użytkownika i zawarowane przepisami i regułami użytkowania pod groźbą utraty gwarancji. I my to wszystko posłusznie, potulnie i skrupulatnie przyjmujemy. 

Nie jestem anarchistą i nie nawołuję do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Ale ... czasami dziwi mnie, dlaczego ludzie tak potulnie przyjmują narzucone im przez innych ludzi prawa (bardzo często przecież niesprawiedliwe i zbójeckie), a jednocześnie zaniedbują, lekceważą, negują i sprzeciwiają się prawu Bożemu. Co więcej, próbujemy się od tego Bożego prawa uwolnić pod przewrotnymi hasłami wolności, swobody i prawa do samostanowienia. Usprawiedliwiamy się okolicznościami, sytuacją, wyższymi racjami. Wprowadzamy pojęcia tolerancji, relatywizmu i humanizmu. I co? Czyż doprawdy nie widzimy, że jest w tym coś przewrotnego i groźnego? Wprowadzone w wielu krajach prawo do aborcji, prawo eutanazji, równouprawnienie związków homoseksualnych, są tego najlepszym przykładem. Czy odrzucając przykazania Boże nie chcemy aby przypadkiem poprawiać samego Boga, Który jest Stwórcą i naprawdę wie, co jest dla człowieka dobre? On także dołączył do swojego „produktu” podręcznik użytkowania i także zastrzegł, że użycie niezgodne z instrukcją prowadzi do zepsucia ... (Pwt 6:3; Joz 1:7)


Czy nie lepiej byłoby jednak wrócić do przestrzegania Prawa Bożego, a wtedy -być może- wszystkie ludzkie prawa okazałyby się niepotrzebne? Utopia?

25.03. Zwiastowanie Pańskie

   25.03. Zwiastowanie Pańskie   





Iz 7,10-14

Pan przemówił do Achaza tymi słowami: „Proś dla siebie o znak od Pana, Boga twego, czy to głęboko w Otchłani, czy to wysoko w górze”. Lecz Achaz odpowiedział: „Nie będę prosił i nie będę wystawiał Pana na próbę”. Wtedy rzekł Izajasz: „Słuchajcie więc, domu Dawidowy: Czyż mało wam naprzykrzać się ludziom, iż naprzykrzacie się także mojemu Bogu? Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi syna, i nazwie go imieniem Emmanuel, albowiem Bóg z nami”.

Hbr 10,4-10

Bracia: Niemożliwe jest to, aby krew cielców i kozłów usuwała grzechy. Przeto Chrystus przychodząc na świat, mówi: „Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało; całopalenia i ofiary za grzech nie podobały się Tobie. Wtedy rzekłem: «Oto idę, w zwoju księgi napisano o Mnie, abym spełniał wolę Twoją, Boże»”. Wyżej powiedział: „Ofiar, darów, całopaleń i ofiar za grzechy nie chciałeś, i nie podobały się Tobie”, choć składa się je na podstawie Prawa. Następnie powiedział: „Oto idę, abym spełniał wolę Twoją”. Usuwa jedną ofiarę, aby ustanowić inną. Na mocy tej woli uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze.

Łk 1,26-38

Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”. Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” Anioł jej odpowiedział: „Duch święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna, i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”. Na to rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. Wtedy odszedł od Niej anioł.


A Słowo stało się ciałem

Scena przedstawiona w dzisiejszej Ewangelii wydaje nam się niemal mitologiczna. Jest tak niesamowicie bajeczna, że aż -dla niektórych- niemożliwa. A jednak jest to początek, od którego zaczyna się zbawcze dzieło Boga. Bóg wybrał właśnie taki, niezwykły i cudowny sposób wejścia w historię ludzką. Wybrał Maryję Dziewicę, z Której się narodził Jezus Chrystus Zbawiciel Świata.

I to są prawdy dogmatyczne, nie do zrozumienia, ograniczonym przecież, ludzkim umysłem. Co wcale nie znaczy, że są one anty-logiczne lub przeczące ludzkiemu rozumowi. Nie są one przyrodnicze, nie mieszczą się w ramach natury i praw fizyki, ale przecież sam Bóg nie należy do natury i nie jest do pojęcia dla naszego rozumu. Czyż nie mógł więc wybrać takiego, ponadnaturalnego sposobu: "Oto Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego Cię osłoni."

Maryja też tego nie rozumie i wcale nawet nie udaje, że zrozumiała odpowiedź anioła Gabriela. Zobaczmy jednak, jaka jest Jej postawa wobec niemożliwej do zrozumienia, Boskiej propozycji? Jej jedyną odpowiedzią są słowa: "Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według tego co Bóg przewidział."

Czy my czasami, w naszym życiu nie potykamy się o podobny problem? Nie rozumiemy dróg Bożych, nie możemy ich sobie wytłumaczyć i wtedy ... najczęściej się buntujemy, odchodzimy, rezygnujemy z takiego Boga, Którego nie sposób zrozumieć, bo za wiele od nas oczekuje, bo Jego wymagania są za trudne, nieraz nawet niemożliwe, lub alogiczne. Chcielibyśmy zrozumieć Boga. A kiedy się to nie udaje, to raczej pozostajemy przy naszej, ludzkiej i ograniczonej logice. A gdyby tak raz spróbować i zaryzykować odpowiadając Bogu: "Mimo, że Cię nie rozumiem, mimo, że nic z tego co się wokół mnie dzieje nie pojmuję, to jednak mówię, oto ja, niech mi się stanie według tego co Bóg przewidział."


A gdyby tak raz spróbować ... naprawdę zaufać i otworzyć drzwi Chrystusowi? Tylko, że do tego trzeba czegoś więcej niż rozumu, trzeba wiary, zaufania Bogu, Który jest Bogiem Wszechmogącym, a nie bożkiem, wytworem naszych szarych komórek.

Kazanie do druku TUTAJ

poniedziałek, 24 marca 2014

poniedziałek III tygodnia Wielkiego Postu

Liturgia Słowa:

I czytanie: 2 Krl 5,1-15a
Psalm resp.: Ps 42, 1-2. 3.43, 3-4 (R.: por. Ps 42, 2)
werset: Am 5,14
Ewangelia: Łk 4, 24-30

"oswojony" Jezus ...
Dlaczego poganin Naaman został uzdrowiony z trądu? Dlaczego Eliasz pomógł pogance w Sarepcie Sydońskiej? Dlaczego Jezus mówi o tym w swoim własnym mieście Nazaret narażając się na śmierć z rąk swoich współziomków? Czy rzeczywiście Czy zarzut, który stawia swoim krewnym odnosi się tylko do nich? Tego rodzaju pytania rodzą w się w sposób naturalny kiedy słuchamy dzisiejszej Ewangelii. A przecież Słowo Boże jest ponadczasowe i odnosi się także do nas. A co nas obchodzi nakarmiona cudownie wdowa sprzed kilku tysięcy lat, czy cudownie uzdrowiony dowódca armii egzotycznego króla? Wspominając o tych faktach Jezus nie tyle wypomina swoim ziomkom brak wiary, co raczej wskazuje na bardziej podstawowy fakt zarozumiałości. Przekonani są o tym, że Go znają, skoro między nimi przez tyle lat się wychowywał. Przekonani są, że nic z Jego strony nie może ich zaskoczyć i że Jego mesjańskie roszczenia są uzurpacją. Nie widzą w nim proroka, ani tym bardziej Mesjasza. Lekceważą Go i nie chcą uznać nie tylko Jego roli, ale i Jego nauczania. Oczekują od Niego tylko spektakularnych cudów.


A jak to jest z nami? Czy aby nie traktujemy Jezusa w ten sam sposób? Jesteśmy przekonani, że Go znamy, że nic nas z Jego strony nie zaskoczy. Nie oczekujemy od Niego pouczeń i przypominania nam przykazań, mówienia o grzechu i o konieczności nawrócenia, nie przyjmujemy Jego nauczania i oczekujemy tylko na spektakularne cuda. Od lat wydaje nam się swojakiem i jesteśmy oburzeni, że ośmiela się od nas wymagać, że przypomina nam o naszych obowiązkach, że stawia moralne wymagania. Oswoiliśmy się z Nim tak dalece, że nie traktujemy poważnie ani Jego, ani Jego nauki.

sobota, 22 marca 2014

III Niedziela Wielkiego Postu - A



Wj 17:3-7
Ale lud pragnął tam wody i dlatego szemrał przeciw Mojżeszowi i mówił: Czy po to wyprowadziłeś nas z Egiptu, aby nas, nasze dzieci i nasze bydło wydać na śmierć z pragnienia? Mojżesz wołał wtedy do Pana i mówił: Co mam uczynić z tym ludem? Niewiele brakuje, a ukamienują mnie! Pan odpowiedział Mojżeszowi: Wyjdź przed lud i weź kilku ze starszych Izraela ze sobą. Weź w rękę laskę, którą uderzyłeś Nil, i idź. Oto Ja stanę przed tobą na skale, na Horebie. Uderzysz w skałę, a wypłynie z niej woda, i lud zaspokoi swe pragnienie. Mojżesz uczynił tak na oczach starszyzny izraelskiej. I nazwał to miejsce Massa i Meriba, ponieważ tutaj kłócili się Izraelici i wystawiali Pana na próbę, mówiąc: Czy też Pan jest rzeczywiście wśród nas, czy nie?

Rz 5:1-2.5-8
Dostąpiwszy więc usprawiedliwienia przez wiarę, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski, w której trwamy i chlubimy się nadzieją chwały Bożej. A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany. Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy [jeszcze] byli bezsilni. A [nawet] za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami.

J 4:5-42
Przybył więc do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które /niegdyś/ dał Jakub synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny. Nadeszła /tam/ kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: Daj Mi pić! Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności.

Na to rzekła do Niego Samarytanka: Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić? Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem. Jezus odpowiedział jej na to: O, gdybyś znała dar Boży i /wiedziała/, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić - prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej. Powiedziała do Niego kobieta: Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie i jego bydło?

W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu. Rzekła do Niego kobieta: Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. A On jej odpowiedział: Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj. A kobieta odrzekła Mu na to: Nie mam męża. Rzekł do niej Jezus: Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą.

Rzekła do Niego kobieta: Panie, widzę, że jesteś prorokiem. Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga. Odpowiedział jej Jezus: Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie.

Rzekła do Niego kobieta: Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko. Powiedział do niej Jezus: Jestem Nim Ja, który z tobą mówię. Na to przyszli Jego uczniowie i dziwili się, że rozmawiał z kobietą. Jednakże żaden nie powiedział: Czego od niej chcesz? - lub: - Czemu z nią rozmawiasz? Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem?

Wyszli z miasta i szli do Niego. Tymczasem prosili Go uczniowie, mówiąc: Rabbi, jedz! On im rzekł: Ja mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie. Mówili więc uczniowie jeden do drugiego: Czyż Mu kto przyniósł coś do zjedzenia? Powiedział im Jezus: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło. Czyż nie mówicie: Jeszcze cztery miesiące, a nadejdą żniwa? Oto powiadam wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak bieleją na żniwo. Żniwiarz otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie wieczne, tak iż siewca cieszy się razem ze żniwiarzem. Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi zbiera. Ja was wysłałem żąć to, nad czym wyście się nie natrudzili. Inni się natrudzili, a w ich trud wyście weszli.

Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety świadczącej: Powiedział mi wszystko, co uczyniłam. Kiedy więc Samarytanie przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich pozostał. Pozostał tam zatem dwa dni. I o wiele więcej ich uwierzyło na Jego słowo, a do tej kobiety mówili: Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata.

Pragnienie i głód

Czy zastanawiałem się kiedyś nad tym "czym różnię się od zwierzęcia?" Zwierzę kiedy jest głodne szuka pożywienia - ja też, kiedy jest spragnione, szuka wody - ja też. Kiedy jest zmęczone szuka odpoczynku - ja też, kiedy jest mu gorąco szuka cienia - ja też. Zwierzę, kiedy jest przestraszone ucieka - ja też. Kiedy jest chore szuka lekarstwa, to jest "wpisane" w jego instynkt - ja też. Czym więc różnię się od zwierząt? Czy wszystkie moje potrzeby to głód, pragnienie, potrzeba odpoczynku, konieczność przedłużenia gatunku? Czy całe moje życie ma się sprowadzać tylko do zaspokajania tych fundamentalnych potrzeb organicznych? Czy też jest we mnie głód większy, pragnienie głębsze, potrzeby bardziej ludzkie, czy tylko zwierzęce?

Jezus, rozmawiający z samarytanką u studni uświadamia jej właśnie to głębsze, ludzkie pragnienie, a po powrocie Apostołów również im, uświadamia istnienie bardziej podstawowego głodu. Nie może się człowiek ograniczyć tylko do zaspokajania jedynie zwierzęcych potrzeb i pragnień, jeśli chce być czymś więcej niż jednym z naczelnych ssaków. Jest rzeczą dla człowieka nieodzowną uświadomienie sobie: "JAKI JEST JEGO PRAWDZIWY GŁÓD I PRAWDZIWE PRAGNIENIE? Co -tak naprawdę- może zaspokoić moje pragnienia? W przeciwnym wypadku, pozostanie na poziomie zaspokajania rudymentarnych potrzeb i instynktów. Co więcej, musi człowiek również odkryć, gdzie i w jaki sposób może zaspokoić swoje ludzkie, metafizyczne potrzeby. Kiedy Jezus mówi: "Ja jestem Źródłem Wody Żywej", "Ja jestem Chlebem Życia Wiecznego", chce nam w ten sposób otworzyć oczy na nasze prawdziwe potrzeby, na nasz prawdziwy głód i pragnienie. Nie można uciekać przed tego rodzaju pytaniami i dylematami. Nie można zasłaniać się brakiem czasu i zmęczeniem. Nie można udawać, że problem nie istnieje, że go nie ma, że jeszcze mam czas, bo na starość będę się nad tym zastanawiał, a teraz muszę "robić pieniądze i ciężko zarabiać na życie". Na jakie życie? Konia, czy osła? Jeśli bowiem zaspokajam tylko swoje organiczne potrzeby, to niczym nie różnię się od tych dwóch -poczciwych- zwierzątek, których aspiracje nie sięgają poza pełny i obfity żłób.

Panie, daj mi Wody Żywej ...
Panie, nakarm mnie Chlebem życia ...
Panie, nie daj mi być tylko ciężko pracującym koniem, lub osiołkiem.

Można także wybrać następujący formularz mszalny z III Niedzieli Wielkiego Postu

Homilia alternatywna

Woda żywa

Pracując od prawie 15 lat w Afryce, niejednokrotnie miałem okazję doświadczyć, czym naprawdę jest dobra woda, jak wiele znaczy ona dla ludzi, którzy nie mają jej w kranach na bieżąco i pod dostatkiem, którzy po wodę muszą chodzić nieraz kilometrami lub czerpać ją z brudnej i błotnistej kałuży, albo używać (jak na Komorach) do mycia, a nawet do gotowania, słonej wody morskiej.

My również, żyjąc w coraz bardziej zanieczyszczonym środowisku, kupując wodę w butelkach, doceniamy wartość i znaczenie tego symbolu. Woda - symbol życia, to także symbol dobrobytu i błogosławieństwa, to symbol czystości i zaspokojenia podstawowych potrzeb człowieka.

Dlatego Mojżesz uderzający na pustyni w skałę, z której wypływa dobra woda i Chrystus- Źródło wody żywej to nie tylko symbole, to archetypy potęgi istnienia. To sam Bóg objawiający się swojemu ludowi, to Bóg -Źródło życia.

Nie bez przyczyny Jan Paweł II w swoim Tryptyku Rzymskim pisze:

„Zatoka lasu zstępuje
w rytmie górskich potoków...
Jeśli chcesz znaleźć źródło,
musisz iść do góry, pod prąd.
Przedzieraj się, szukaj, nie ustępuj,
wiesz, że ono musi tu gdzieś być —
Gdzie jesteś, źródło?... Gdzie jesteś, źródło?!
Cisza...
Strumieniu, leśny strumieniu,
odsłoń mi tajemnicę
swego początku!
(Cisza — dlaczego milczysz?
Jakże starannie ukryłeś tajemnicę twego początku.)
Pozwól mi wargi umoczyć
w źródlanej wodzie
odczuć świeżość,
ożywczą świeżość.”

A my wiemy, że Chrystus jest właśnie owym Źródłem Życia, w którym mogę „umoczyć wargi, jak w źródlanej wodzie i odczuć ożywczą świeżość”.
Panie daj mi wody żywej!

piątek, 21 marca 2014

sobota II tygodnia Wielkiego Postu

Liturgia Słowa:


I czytanie: Mi 7, 14-15. 18-20
Psalm resp.: Ps 103(102), 1-2. 3-4. 9-10. 11-12 (R.: por. 8a)
werset: Łk 15, 18
Ewangelia: Łk 15, 1-3. 11-32

Nawrócenie to twoja decyzja

Nieraz nam się wydaje, że Pan Bóg będzie na siłę zabiegał o nasze nawrócenie, bez względu na to co byśmy my sami zrobili. I tak jest rzeczywiście. On nie oszczędził nawet swojego Syna, (Rz 8:32) ale ... ostateczna decyzja należy jednak do ciebie i do mnie osobiście. Nie mógł miłosierny ojciec z dzisiejszej Ewangelii okazać miłosierdzia swojemu synowi, nie mógł rzucić mu się na szyję i obdarzyć go swoją miłością, dopóki ten był daleko. Nie może i Bóg -nawet w swojej wszechmocy- zbawić nas bez nas. Bóg mógł nas stworzyć bez nas, ale zbawić nas bez nas nie potrafi! Kto w pysze twierdzi, że nie ma grzechów nie tylko czyni Boga  kłamcą (1J 1:10), ale sam odrzuca także możliwość wybaczenia i miłosierdzie.

Poprzedni Papież Benedykt XVI, będąc jeszcze kardynałem powiedział w Subiaco, kilka lat temu, odbierając nagrodę św. Benedykta. „W Europie rozwijana jest obecnie kultura, która stawia się w totalnej opozycji nie tylko w stosunku do chrześcijaństwa, ale i w stosunku do każdej tradycji religijnej i moralnej ludzkości. Współczesna kultura europejska wyklucza Boga ze świadomości publicznej ..., a przyczyną tego wydaje się być nieuleczalne uczulenie współczesnego człowieka na sacrum i utrata poczucia i banalizacja grzechu i sensu nawrócenia”. Człowiek współczesny w swojej pysze nie chce słyszeć o tym, że coś zrobił źle, że potrzebuje nawrócenia i przebaczenia, że nie jest doskonały, tak jak mu się wydaje. Człowiekowi współczesnemu nie chcą przejść przez gardło słowa: „zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem bliźniego” (Łk 15:18). I dlatego nawet Bóg, Który zrobił wszystko dla zbawienia człowieka nie potrafi temuż człowiekowi okazać miłosierdzia, bo człowiek współczesny je odrzuca wraz z Miłosierdziem Ojca.

I to jest największa katastrofa współczesnego świata.


Nawrócenie, to ostatecznie ... twoja osobista decyzja ...

czwartek, 20 marca 2014

piątek II tygodnia Wielkiego Postu

Liturgia Słowa:


I czytanie: Rdz 37, 3-4. 12-13a. 17b-28
Psalm resp.: Ps 105(104), 16-17. 18-19. 20-21 (R.: por. 5a)
werset: J 3,16
Ewangelia: Mt 21, 33-43. 45-46

Centralne wydarzenie historii ludzkości

Józef, najmłodszy z synów Izraela (Jakuba) jest archetypem Jezusa, który cierpi dla zbawienia swojego ludu. Sprzedany w niewolę za 20 sztuk srebra miał w przyszłości przyczynić się do ocalenia Ludu Bożego. Ewangelia w sposób jeszcze bardziej ewidentny -w przypowieści o winnicy- mówi o losie Syna Bożego, Który posłany przez Ojca ma być zabity dla zbawienia ludzi (Mt 17: 22-23; Mk 8:31). Cała zresztą liturgia Wielkiego Postu jest przygotowaniem do Misterium Paschalnego - Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa.

To co powyżej tak ładnie i gładko mi się napisało, to kilka bardzo okrągłych i teologicznie poprawnych zdań.

I co z tego?

Czy my zdajemy sobie z tego sprawę, że ta właśnie Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie jest absolutnym centrum, punktem kluczowym całej historii ludzkości? Nie ma, nie było i nie będzie wydarzenia większego i ważniejszego niż to, które dokonało się w Wielki Piątek na Golgocie i w niedzielę Zmartwychwstania!  Czy my zdajemy sobie z tego sprawę? Zanurzeni w codzienności, uwikłani w sprawy dnia powszedniego nie mamy czasu, okazji i możliwości, aby się nad tym zastanowić, a przecież jest to wydarzenie, które i dla naszego (mojego!) życia ma i być powinno (!) punktem centralnym i szczytowym. Skoro bowiem Bóg z miłości do człowieka, Syna swego nie oszczędził, ale Go za nas (za mnie i za ciebie) wydał (J 3:16; 1J 4:9; Rz 8:3;Gal 4:4) to czyż może być dla mnie coś ważniejszego, coś bardziej znaczącego, a zarazem coś bardziej wstrząsającego?

Co trzeba zrobić, aby ta prawda o Miłości Boga do człowieka, dotarła do mnie z całą wyrazistością i siłą? Jakich trzeba użyć środków, abym o tym fakcie pamiętał nie tylko w czasie Wielkiego Postu i Wielkanocy?


Okrągłe, teologiczne zdania z początku komentarza nie mają żadnego sensu, jeśli Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa nie są rzeczywiście i naprawdę centrum mojego życia.

środa, 19 marca 2014

czwartek II tygodnia Wielkiego Postu

Liturgia Słowa:

I czytanie: Jr 17,5-10
Psalm resp.: Ps 1, 1-2. 3. 4 i 6 (R.: por. Ps 40(39), 5a)
werset: Łk 8,15
Ewangelia: Łk 16, 19-31

Bogactwo zaślepia

Największym niebezpieczeństwem współczesnego człowieka jest pełne pychy przekonanie, że jest samowystarczalny. To przekonanie, że swoimi siłami i środkami sam potrafi się zbawić widoczne jest w postawie bogacza z dzisiejszej Ewangelii, ale także w postawie innego bogacza, który stwierdził wprost: „I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!” (Łk 12:15-21). Ale taka pełna pychy i zadufania postawa jest widoczna także współcześnie. Człowiek człowiekowi staje się coraz bardziej wilkiem.  Bogaci stają się coraz bogatsi, a ubodzy coraz biedniejsi. Według raportu ONZ za 2003 rok, 250 najbogatszych ludzi świata posiada tyle, co biedniejsza połowa ludzkości (ponad 3 miliardy ludzi). Jednych stać na diamentową obrożę za 50 tysięcy dolarów dla ulubionego pieska, a jednocześnie na świecie co 4 sekundy ktoś umiera z głodu. W 2003 roku kraje bogate przekazały na pomoc dla ubogich zaledwie 0,25% swojego dochodu. To nie są nawet okruchy spadające ze stołu bogaczy! A wystarczy przecież spojrzeć na to, co dzieje się w naszym społeczeństwie, gdzie w tej samej rodzinie jednych stać na luksusowe zagraniczne wycieczki, podczas gdy innych nie stać na zakup zimowych butów dla dzieci. Bogactwo i dobrobyt czyni ślepymi tak wielu spośród nas. To jest jakaś przerażająca, straszliwa choroba, która dosięga wielu spośród tych, którym się powiodło. Ludzie zapominają, że do grobu nie zabiorą ze sobą nic, albo jeśli już cokolwiek, to właśnie to, co rozdali ubogim.

Rodzą się trzy pytania:

„Jak się ustrzec przed tą chorobą ślepoty, spowodowanej wiarą w  samowystarczalność?’
„Czy jest na tę ślepotę jakieś remedium, jakieś lekarstwo?”

i najważniejsze: „Czy ja sam przypadkiem nie jestem już chory i ślepy?”

19.03. św. Józefa – Oblubieńca N.M.P.

 2Sm 7,4-5a.12-14a.16

Lecz tej samej nocy Pan skierował do Natana następujące słowa: Idź i powiedz mojemu słudze, Dawidowi:  Kiedy wypełnią się twoje dni i spoczniesz obok swych przodków, wtedy wzbudzę po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego królestwo. On zbuduje dom imieniu memu, a Ja utwierdzę tron jego królestwa na wieki. Ja będę mu ojcem, a on będzie Mi synem,  Przede Mną dom twój i twoje królestwo będzie trwać na wieki. Twój tron będzie utwierdzony na wieki.

lub

Rz 4,13.16-18.22

Albowiem nie od [wypełnienia] Prawa została uzależniona obietnica dana Abrahamowi i jego potomstwu, że będzie dziedzicem świata, ale od usprawiedliwienia z wiary. I stąd to dziedzictwo zależy od wiary, by było z łaski i aby w ten sposób obietnica pozostała nienaruszona dla całego potomstwa, nie tylko dla potomstwa opierającego się na Prawie, ale i dla tego, które ma wiarę Abrahama. On to jest ojcem nas wszystkich - jak jest napisane: Uczyniłem cię ojcem wielu narodów - przed obliczem Boga. Jemu on uwierzył jako Temu, który ożywia umarłych i to, co nie istnieje, powołuje do istnienia. On to wbrew nadziei uwierzył nadziei, że stanie się ojcem wielu narodów zgodnie z tym, co było powiedziane: takie będzie twoje potomstwo. Dlatego też poczytano mu to za sprawiedliwość.

Mt 1,16.18-21.24a

Jakub był ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański

lub

Łk 2,41-51a

Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Homilia

Czy św. Józef jest postacią bezbarwną?

Człowiek cichy i spokojny, nie zabiegający o własną chwałę, sprawiedliwy i roztropny, usuwający się niejako w cień, dbający o rodzinę i dom nie jest dzisiaj w modzie, nie ma siły przebicia, ani nie jest idolem współczesnego świata. Amerykańskie i (nie tylko) filmy wytworzyły mit supermana, przystojniaka, cwaniaka, człowieka sukcesu, mężczyzny roku itd.

W tej powodzi współczesnych idoli postać św. Józefa staje się szara i bezbarwna, a nawet nijaka, tym bardziej, że Ewangelia tak mało nam o Nim mówi. A przecież to sam Bóg wybrał takiego właśnie „nieciekawego” mężczyznę na Opiekuna Jezusa Chrystusa i Jego Matki Maryi. Coś w tym musi być. Kiedyś imię to było bardzo popularne. Św. Józef był patronem wielu chłopców i mężczyzn. Dzisiaj mamy raczej inne mody. A cechy św. Józefa są tak trudne do znalezienia wśród współczesnych mężczyzn. Uczciwość, pracowitość, rzetelność, czystość, szacunek, oddanie rodzinie, prawość, poczucie obowiązku, pokora zostały zastąpione w wielu wypadkach cwaniactwem, efektownością, przebiegłością, sprytem, fizyczną siłą ...

Czy jest jeszcze we współczesnym świecie miejsce dla ludzi, którzy próbują realizować w swoim życiu wzorzec Patrona dnia dzisiejszego? Mężczyźni wstydzą się być uczciwi i rzetelni, wstydzą się kiedy nie przylegają do kanonów współczesnego silnego i wysportowanego "macho", albo wypielęgnowanego i przystojnego gogusia, pachnącego denimem lub innym old spice'm.

A przecież wszyscy wiemy, że dziewczyny podkochują się w idolach, ale na męża i ojca, na twórcę rodziny i kogoś, kto będzie odpowiadał za ich dom wybierają raczej mężczyzn uczciwych i solidnych. Tylko, że tych chyba coraz mniej we współczesnym przereklamowanym świecie.  Św. Józefie ciężko pracujący, cichy i pokorny, odważny w codzienności życia ... módl się za naszymi ziemskimi ojcami ...

 alternatywne homilie

wtorek, 18 marca 2014

środa II tygodnia Wielkiego Postu

Liturgia Słowa:


I czytanie: Jr 18,18-20
Psalm resp.: Ps 31(30), 5-6. 14. 15-16 (R.: 17b)
werset: J 8,12b
Ewangelia: Mt 20, 17-28

Dwie drogi

Dzisiejsze czytania przedstawiają nam dwie drogi, jakie otwierają się przed każdym z nas. Jedna z nich to droga „władców i wielkich tego świata, którzy dają odczuć swą władzę” (Mt 20:25; Mk 10:42). To droga tych, którzy knują, spiskują, prowadzą politykę, to droga tych, którzy prześladowali Jeremiasza i tych, którzy ostatecznie ukrzyżowali Chrystusa. Tę drogę i my znamy z naszej codzienności. To droga ludzi butnych, zarozumiałych, aroganckich i przewrotnych, robiących interesy i karierki. Tacy ludzie nigdy nie zrozumieją Dobrej Nowiny i Jej najgłębszego posłannictwa. To droga wiodąca –ostatecznie- do nikąd, droga pychy, egoizmu, pogardy dla innych. I druga droga, proponowana przez Chrystusa, droga pokory, droga służby innym, droga ostatnich niezaszczytnych miejsc. Droga pogardzana i niedoceniana we współczesnym świecie, lekceważona a nawet wyśmiewana. To droga Jeremiasza, droga Izajasza, droga proroków, droga św. Jana Chrzciciela i droga samego Chrystusa, „Który uniżył samego siebie przyjąwszy postać sługi” (Flp 2:6-8)

Oczywiście ta pierwsza wydaje się bardziej pociągająca i bardziej ludzka, współgrająca z naszą potrzebą akceptacji i samo-potwierdzenia. Ta druga wydaje się iść pod prąd nie tylko współczesnej modzie, ale zaprzeczać naszemu ludzkiemu pragnieniu bycia kimś, a nawet negować zdrowy rozsądek. Tylko, że tak na dobrą sprawę, to cała Ewangelia jest zaprzeczeniem zdrowego rozsądku. Bo cóż powiedzieć o propozycji Chrystusa: „Kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż ...” (Łk 9:23) albo o tym -wcale nie zdroworozsądkowym- stwierdzeniu: „kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 16:25). Co powiedzieć o Mistrzu, Który umywa nogi swoim uczniom (J 13:1-16)? Co w końcu powiedzieć o Bogu, Który pozwala się człowiekowi przybić do krzyża? Gdzie tu zdrowy rozsądek i gdzie ludzka logika?

Ty także masz dwie drogi przed sobą ... którą wybierzesz?

poniedziałek, 17 marca 2014

wtorek II tygodnia Wielkiego Postu

Liturgia Słowa:


I czytanie: Iz 1,10.16-20,27-28.31
Psalm resp.: Ps 50(49), 8-9. 16bc-17. 21 i 23 (R.: por. 23b)
werset: Ez 18,31
Ewangelia: Mt 23, 1-12

Pokora

Bardzo trudne słowo: „pokora”, kojarzy nam się zazwyczaj z nieudolnością i słabością, z nijakością i biernością. A ono jest właśnie tematem przewodnim dzisiejszych czytań. Pokora nie jest pojęciem popularnym w naszej cywilizacji, nastawionej raczej na błyskotliwą karierę i krzykliwą reklamę. Kto nie umie się zareklamować, nic nie osiągnie i będzie zawsze wlókł się w ogonie. Trzeba umieć docenić swoją wartość, trzeba umieć ukryć swoje słabości, a nawet przedstawić je jako pozytywy. Pokora, to cnota pogardzana i zapomniana w świecie szybkiego sukcesu. 

A przecież św. Teresa z Avilla powiedziała, że „pokora jest potrójną prawdą; prawdą o mnie wobec Boga, wobec bliźniego i wobec samego siebie”. Pokora więc nie umniejsza moich wartości, ale też nie przedstawia negatywów jako czegoś pozytywnego. Tylko w pokornej prawdzie o sobie samym mogę dostrzec wszystkie moje zalety, a dostrzeżone wady skorygować. W przeciwnym wypadku narażam się na niebezpieczeństwo życia w zakłamaniu. I to właśnie zarzuca Chrystus w dzisiejszej Ewangelii słuchającym Go faryzeuszom, życie w zakłamaniu! To jest także niebezpieczeństwo współczesnego człowieka żyjącego w świecie nastawionym na spektakularny sukces. 


Co więcej, pokora ustawia właściwą hierarchię wartości. Człowiek pokorny zna swoje zalety i umie je wykorzystać, ale także  zna swoje wady i chce je korygować, bo wie, że zawsze jest jeszcze więcej tego, co powinien naprawić, niż tego co już osiągnął. Tak rozumiana pokora ustawia dobra duchowe i ludzkie przed materialnymi, ustawia drugiego człowieka przede mną samym, a na pierwszym miejscu ustawia przede wszystkim Boga. Jest to dokładnie odwrotnie do tego co widzimy w dzisiejszym świecie, gdzie najpierw jestem ja, później ewentualnie inni, a gdzieś na szarym końcu, prawie niezauważalny, Bóg. A efekty takiej -opartej na pysze aroganckiej gradacji- są wszędzie dostrzegalne. Czy nie warto przemyśleć i przemeblować swojego życia kierując się właśnie pokorą (która jest prawdą), a nie pychą, która jest życiem w zakłamaniu? (Iz 57:15; Jk 4:6)